Co z nim zrobić?
Kiedyś bym go ubiła, teraz jest inaczej.
Pamiętam wieczór w domu rodzinnym,
gdy rodzice spali, ja „odwalałam” rysunki do liceum
plastycznego, do którego mnie nie przyjęto.
Dlaczego nie przyjęto?Bo nie potrafiłam stworzyć kilkudziesięciu prac, przedstawiających butelki i wazony i wtłoczyć w to ciulstwo wystarczającej ilości uczucia. Wystarczającej, by osoby oglądające moje rysunki chciały zainwestować swój czas i zaangażowanie. I oczywiści pracę, płatną pracę.
Otrzymałam wyrok : „Zdolna, ale leń”.
Nie nadałam się, by znaleźć się w
gronie plastycznie rozwijających się człowieków i zasiliłam
szeregi ogólniaczych uczniów.
I dobrze i źle.
Źle, bo mogłam się
w tym kierunku rozwijać i coś tam robić.
Dobrze, bo ogólniaczo kształciłam
się jeszcze długo i dane mi było dzięki temu wypatrzeć sobie
faceta. Wypatrzeć, upolować i odbijając, zdobyć.
Zdobyłam, pokochałam i usidliłam.
Działa to do dziś.
Wracając do pająka...
Siedziałam na łóżku, bazgrząc
obowiązkowe rysunki dla komisji rekrutacyjnej i wtedy na białej
ścianie przede mną pojawił się on! Potomek dawcy DNA dla
Spidermana. Wielki, owłosiony na licznych, przegubowych nogach,
pająk. Siedział se na tej ścianie i nic nie robił, tylko patrzył
na mnie swoimi słupkowato wypukłymi gałami.
Nie kocham owadów. Inaczej, nie
cierpię ich! Wiem, są niezbędne do zapylania kwiatów i
zawiązywania owoców, ale wszystko, co ma więcej niż cztery
odnóża, obrzydza mnie. Nie jem przez to krewetek, homarów, krabów,
raków, nie wspominając o owadach smażonych. Nie dla mnie te
specjały. Motyle są piękne i ich skręcający się w spiralkę
jęzor słodki, ale ilość nóg je u mnie dyskwalifikuje. Nie wiem,
czy to podpada pod arachnofobię, ale wielonogowość jest
przerażająca. Dziś mniej niż kiedyś, jednak owadów nie
pokocham.
Tak więc siedziałam na łóżku i
rysowałam, a tu przede mną wykwitł on. Wielgachny, czarny i
owłosiony pajączór.
Nie wiedziałam co zrobić, więc siedziałam
z ołówkiem, który zamarł w powietrzu między kolejnymi kreskami i
trwałam.
Procesy myślowe w mojej głowie
ogarnęła panika.
Jeśli teraz wstanę i polecę po coś
do zabicia włochatego potwora, to gdy wrócę, nie będzie go już.
Ukryje się pod łóżkiem i w nocy wejdzie na mnie. Tego wyobrażenia
nie mogłam zaakceptować. Jeśli jednak wezmę mój rysunek robiony
na odpiernicz, to pewnie nie zabiję go szybko i wtedy na pewno
ucieknie, a w nocy wlezie na mnie i ukąsi. Zemści się za obelgę
próby zabójstwa.
Nie wiem, jak długo trwała w mojej
głowie burza myśli, ale sparaliżowało mnie w jednej pozie.
W końcu ożywiłam mięśnie i w
tempie, które nie włączyłoby najczulszego detektora ruchu,
wypełzłam z łóżka i wyszłam z pokoju.
Odkurzacz odpadał, gdyż model, który
mieliśmy w obecnym czasie na stanie wył niemiłosiernie, a nie
chciałam budzić śpiących od dawna rodziców i całej okolicy przy
okazji.
W kuchni, za drzwiami stała od zawsze
miotła i tą, jako narzędzie zagłady pochwyciłam i pobiegłam do
swojego pokoju, w progu spowalniając ruchy, by pająka nie
wystraszyć.
Weszłam na łóżko i stałam z
wycelowanym w pająka włosiem, którego czasy świetności już
dawno minęły.
Gdy centymetry dzieliły już powyginane wiechcie,
sprzętu służącego na co dzień do konserwowania powierzchni
płaskiej, naparłam na ścianę całym ciałem, wbijając sobie
prawie w brzuch sztyl i zamierając ponownie.
I co teraz?
Może pająk powyginał się jakoś i
złamałam mu jedynie nogę, rozwścieczając go tylko.
Gdy zabiorę ze ściany miotłę, ten skoczy mi do gardła, lub co gorsza do oka i ugryzie? Wyssie oko?!
