I w "Takajej" i w "Długu", główne bohaterki wyruszają w podróż. Obie autem i tu zacznie się dla mnie wyzwanie. Opisać tę podróż na tyle odmiennie, by nie koliła po oczach ta zbieżność.
Jak wyjdzie? Ocenicie sami.
- Co ty tutaj
robisz? - Byłam zbytnio zszokowana, by zadać mądrzejsze pytanie.
- A co sobie
myślałaś? - Matka wstała powoli, nie odrywając ode mnie wężowych
oczu i sycząc w wężowym języku. - Że jak uciekniesz z domu i
zabierzesz mi dzieci, to nie będę swoich synków szukać mała
zdziro? Matce dzieci ukraść?!
- Matce?! -
Oburzenie odblokowało mnie. - Ty siebie nazywasz matką?!
Stała przede mną
spięta i najwyraźniej gotowa do kłótni.
- Ty ich matką na
pewno nie jesteś - odparła zjadliwie. - To ja ich urodziłam.
- I wtedy skończyła
się twoja rola, jako matki. - Starałam się mówić spokojnie, choć
ledwo nad sobą panowałam. - Od początku byłam lepszą opiekunką
dla braci, niż ty matką.
- Nie prawda! -
Zacisnęła pięści, usta we wściekłe kółko. - Wychowywałam
ich, jak umiałam najlepiej.
- W ogóle ich nie
wychowywałaś! - krzyknęłam, przestając panować nad emocjami. -
Wyplułaś ich z brudnego łona i zapomniałaś o swoich obowiązkach.
Poszłaś się szlajać!
- Ja się poszłam
szlajać? - Jej zharataną używkami twarz dzieliły zaledwie
centymetry od mojej. - Za to z córki wyrosła mała dziwka! Widzę,
że nalazłaś sobie godną pracę?
Rozejrzała po
kuchni, teatralnym gestem wskazując wokoło.
- Kim tutaj jesteś?
- Znów wbiła we mnie spojrzenie przemalowanych oczu. - Sprzątaczką,
kurewką? Jednym i drugim?!
Nie wytrzymałam.
Krew zaszumiała mi w uszach, dłoń uniosła się bezwiednie i po
nabraniu rozpędu, trafiła ją prosto w twarz.
Dźwięk uderzenia
w ciało zabrzmiał głośno w cichym pomieszczeniu i trwał echem w
uszach.
Mira siedziała w
bezruchu, matka złapała się za twarz, do mnie powoli docierało co
zrobiłam.
Nie czułam żalu,
raczej ulgę. Chciałam to zrobić od zawsze, tym razem sprowokowana,
nie powstrzymałam się.
- Ty mały
kurwiszonie... - syczała cicho. - Nie myśl sobie, że tak to
zostawię. Odbiorę ci moje dzieci, a na pewno pieniądze na nie.
Nie widziałam
sensu w rozmowie. Nic do niej nie docierało. Przyszła odzyskać
odebraną jej na dzieci kasę, nie synów.
- Pani stąd
wyjdzie. - Zza moich pleców dobiegł głos Adama.
- A ty kto?! -
Wściekła, ale i zaciekawiona wyjrzała ponad moim ramieniem.
- Właściciel tego
domu i proszę, by go pani opuściła i nie nachodziła nas więcej.
- W jego głosie pobrzmiewała groźba.
I dobrze. Ze mnie
para zeszła i czułam się rozdeptana. Nie chciałam patrzeć na tą
wywłokę, moją matkę, więc odwróciłam wzrok czekając, aż
wyjdzie.
- Nie ciesz się
kasą, bo ci ją zabiorę – warknęła jeszcze, mijając mnie. -
Dzieci sobie możesz zachować.
I tak oto w jednym
zdaniu podsumowała cel swojej wizyty. Nie z miłości do synów to
zrobiła, ale z pragnienia wywołanego wyschniętym źródełkiem
finansowym. Sucz...
Stałam w
niezmienionej pozie, gdy Adam wyprowadzał matkę. Zamknął drzwi i
wrócił. Mira w międzyczasie opuściła pomieszczenie, zostawiając
nas samych. Stałam sflaczała, czując łzy pod powiekami.
Matka... Ja to mam szczęście!
Matka... Ja to mam szczęście!
- Kasiu. - Drgnęłam
nerwowo, czując dłoń na ramieniu. - Trzymasz się?
- Trzymam -
szepnęłam. - Przykro mi, że to widziałeś.
Było mi przykro,
głupio i wstydziłam się po prostu.
Było mi również
bardzo, ale to bardzo źle.
