Miałam w życiu taki czas, kiedy
kłopoty włażą na głowę tak bardzo, że nie możesz jeść,
spać, ani nawet myśleć. Wieczorem kładziesz się, by odpocząć i
usypiasz, ale ogrom szajsu budzi Cię w środku nocy i tak bombarduje
w czaszce, że nie masz już szans na sen. Jest trzecia w nocy, nie
możesz wstać, gdyż pobudzisz wszystkich. Nie zaświecisz światła
nawet, warunki lokalowe na to nie pozwalają. Dwa pokoje, cztery
osoby. Pozostaje jeszcze łazienka, ale siedzenie na podłodze, na
zimnych kafelkach wynajętego mieszkania, nie jest szczytem marzeń
nocnych, dla niewyspanego po trzech godzinach snu, ciała.
Leżysz więc w ciemności i sufitujesz. Sufitujesz i mielisz problemy. Mielisz, bez szans na ich rozwiązanie, bo jak tu w nocy znaleźć wyjście z czarnej dupy? Nie ma gorszego czasu na myślenie o bolączkach, niż noc. Jej cisza i ciemność potęguje ogrom kłopotów i włącza panikę.
Leżysz więc w ciemności i sufitujesz. Sufitujesz i mielisz problemy. Mielisz, bez szans na ich rozwiązanie, bo jak tu w nocy znaleźć wyjście z czarnej dupy? Nie ma gorszego czasu na myślenie o bolączkach, niż noc. Jej cisza i ciemność potęguje ogrom kłopotów i włącza panikę.
Po kilku miesiącach napierdalanki z
syfem w głowie masz dosyć i wyglądasz, jak zombie.
Zombie zmęczone, wychudzone, jak cień
samego siebie.
Tak właśnie miałam.
Trzy godziny snu i do pracy, a
właściwie odrabiania wyroku.
Bez opcji poprawy, bez szans na
polepszenie, bez nadziei. No dobra, nadzieja umiera ostatnia...
Praca, dom, a w nim obowiązki, wysiłek
uśmiechu do dzieci, bo one nie muszą w tym brać udziału.
Znieczulenie piwem przed snem, trzy godziny snu, przebudzenie i sufit
przed oczami przez kilka godzin.
Codzienność, jak w jakimś koszmarze!
Pewnej nocy obudziłam się jak zwykle
i dosyć miałam wciąż tych samych, czarnych myśli.
Koniec!
Coś muszę zrobić, bo zwariuję!!!
I tu Was zaskoczę, a może właśnie
nie zaskoczę...
Wymyśliłam opowiadanie, ze mną w
roli głównej. Zaczęłam je sobie właśnie opowiadać w głowie i
wyobrażać wszystko bardzo dokładnie.
Pierwszej nocy zrobiłam właściwie
ogólny rys i trwało to z pół godziny. Gdy skończyłam, zaczęłam
je opowiadać od początku i dodawać szczegóły. Opowiadanie
rozwijało się, dodawałam kolejne wątki, a wszystko widziałam tak
dokładnie, jakbym oglądała film. Tyle tylko, że czułam nawet
zapachy, smaki, czułam wszystko.
Budziłam się bardzo regularnie,
zawsze około trzeciej w nocy i zaczynałam „opowiadać” mózgowi
tę baję od początku do końca i znów. Tak na okrętkę. Po tych
kilku dniach stwierdziłam, że przy drugim rozpoczęciu
„odtwarzania” w głowie bajeczki... usypiam i śpię do rana!
Zaczęłam się względnie wysypiać.
Minął kolejny tydzień i usypiałam
już przy pierwszym „opowiadaniu” jej sobie.
Jeszcze kilka następnych nocy
wałkowania opowieści i usypiałam w połowie.
Tak odkryłam sposób na własną
bezsenność. Tym opowiadaniem było „Przejście przez pasy”.
Spisałam je, poszukałam miejsca do publikacji i... przestało
działać!
Już mnie nie usypiało, musiałam
wymyślić nowe opowiadanko.
Tak znalazłam nowy
nałóg - pisanie.
Pisałam z początku mało i rzadko.
Jedna prawidłowość pozostała. Opowiadania działały jako
usypiacze do momentu ich wrzucenia do sieci. Nie przeszkadzało mi to
jednak, bo w głowie coraz więcej ich powstawało. Mało z tego,
zaczęły mi się śnić!
Ale nie o opowiadaniach chcę Wam tu
opowiedzieć, ale o rzeczy którą odkryłam poźniej.