Wpadłam na genialny pomysł i zaczęłam
miotłą kręcić wokół osi, tworząc przy okazji piękne kółko
na białej tapecie. Odcień głębokiego kurzu.
Stwierdziłam, że powinien być już
połamany, więc powolutku odjęłam miotłę, obawiając się, że
jednak gościu może być przy swojej wielkości wyjątkowo
wytrzymały i jest cień możliwości, że skoczy na mnie franca
jednak.
Na dywan przy ścianie padł pozwijany
w kulkę pająk i ruszył nogą.
W tamtym czasie była moda na noszenie
gazet do szkoły, za co otrzymywało się punkty plusowe do oceny za
zachowanie. Ja, jako jednostka lubiąca mówić co myślę,
zachowanie miałam wiecznie na granicy nieodpowiedniego, nosiłam
więc gorliwie paczki makulatury przewiązanej sznurkiem i zdobywane
za nie punkty niejednokrotnie uratowały mnie przed wstydem za
świadectwo.
Porwałam jedną z takich paczek,
przygotowaną do zaniesienia nazajutrz do szkoły i z impetem
rzuciłam na pająka, nie podchodząc jednak zbyt blisko. Pudłowałam,
więc musiałam powtórzyć rzut kolejną paczką i jeszcze jedną.
Trzecia próba była udana, gazety przygniotły celnie.
Dla pewności wskoczyłam jeszcze na
nie i skakałam, do momentu, gdy usłyszałam:
- Nie możesz spać?
To był mój tata, którego zaalarmował
hałas w moim pokoju. Opamiętałam się i zeszłam z paczki.
- A co zabiłaś? - Tata zmierzwił spłaszczone snem na poduszce, przydługie wąsy. - Dinozaura?
Podniósł gazety, a pod spodem nic nie
było...
- Nie uciekł – odparł tata widząc, że zaczynam poddawać się panice. - Tu jest.
Na gazetach, pięknie rozprasowana,
przyklejona była moja ofiara.
Mogłam spać, byłam bezpieczna.Nie przewidziałam jednego. Pająk miał rodzinę i ta musiała widzieć całe zajście i postanowiła się zemścić.
Ja usnęłam, zmęczona
przeżyciami ukatrupiania zwierza i nawet nie śniłam koszmarów
związanych z pajęczymi potworami. Rano jednak obudziłam się z
dziwnym bólem twarzy.
Przed lustrem stwierdziłam obecność
sinej buły na lewym policzku i ten gigantyczny bąbel towarzyszył
mi jeszcze przez dwa tygodnie, szpecąc skutecznie.
Myślę, że to była zemsta pająków
i nauczka, bym tym stworzeniom nie przeszkadzała w życiu obok, bo
do łóżka mi przecież nie wchodzą.
Był to ostatni zabity przeze mnie
pająk. Od tej pory wołałam kogoś, by zabrał potwora z mojego
pokoju.
Były jeszcze inne pamiętne pająki w
moim życiu i jeden z nich, malutki i szary uwił sobie pajęczynę
na oknie. Stworzył sieć, którą połączył ściany z oknem i
storczykiem, oraz kaktusem.
Nie robiłam z nim nic, gdyż zaczęły
się przymrozki i wyrzucenie go za okno skończyłoby się szybkim
jego unicestwieniem. Raz dostałam nauczkę, więc dałam mu spokój.
Mieszkał sobie gościu na tym oknie i
rósł, jedząc jakieś małe, lotne stworzonka.
Przyzwyczaiłam się do malucha i
nazwałam go Felek. Stałym rytuałem stało się przystanięcie co dzień rano w drodze do kuchni, by na niego popatrzeć.
Zawsze siedział w tym samym miejscu, na środku pajęczyny.
Cóż za cierpliwe i spokojne stworzenie!
Czy on coś myśli? Może medytuje...
Kiedyś Felka nie znalazłam na środku
pajęczyny i wystraszyłam się, że pewnie wyprowadził się, lub po
prostu zdechł, ale minęły już trzy miesiące od ostatniego mycia
okna, więc to nawet dobrze.
Spojrzałam na parapet i zasmuciłam
się, widząc pozwijane, szare odnóża i suchy odwłok, ale...
Jak się okazało, w pierwszym momencie
nie zauważyłam Felka, bo zlał się z kwiatkiem!
On zrzucił stare ciuchy i teraz był
zielony, z czerwonym paskiem na plecach.
- Aleś się odstrzelił! - Pochwaliłam
go.
Nie wywoływałam już zdziwienia
rodziny. Wiedzieli, że lubię gadać do nowego domownika, choć
za pierwszym razem wystraszyli się, że ześwirowałam i gadam z
oknem.