- Wszystko w
porządku – szepnęłam, obejmując się ramionami. - Szkoda, że
to widziałeś.
Podszedł do mnie i
objął, odwracając ku sobie i zamknął w uścisku. Z
nosem wciśniętym w jasną koszulę, wdychałam jego zapach,
uspokajając się powoli. Chciałam zapomnieć to, co wydarzyło się
przed chwilą.
- Pocałuj mnie. -
Uniosłam ku niemu twarz.
Pocałował i
docisnął do siebie. Myśli powoli ulatywały, zastępowało je
podniecenie. Jego dłonie błądziły po ciele, wplatały palce w
moje włosy. Język penetrował usta, usta całowały twarz. Napierał
na mnie podnieconym ciałem, kierując do tyłu, aż w pewnym
momencie poczułam krawędź blatu. Nie tracąc kontaktu z
ustami, sciągnął mi z bioder legginsy i usadził na blacie, stając
między udami. Jeszcze kilka gorączkowych ruchów dłoni, by
po chwili wbić się we mnie. Bez pieszczot, bez słów, bez
niepotrzebnych wstępów. Pchnięcie i wycofanie, kolejne i jeszcze
jedno. Przyciągał mnie ku sobie, pchając coraz szybciej i mocniej,
dysząc mi w usta.
Myśli już nie
było, zostało uczucie, a to szybowało coraz wyżej, by z kolejnym
ruchem zacisnąć mi powieki i moje wnętrze na nim. Jeszcze chwila i
zaciskając dłonie na pośladkach, znieruchomiał z jękiem.
Trwaliśmy tak chwilę.
Myśli wracały,
lecz przymglone.
Gorycz pozostała,
lecz była odrobinę posłodzona.
Zsunęłam się z
blatu, ubrałam i nie mówiąc nic, poszłam do pokoju.
Pod prysznicem
zastanawiałam się nad całym zajściem i nie o matce myślałam.
Jej reakcje były dla mnie jasne, jak budowa cepa. Zamyśliłam się
nad zachowaniem Adama.
Szybki seks ukoił na chwilę złe emocje, ale nie zaradził im.
Dlaczego nie powiedział nic?
Dlaczego ja nie odpowiedziałam na zadane pytanie?
Czy zwykły pocałunek naprawdę tak go podniecił, czy wolał się kochać niż rozmawiać?
Czy ja właściwie chciałam rozmawiać?
Szybki seks ukoił na chwilę złe emocje, ale nie zaradził im.
Dlaczego nie powiedział nic?
Dlaczego ja nie odpowiedziałam na zadane pytanie?
Czy zwykły pocałunek naprawdę tak go podniecił, czy wolał się kochać niż rozmawiać?
Czy ja właściwie chciałam rozmawiać?
Te i wiele innych
pytań tłukło się w głowie. Nie rozumiałam naszych relacji
i tego, co się ostatnio działo.
***
Wchodząc do domu
czułem, że coś jest nie tak. Utwierdziłem się w tym, widząc
napięte plecy młodej, gdy wchodziłem do kuchni, a następnie jej
unoszące się ramię i dłoń wymierzającą siarczysty policzek
osobie przed nią.
Po tym odgłosie
nastąpiła cisza, napięcie wisiało w powietrzu, iskrzyło wręcz.
- Ty mały
kurwiszonie... - To był kobiecy, chropowaty głos osoby stojącej
przed młodą. - Nie myśl sobie, że tak to zostawię. Odbiorę ci
moje dzieci, a na pewno pieniądze na nie.
Zrozumiałem, że
to jej matka. Ostatnia osoba, którą Kasia chciałaby widzieć i z
nią rozmawiać. Zachowanie młodej potwierdziło moje domysły.
Stała, zaciskając pięści. Obawiałem się, że jeśli nie wyrzucę
tej kobiety z kuchni, z domu i to w tej chwili, to może dojść do
poważniejszych rękoczynów.
Wyprowadziłem jej
matkę za drzwi.
- Pani tu nie wraca
– powiedziałem, zamykając za nią drzwi.
Co teraz? Co
powinienem powiedzieć? Nie byłem dotąd w takiej sytuacji, nie
musiałem pocieszać, a to podpowiadała mi intuicja.
- Kasiu. -
Dotknąłem jej ramienia, choć wolałbym ją przytulić, lecz nie
wiedziałem, jak zareaguje. - Trzymasz się?
Przytaknęła i
objęła się ramionami, jakby bała się rozpadu ciała na kawałki.
Skurczyła się i napięła.