Pracuję w zawodzie, w którym często
moczy się dłonie, a te narażone są na kontakt różnoraką
chemią.
Jako permanentny alergik miałam przez to kłopot z
dłońmi, a w końcu dłonie to ważna sprawa i są wizytówką
kobiety. Nie mogą być brzydkie, a moje były... wstrętne.
Zaczęło się od bąbelków na palcach
i podrażnionej skóry. Do tego doszły plamy, a w końcu pękająca
skóra.
Wyglądało strasznie, swędziało,
bolało i szczypało.
Wyobraźcie sobie palce, których nie
można wyprostować, gdyż pękają i broczą.
Koszmar!
Wędrówka po
lekarzach, dermatologach, zielarzach...
I klops! Nic nie skutkowało!
Żyłam z tym badziewiem, wstydziłam
się dłoni, chowałam je, plastrowałam i wyglądałam, jak Michael
Jackson tyle, że gorzej. Fatalnie!
Po wielu miesiącach udało mi się
znaleźć środek zaradczy i była nim maść Elocom.
Smarowałam, znikało, przestawałam,
wracało.
Ale jakoś się z tym żyło i nie
straszyło.
Spałam w rękawiczkach nasączonych maścią. W rękawiczkach myłam wszystko i prałam, pracowałam. Uczulał mnie nawet płyn Ludwik.
Niestety, maść ta zawiera sterydy i
nie należy jej zbyt długo stosować. Ja używałam Elocomu kilka
lat.
Nie było wyjścia, musiałam.
Mam kumpla, który miał podobne
problemy z dłońmi i stosował ten sam specyfik. Tak go sobie
pożyczaliśmy i oddawaliśmy, gdy któreś miało głód sterydu na
łapach.
Pewnego dnia... Tak, wszystko dzieje
się pewnego dnia i zawsze tak się zaczyna :D.
Pewnego dnia, mąż mój podrzucił mi
artykuł.
Metoda Silvy...
Zainteresowałam się tematem mocno tym
bardziej, że kilka miesięcy wcześniej umarł mój tatusiek.
Ja, córunia tatunia tęskniłam i nie
umiałam się z tym faktem pogodzić.
W żadne nieba i piekła nie wierzyłam,
więc wszystko to było dla mnie czystą niesprawiedliwością.
Nie
zgadzałam się ze stanem rzeczy i szukałam.
Na kurs poszłam z debilnych pobudek.
Wyczytałam mianowicie w necie – klozecie, że metoda ta jest
bardzo niebezpieczna, gdyż można się dzięki niej kontaktować z
duchami umarłych.
Bucha cha cha!
Teraz tak reaguję na to, wtedy
szukałam sposobu zobaczenia taty w jakikolwiek sposób.
Bez wahania zapisałam się na
trzydniowy kurs i czekałam na dzień, gdy posiądę wiedzę tajemną.
Ależ byłam głupia...
Trzy dni gadania oczywistości i jedno
ogromne odkrycie!
Mam mózg i nie potrafiłam z niego
korzystać.
Słuchałam z początku słów
prowadzącego i czekałam na jakieś czary mary, tymczasem facet
opowiadał o relaksacji, oddechu, walce z nałogami, z bólem i
bezsennością.
Na kursie odkryciem była własna
genialność, gdyż sama wymyśliłam sobie metodę Miki na
bezsenność.
Po kursie zaczęłam praktykować to,
czego się dowiedziałam i za co zapłaciłam.
SAMOLECZENIE.
Głupio brzmi?
Możliwe, ale u mnie zadziałało i to
był początek zmiany mojego podejścia do tego, co miałam w czaszce.
Choroba skóry rąk wracała
ustawicznie. To przeszkadzało, odbierało komfort życiu i
postanowiłam zacząć od rąk właśnie.
Metoda Silvy mówi, by stworzyć sobie
miejsce w głowie, w którym siebie leczysz.
Dodaje mnóstwo symboli i przedmiotów,
które masz wymyślić i te mają Ci pomóc.
U mnie, do tego miejsca, do
Laboratorium, idzie się przez las, wchodzi po kilku skalnych
schodach i wchodzi przez drewniane drzwi, do okrągłego budynku.
Budynek też jest drewniany, wysoki, z długich, ciemnych desek.
Ma
przeszklony dach, wewnątrz pachnie drewnem. Wokoło niego ciągną
się wyłącznie pola. Zawsze świeci słońce, jest ciepło.