Felek łapał porządne sztuki tak
rzadko, że zastanawiałam się nawet, czy nie kupić mu jakiegoś
robaka w zoologicznym. Mniej więcej jedna tłusta mucha wpadała
co miesiąc w pajęczy brzuch.
Okna nie myłam przez pół roku i nie
mogłam uwierzyć, że pająk może tak długo żyć w warunkach
domowych.
W Wigilię, gdy jechaliśmy na kolację, Felek dostał pod
choinkę muchę.
Odebrałam to bardzo symbolicznie i
oczywiście wszystkim musiałam pokazać. Dostał ją oczywiście od Dzieciątka, nie ode mnie!
Wiosną wzięłam gościa na babejagę
do zbierania pajęczyn i wyniosłam na dwór.
Pewnie jest teraz tłusty i ma siedem
żon.
Dzięki zmianie mojego podejścia do
tych stworzeń, udało mi się oduczyć panikowania na ich widok
również dzieci. Gdy jakiś gigant szedł sobie przez salon, lub
zawładnął którymś z kątów, a dziecko zaczynało panikować,
uspokajałam je i tłumaczyłam, że pająk jest o wiele bardziej
wystraszony, bo przecież jest taki mały.
Obserwowaliśmy później wędrówki
robala po domu i trwały te kilka dni. Raz widziałam jątka w
kuchni, raz w łazience, czy pod stołem. Gdy ten ostatni dogorywał,
szedł przez salon bardzo powoli, wlokąc za sobą kulkę kurzu,
która przyczepiła mu się do jednej z nóg. Faktycznie umarł i
było nam go szczerze żal.
Dzisiejszego pająka poobserwowałam,
lecz nic mu nie zrobiłam. Pewnie schowa się gdzieś, lecz na
wszelki wypadek będę spała w majtkach.
Do dziś nie wezmę pająka do ręki,
brzydzę się, ale szanuję pajęczy żywot.
Kto wie, może w przyszłym wcieleniu
będę pająkiem?Nie chcę skończyć rozpłaszczona na gazecie...
Tego pająka ze zdjęcia tobym nawet adoptował :-)
OdpowiedzUsuńTekst o spaniu w majtkach mnie rozwalił :-D klasycznie oplułem monitor, ta męska wyobraźnia... ;-)
OdpowiedzUsuńplujesz jak się śmiejesz? hahah
UsuńTak, zwłaszcza jak w trakcie czytania coś piję ;-)
UsuńMnie to kiedyś użarło takie wielkie biało żółte, owłosione bydlę. Od tamtej pory nie trawię pająków. Chociaż te chudzielce, co są w pokojach, nie przeszkadzają mi.
OdpowiedzUsuńAle tak jak mówisz, przyzwyczajenie się i oswojenie z tym pomaga.
Miałam taki problem z myszami, kiedy moja siostra za dzieciaka latała i łapała myszy, po czym okazywała im wielką miłość ja skakałam po lampach i sufitach.
Oswoić się z nimi pomogły mi małe chomiczki roborki, te małe gryzonie były dzikie jak myszy i jakoś mniej dygałam się jak gdzieś zobaczyłam mysz. Potem zdecydowałam się na dwie pięknie szczurzyce, Lusię i Milę, a kiedy obdarzyły mnie 12 małymi szczurzątkami całkowicie przestałam się bać. Jedna maleńka myszka przy 14 rozbieganych szczurach po całym pokoju to nic ;D
Więc może to kiepskie porównanie, ale leczenie się tym czym się zatrułeś to jak najbardziej prawda.
I o tym właśnie piszę następnego posta!
UsuńTeraz Ty mi czytasz w myślach?! :D
Wybacz, ponosi mnie dzisiaj i rozsadza mi głowę. Nie dałam rady wysiedzieć w jednej bańce ;D
UsuńMika, a może jakieś opowiadanko o tobie i o twoim mężulku?
OdpowiedzUsuńMika a będzie dzisiaj Takaja?:)
OdpowiedzUsuńGeneralnie pająki domowe nie gryzą. Częściej mogą ugryźć pająki niedomowe. Jad pająków żyjących w Polsce nie jest mocny, tak aby narobić Tobie szkód. Pająki są pożyteczne - zjadają owady i roztocza. Nie masz pewności, że ugryzł Ciebie pająk - w domu żyje mnóstwo innego paskudztwa. Tylko, jeżeli dobrze pamiętam Twój wpis, to jesteś alergikiem i może stąd opuchlizna. Kiedyś coś mnie użarło w dłoń i opuchlizna zaczęła się przesuwać wzdłuż ręki. Dzięki temu nie pisałem jednej kartkówki w szkole. Jakiś antybiotyk + wapno i w tydzień było po wszystkim.
OdpowiedzUsuń