Objąłem ją
ramionami, a ona wtuliła się we mnie z ufnością, pocałowała i
wszystko stało się łatwe.
Usta, dłonie,
oddech, ja w jej wnętrzu i długo wyczekiwany kontakt fizyczny
przyniósł ulgę, wygłodzonemu ciału. Szybko, gwałtownie, byle do
finału.
Wyplątała się z
moich ramion i bez słowa wyszła z kuchni.
Ja zostałem
ogłupiały.
Czy coś źle
zrobiłem?
Cholera.
Wieczorem normalnie
zachowywały się tylko dzieciaki. Jak zwykle głośne, wesołe i
wszędobylskie.
Czuły się u mnie najwyraźniej, jak u siebie.
Mira milczała,
młoda wykonywała zajęcia mechanicznie, ja czułem się
idiotycznie.
Nie jak u siebie...
- Możemy jechać
jutro w nocy. - Musiałem jakoś przerwać ten zawias. - Co wy na to?
Po moich słowach
zawrzało i na taka reakcję właśnie liczyłem. U chłopaków
reakcja był najszybsza i najżywsza.
Ich ruchy przyspieszyły, jakby ktoś mikser powietrza włączył.
Ich ruchy przyspieszyły, jakby ktoś mikser powietrza włączył.
- Już jutro?! - To
był Tomek.
- W nocy?! - To
Arek.
- Jedziemy?! -
Kacper.
Czy ja aby na pewno
wiem, co robię?...
***
Od wyjścia matki,
czułam się, jakbym miała ciasny klosz na głowie. Niby wszystko
było normalnie, lecz nienormalność zajścia sprzed kilku godzin,
powtarzała w mojej głowie całą sytuację, jak zapętlony film.
Uderzyłam matkę i choć zasługiwała na to, może na wiele więcej
nawet, nie umiałam sobie z tym poradzić.
Uderzyłam własną
matkę!
Jaka by ona nie
była, to jednak matka...
Funkcję robota, na
którą się przełączyłam, wyłączył Adam oznajmiając, że
jutro wyjazd.
Najszybciej
zareagowali bracia, ja całą scenę obserwowałam i jedna rzecz
uderzyła mnie i zabolała. Reakcja Adama na wybuch ekscytacji
chłopaków. Wystraszył się chyba takiego żywiołu.
Ten wyjazd będzie
sprawdzianem.
Rozeszliśmy się
do pokoi. Ja z Kacprem do naszego, Tomek i Arek do swojego. Oni z
jedną, my z drugą, pożyczoną od Adama torbą. Pakowałam nas i
myślałam. Mieliłam i mieliłam i dziś ta cecha
charakteru ciążyła mi okropnie.
Kolejny dzień był
nerwowy. Ekscytacja dzieciaków sięgała zenitu z każdą godziną,
przybliżającą nas do tej, wyznaczonej na wyjazd. Zadawali dziesiątki pytań, nie
pozwalając mi się skupić na przygotowaniach.
Chciałam być
gotowa na każdą okoliczność, tymczasem ich ciekawość o
pogodę, temperaturę, miejsce do pływania i inne „najważniejsze”
sprawy, nie pozwalała niczego zrobić, jak należy. A przecież
musiałam skompletować apteczkę, przygotować prowiant na drogę,
czy zapasy picia.
Nawet Mira wyczerpała cały pokład anielskiej
cierpliwości i była nimi najzwyczajniej w świecie zmęczona.
Kolejne, nabite
torbiszcza, układaliśmy przy drzwiach wejściowych, a Adam ładował
je do auta.
Nie jest tak, jak
gdy robił wypady z kochankami, pomyślałam z uśmiechem. Co
innego spakować kilka ciuchów i wsiąść do samolotu, a załadować
tyle kilogramów niezbędników przy tak licznej załodze.
Oj, Kasieńko –
szepnął skrzydlaty demon w mojej głowie. - Czarno to widzę.
- Zamknij ryja! -
warknęłam pod nosem.
- Ładujemy się i
w drogę! - krzyknął Adam, z wesołością, której przeczył wyraz
oczu.
Widziałam jego
obawy, sama czułam to samo.
Usadziliśmy
chłopaków na specjalnie zakupionych z okazji wyjazdu fotelikach,
ucałowaliśmy Mirę i ruszyliśmy w drogę.
- Denerwujesz się?
- zapytałam, gdy bracia popadali w końcu i kiwając głowami, wraz z
kołysaniem samochodu, spali.
Wreszcie cisza.
- Nie – odparł.
- Niby czym mam się denerwować?
Nie widziałam jego
oczu, ale ton głosu nie przekonał mnie.