Na środku pomieszczenia stoi łóżko,
czy raczej kozetka i to jest moje miejsce samoleczenia.
Przy kozetce stoją lasery z ruchomymi
ramionami (w końcu lubię fantastykę :-) ).
Wchodzę do pomieszczenia i nigdy nie
pomijam wyobrażania sobie drogi przez las, po zmurszałych
stopniach, otwierania drzwi i wejścia do środka, do przyjaznego
pomieszczenia.
Nie muszę zamykać drzwi, gdyż w tej
krainie nie ma nikogo poza mną, nie mam się kogo obawiać, jestem
bezpieczna.
Kładę się na kozetce, i myślą
włączam lasery.
Zaczęłam właśnie od dłoni i to te,
leczę światłem.
Najpierw ramiona maszyny, która jest
narzędziem mojego umysłu, skanują chore miejsca skóry i zaczynają
wypalać niepotrzebną tkankę. Następnie nakładają nową tkankę,
którą powlekają ubytki w wypalonych miejscach.
Chore tkanki płyną
z krwią do pęcherza moczowego i tam zaczekają. Wysikam je.
Taki zabieg stosowałam dwa razy
dziennie po piętnaście minut, przez dwa tygodnie.
Rano, siedząc na krześle i wieczorem,
w łóżku.
Dwa tygodnie i ręce, chore od lat,
wyzdrowiały. Wszystkie zmiany chorobowe i podrażnienia zniknęły.
Maść ze sterydami poszła w odstawkę, ja zaczęłam się
interesować tematem możliwości umysłu.
Głupio brzmi, wiem. Też bym tak pomyślała, ale przetestowałam, więc mam dowód.
Czy bredzę?
Myślcie, co chcecie. Sprawdziłam to
na sobie i zadziałało.
Chciałam wiedzieć czy mogę coś z
tej wiedzy sprzedać innym. Kilka metod wyniesionych z kursu
zadziałało na koleżankach. Najlepiej działa sposób na
bezsenność, czyli kontrola zasypiania z użyciem wymyślonej
tablicy.
Jeśli ktoś chciałby odkryć coś w
sobie, o co dotąd nawet siebie nie podejrzewał, mogę z całą
pewnością polecić taki kurs. Każdy coś z niego dla siebie
wyniesie.
Dla mnie był to początek samorozwoju
i ten trwa.
Jestem obecnie w wyjątkowo dupiatej
sytuacji życiowej, ale teraz wiem, że sobie z nią poradzę. Mam
narzędzia i wiem, jak ich używać.
Po to właśnie założyłam bloga i o
tym (pomiędzy opowiadaniami oczywiście!) będę pisać.
Niektórych spraw nie należy
zachowywać dla siebie i trzeba się nimi dzielić, bo trzeba i już!
Wiem, wiele osób pomyśli: kretynka,
naiwniaczka, wariatka itp. itd.
Proszę bardzo! Mnie to nie rusza :D.
Wiem, co wiem, a czego nie wiedziałam.
Od kilku lat nie łyknęłam tabletki,
z bólem radzę sobie innymi metodami i jestem happy.
Tym się będę dzielić i proszę
opluwaczy, by pluli na podłogę u siebie, nie na moim blogu.
Opluwaczy również pozdrawiam ;-)
ps. mam mózg i nie zawaham się go użyć!
całusy ;-)
A propos opluwaczy. Przez kilka lat byłem starostą grupy na studiach. Funkcja czysto administracyjna (ustalić termin egzaminu, coś przesunąć, coś ustalić itp). Nauczyłem się jednej rzeczy - trzeba wybrać sobie kilka osób, których uważasz za sensownych i ich zdanie brać pod uwagę. Uwagi innych należy pomijać bo nie zadowoli się innych, bo nie szanujesz tych osób lub nie uważasz ich za sensownych. Po kilku latach nauczyłem się, że nie wszyscy muszą mnie lubić (choć na pewno komuś są potrzebni), ja nie muszę wszystkich lubić. Moja wartość nie jest określona przez ilość znajomych, a ja nie muszę nic nikomu udowadniać. Na koniec dwa cytaty: Ludwik XIV - państwo to ja oraz Tagore - najlepszym dowodem na niezbędność mojego istnienia jest to, że istnieje.
OdpowiedzUsuńPS
Nie będę zakładać kolejnego konta na kolejnej stronie. Przepraszam. Ale, aby nie było tak anonimowo to będę się podpisywał "Aprecjator". Przez analogię to mojego poprzedniego wpisu z trudnym słowem "deprecjonować" :-) i przez wzgląd na wymowę tego wpisu.