- A ja się
denerwuję. - Wyznałam szczerze. - To pierwszy taki wyjazd i nie
wiem, czego się spodziewać.
- No dobrze –
zaśmiał się. - Też się pietram i dobrze, że nie jestem w tym
osamotniony.
Czy wiesz jakie to jest bolesne? Że łyka się w 6 sekund? Wiem ile czasu się pisze, tyle roboty, a przyjemność jak mgnienie oka i... co dalej? Podoba mi się że jest po ludzku... Podróż... cóż, nic nie będę wieszczyć, ani podpowiadać ani domysłów snuć... Ale problem z podróżą, bo dwa razy ledwie? No, Mika, to z bzykaniem na 1000 sposobów radzisz bez problemu, a dwa przedmioty martwe (samochody) miałyby Cię pokonać? Dasz sobie radę na pewno :D
OdpowiedzUsuńPodróż, jak podróż... To zależy od tego, czy jest celem sama w sobie, czy cel ważniejszy.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa :)
Lol, po takiej awanturze seks byłby chyba ostatnią rzeczą na jaką miałabym ochotę. Na miejscu Kaśki złapałabym doła głębokości Rowu Marjańskiego i na pewno nie byłoby mi miło. Ale to takie tam moje myślenie, bo co ja młoda dziewka mogę wiedzieć. ;D
OdpowiedzUsuńChłop nie umie gadać,to pociesza,jak może.To takie samolubne,swoją drogą.
OdpowiedzUsuńFajna część, trzymam kciuki za udane wakacje Kaśki i Adasia :)
OdpowiedzUsuńFaceta trzeba sobie wychować. Kaśka jest na początku drogi.
OdpowiedzUsuńKurna,jak słyszę,że trzeba faceta wychować,to mnie szlag trafia.Najlepiej jeszcze niech sika
OdpowiedzUsuńna siedząco i pamięta o oddychaniu podczas snu.Jak nie ma tej choć znikomej nuty empatii,to jest zwyczajnym bucem,po prostu.To tak,jakby Adama pobito,a Kasia zamiast sztucznego oddychania robiła mu laskę.
:D
UsuńJako autor spornego wpisu czuję się wywołany do tablicy.
UsuńPozwolę się nie zgodzić z Laid Back. Jak zawieramy jakiś bardziej poważny związek (przepraszam za sztuczne brzmienie wyrażenia) to w sposób mniej lub bardziej przemyślany lub intuicyjny robimy analizę swoich potrzeb, tego co w partnerze/partnerce nam się podoba, nie podoba ale możemy zmienić, nie podoba ale nie da się zmienić i z czym się godzimy. Przykładowo spotkałem dziewczynę zgrabną i inteligentną (podoba mi się), palącą (nie podoba mi się ale uważam, że mogę to zmienić), o przeciętnej twarzy oględnie mówiąc (nie mogę tego zmienić). W zależności od moich priorytetów wchodzę w związek (więcej pozytywów) lub nie (więcej negatywów) Wychowywanie drugiej strony (zarówno partnera i partnerki) polega na próbie zmiany tego co im się nie podoba i co można zmienić. Wychowywaniem jest chociażby powiedzenie, że wypowiedź drugiej strony mnie uraziła - mam inny próg wrażliwości. Każda osoba ma inne doświadczenia życiowe, inną wrażliwość i jeżeli chcemy zrobić dobry związek to jakoś musimy to wypośrodkować. Przez rozmowę, przez niewerbalne działania np smutną minę po wypowiedzi drugiej strony itp. Jeżeli tego nie zrobimy to skąd druga strona może wiedzieć że robi źle? Skąd ma się dowiedzieć co dla drugiej strony jest ważne, jeżeli tego nie powie? Reasumując wychowanie partnera/partnerki to nie jest nic złego. Jest to czynność, która zwiększa szansę na udany i trwały związek.
Przepraszam, że nie odniosę się z moim tekstem do opowiadania ale trzeba coś popracować i zarobić na chleb a analiza zachowań Kasi i Adama to temat na kolejny, dłuższy tekst.
Aprecjator
Znam wiele par, które nie potrafią (czyt. nie próbują) rozmawiać po prostu.
UsuńWynika z tego niestety również przekonanie, że on/ona powinien TO wiedzieć, domyślić się.
I trwają w swoich nie domysłach i niewiedzy o uczuciach i pragnieniach drugiej strony, a przepaść rośnie i pogłębia się.
Rozmowa, to podstawa.
Z niektórymi osobami ciężko rozmawiać...