Nie zakładaj, nie ma potrzeby.
UsuńMoże się jednak zdarzyć, że ktoś podpisze się Twoim nickiem (a jest świetny) i się wkurzysz, bo się do siebie przyzwyczaiłeś :D.
Koleżanka tak właśnie miała i przez to rypnęła sobie konto guglowskie.
I jeszcze jeden znajomy ;-).
Masz rację, nie dogodzi się wszystkim...
Mika wypierniczaj z mojej głowy, albo z mojego pokoju. ;D
OdpowiedzUsuńMusiałaś mnie w nocy obserwować zaś. Już mi się to przestaje podobać. ;D
A co do tematu, to co stosujesz to afirmacja do autohipnozy. ;)
Sama ją stosuję gdy jestem zestresowana. Głównie w wannie pod wodą, albo w łóżku przed snem. Najlepiej jak się leży. Wyobrażanie sobie, że idziesz w jakieś miejsce gdzie dostaniesz rozwiązanie i osiągniesz cel pomaga wczuć się we wszystko. Ja zazwyczaj schodzę po schodach u mnie w domu i na dole za każdym razem jest coś innego. Ale jak idę to też sobie wyobrażam zimne stopnie, szorstką ścianą i rozbujaną balustradę, to pomaga wejść w hipnozę. I jak już odprężę się i dojdę tam gdzie chcę wyobrażam sobie różne rzeczy i mówię w myślach same pozytywne emocje. Ważnym jest by nie używać takich wyrażeń jak: "muszę", "nie mogę", etc., bo to za nic nie pomoże. Później trzeba wrócić stamtąd, czyli wracam po schodach do swojego pokoju, cały czas powtarzając sobie "po drodze" jakieś optymistyczne teksty. Nie wiem czy działa, ale przed snem wycisza mózg i odpuszczają złe myśli i ciało się odpręża, przez co lepiej się zasypia.
Takie metody uczą mózg efektywnego skupiania się nad jedną rzeczą, zamiast tysiąca napierdalających obrazów we łbie masz przed oczami tylko zwykłe krzesło w białym pokoju, co baaaardzo ułatwia zasypianie.
Kochana Miko- Jackson*. Poza tym nie rozumiem dlaczego wszyscy na niego jadą?
OdpowiedzUsuńJa na niego absolutnie nie jadę, ale kocham wręcz od dziecka!
UsuńPamiętasz, że często miał plastry na palcach?
Ja miałam na wszystkich i tak mi się skojarzyło :-)
Wiesz.. Napisałaś, że 'gorzej to wyglądało' więc pomyślałam, że kolejna osoba, która go obraża. Mile mnie zaskoczyłaś Miko. ; )
UsuńWiesz.. Napisałaś, że 'gorzej to wyglądało' więc pomyślałam, że kolejna osoba, która go obraża. Mile mnie zaskoczyłaś Miko. ; )
UsuńKiedyś ktoś mi powiedział, że bariery tkwią tylko w naszych głowach.
OdpowiedzUsuńKiedy Cię poznałam, przypomniałam sobie o tym wtedy, kiedy nie było dobrze.
Pieprzmy bariery, uwolnijmy umysł!
I tak dobrze, że nie stwierdziłaś, żem świruska i nie uciekłaś :D
UsuńPolecam też świadomy sen, ciekawy pomysł na spędzenie nocy ;)
OdpowiedzUsuńJa próbuję, ale ciągle się wiercę, albo zwyczajnie zasnę.Za nic mi nie wycwychodzi! ;/
UsuńWiesz Miko, ten sposób na bezsenność... jak przeczytałam wpis to zdałam sobie sprawę że stosuję go od czasów szkolnych, z powodzeniem :D. Jestem gienialna? :D Szkoda tylko, że na moje przypadłość to samoleczenie raczej nie wystarczy :/, chociaż terminy na zabiegi takie, że w międzyczasie nic nie kosztuje spróbować ;)
OdpowiedzUsuńSkoro jesteś genialna, to polecam samoleczenie tą metodą.
UsuńPół godzinki wysilenia wyobraźni dziennie i kto wie?!
Trzymam kciuki!
A myślałem ze tylko ja se wymyślam bajki żeby zasnąć, no ale co zrobisz dla mnie to najlepszy sposób na bezsenność szczególnie przydał się teraz przed maturami.
OdpowiedzUsuńK.