Dlatego napisałem, że wychowanie drugiej połówki to nie jest nic złego. To jest próba przekazania informacji o własnych potrzebach i oczekiwaniach i dostosowania do nich partnera. Jeżeli obydwie strony robią to rozsądnie i żadna z nich nie czuję się tym obrażona, a obydwie czują się odpowiedzialne za związek to na pewno spotkają się gdzieś pośrodku.
UsuńAprecjator
PS
Kiedyś do audycji w radio zadzwoniła kobieta, która stwierdziła, że nigdy nie powiedziała mężowi czy dobrze jej było z nim w łóżku. On powinien się tego domyśleć sam.
Rzucony mimochodem komentarz,a takie reakcje...no,no,nie macie co z czasem robić?
UsuńDrażni mnie samo wyrażenie:wychowanie(sobie)faceta/żony-"Dziewczyny ekscytują się byle czym,a potem za niego wychodzą"-i zaczynają "wychowywać".Jak szczeniaka,tresując.Koniecznie trzeba go zmienić(po ślubie),nieważne,jaki był stan wyjściowy,ważne,zeby w końcu zaczął odpowiadać wyobrażeniom ideału.
Rozmowa,owszem,(tu nie zgadzam się,że komunikowanie o swoich uczuciach webalne lub nie,jest wychowaniem,to chyba oczywiste),ale nie lista żądań.Nie foch,nie oskarżenia,ni szantaż emocjonalny.
Faceci chyba mają łatwiej ,bo biorą,co widzą,nikt dobrowolnie nie będzie chodzi z brzydulą,by ją zmienić na lepsze,to nie film.Ale u kobiet-kusi,żeby z abnegata zrobić metro,z byczka na siłowni intelektualistę,z imprezowca-kanapowca.Bo mnie kocha,to się musi zmienić!
A przecież jeśli nie jesteśmy nastolatkami,to już jesteśmy jakoś tam ukształtowani i "prawdziwa natura"
prędzej czy później dojdzie do głosu.Nie zafundowałabym alergikowi kota,cierpiącemu na lęk wysokości wyprawy na Orlą Perć,a mnie samej przebywania z ojcem Rydzykiem.
Sorry,widziały gały ,co brały.
A co do PS-tak,powinien to wiedzieć,palant jeden!;-)
Nie widzę różnicy pomiędzy kobietą a mężczyzną. Obydwie płci mają oczy, uszy i mózgi. Obydwie strony mogą się dostosować. Obydwie strony są odpowiedzialne za związek i każda z nich może się zmienić jeżeli ma motywację.
UsuńCo do PS - a skąd on ma wiedzieć, jeżeli partnerka nie daje sygnału. Jak facet ma się "nauczyć" partnerki? Ma przeczytać poradniki czy sprawdzać w internecie i próbować dopasować ją do szablonu według listy - taka pozycja taka reakcja a po miesiącu analiza tabelki. Przepraszam ale w ten sposób to seksu się odechciewa. Nie mówiąc o tym, że każdy człowiek ma pewne preferencje - woli wolno lub szybko, w takiej a nie w innej pozycji. Ale nie zmienia to faktu, że nie jest to niezmienna reguła i człowiek ma ochotę na coś innego w dzień powszedni jak musi zmieścić się w czasie bo idzie do pracy a na coś innego w sobotę kiedy nie ma ograniczeń czasowych. Nie lepiej to uprościć i na przykład partnerka po przeciągnięciu się zamruczy mu do ucha - było bosko, ale tym języczkiem to trochę wolniej i delikatniej albo sama zacznie i narzuci odpowiednie tempo lub brak tempa. I następnym razem ma wolniej i delikatniej. Proste?
Aprecjator
Mówimy o tym samym,tylko ty używasz większej ilości słów.Ja to trywializuję.;-)
UsuńChodzi o to,żeby się porozumiewać,a nie żądać.Właśnie dlatego,że obie płci powinny mieć i mózg i rozum.
Dziękuje za zwięzłe podsumowanie. I chyba na tym skończymy?
UsuńAprecjator
Tak,pax między chrześcijany.
UsuńNa moment zapomni o bólu. :D
OdpowiedzUsuńhmmm tyle czekania i co? i niedosyt jakiś..odnoszę wrażenie że relacje głównych bohaterów są strasznie płytkie...takie bzyku bzyku i po krzyku, główną bohaterke to może i lubię, ale Adaś jak na dorosłego faceta jest kompletnie nieogarnięty :)
OdpowiedzUsuńMika i co z takaja? Bedzie jakies zakonczenie?;)
OdpowiedzUsuńNo te!
UsuńMusi być :D