Warum?
Ano, nie jestem jednostką zakochaną w pracy.
Pot występujący mi z wysiłku na czoło, podczas wykonywania codziennych obowiązków, nie jest ulubionym sposobem pocenia się.
Wolę się spocić uprawiając sport, a jeszcze lepiej seks.
I jedno i drugie przynosi kochaną porcyjkę endorfinek i ja im daję lajka.
Znam jednak ludzi, którzy
kochają pracować.
Nie!
Im się wydaje, że to kochają, a po prostu nie znają niczego innego, co przynosiłoby taką radość, jaką daje praca.
Mówię właśnie o mojej rodzinie.
Ich sensem życia jest łork i nie potrafią zrozumieć, że może cieszyć coś poza nią.
Głupie, nie?
Głupie dla mnie i nie mam tu na myśli pracy polegającej na ratowaniu ludzi, tworzenia czegoś nowego, rozwijania innych jednostek ludzkich poprzez ich nauczanie.
Myślę o zwyczajnych zajęciach, które oczywiście można lubić, ale bez przesady!
Jak ktoś śmie porównywać rozwój ciała podczas treningu, do machania łopatą?
- No ale od machania
łopatą jest efekt! - słyszę w odpowiedzi. - Skopana grządka,
wykopana dziura, a po treningu co? Spocone ciuchy do prania?
Tacy ludzie nie
rozumieją, że można iść pobiegać z miłości do biegu, szumu
krwi w uszach, walącego serca, gdy wspinasz się pod górkę i
radości biegu w lejącym deszczu.
Mam pracę i ją lubię,
ale wolę żyć.
Kocham przebywać z
ludźmi, rozmawiać z nimi, pisać, malować (choć z powodu pisania
na pejnting mi czasu brak) i robię to wszystko, ale marnuję czas...
Oni tak sądzą.
Moim skromnym kurna zdaniem, nie marnuję go skoro piszę, a Wam chce się tu wejść i przeczytać, co też ta świruska wyklikała.
Dla Ludzi Pracy ja tracę
czas.
Zdaniem bliskich mi Ludzi
Pracy, powinnam wyjść na dwór i pomachać łopatą, a wtedy
wszelkie zgryzoty miną wraz ze zmęczeniem.Dobre sobie...
Kocham swoje zgryzoty i wolę analizować je uruchamiając zwoje w głowie, niż grabiąc trawę.
Nie przeszkadzają mi źdźbła traw, nie przycięte do wysokości trzech centymetrów i koszone zgodnie z liniami biegnącymi równolegle do siebie.
Zgryzot, jak każdy mam wiele, więc grabienie nie przyniosłoby mi radości, nie mówiąc o ukojeniu!
Ileż razy słyszałam
stwierdzenie w stylu:
- Sąsiad taki pracowity.
Z pracy przychodzi i kopie, kładzie kostkę na ścieżce, sieje,
przekopuje...
lub
- Trzeba położyć
kostkę na ścieżce, jak u sąsiada.
Ja tymczasem siedzę i
piszę.
Po pracy biegnę do
obowiązków domowych, te wykonuję na trzy ręce, a później
wchodzę do swojego czarodziejskiego świata i znikam.
Kiedy piszę opowiadanie,
to jakbym oglądała film, w którym przy okazji uczestniczę, jako
obserwator i wąchator.
Po opisaniu soczystej sceny seksu boli mnie
brzuch. Przy dramatycznych scenach (jak w „Baraka” cz. IV)
obsmarkam się i wzruszę.
Kiedy piszę coś „Z
innej beki”, czyli wpisy takie jak ten, palce napierniczają po
klawiszach, jak porąbane. Idzie dym.
To rajcuje mnie równie
mocno, ale inaczej. Mogę się wtedy podzielić emocjami, a czasami
je wyrzygać wręcz.Właśnie straszę laptopa wielkim buuu na klawisze, rzucam graffiti na ekran tyle, że z serca.
I od razu lepiej.
Według teorii porządku
absolutnego, wyznawanego przez Ludzi Pracy, powinnam już dawno spać
(pisane w nocy to było).
6:30 – pobudka, toaleta
poranna
6:45 – 7:30 –
nakarmienie dzieci i przygotowanie im prowiantu, oraz przekazanie
treści wartościowych dla młodych umysłów, podczas przyjmowania
przez nich składników odżywczych
7:30 – 7:45 –
oporządzenie własnej osoby do stanu zdatnego do przedstawienia go
społeczności
7:50 – 7:55 –
nakarmienie trzódki, w postaci psa i kota
8:00 – wyjście do
ciężkiej, satysfakcjonującej i przynoszącej wszech zadowolenie
pracy (wyciskającej pot z ciała oczywiście!)
17:00 – zakończenie
wydajnej i wymiernie owocnej pracy
17:30 do którejś tam
reszta pierdów, w postaci zakupów, obiadowania, nauki z dziećmi,
porządków, grabienia liści w międzyczasie i całej puli
niezbędnych życiu zajęć, które to będę wypełniała z pełnym
zaangażowaniem i z uśmiechem na traktorze... sorry, na ustach
21:45 – toaleta
wieczorna
22:00 – udanie się do
miejsca wypoczynku i spanie kurna na wznak.
A ja to pierdolę!
Wstaję o siódmej, gonię
wszystkich i poganiam, z zapałem dozorcy niewolników.
Przygotowuję śniadanie
na teraz i to na później równocześnie i mówię bezwartościowe
głupoty, przy których dzieci się śmieją i plują mało odżywczą
karmą w postaci płatków śniadaniowych (bo tak szybciej).
Wykopuję ich za drzwi i patrzę, jak kłócą się po drodze, gdyż młodsze nie nadąża za starszym, a przez wyłączanie przeze mnie drzemki w telefonie (trzykrotne) zostaje im piętnaście minut na dojście do szkoły. Powinnam ich odprowadzić pod ich wrota, lecz zadowalam się sms-em od starszego syna informującym mnie, że dotarli w jednym kawałku (razy dwa).
Robię śniadanie dla siebie i męża (jeśli rozkład zajęć na to pozwoli) i najlepszą kawę na świecie (bez ściemy! Look at the zdjątko obok).
Wchodzę do łóżka i dobieram się do faceta mojego życia, który po śniadaniu i kawie, tylko na to właśnie czeka.
Zapadam w dziesięciominutową drzemkę po, gdyż chłopek z młotkiem w moim mózgu napiernicza już od środka czaszki, że szkoda czasu, trzeba pisać.
Pozostawiam „zwłoki” mego hasbenda i popylam, by do Was naklikać kolejne bezsensy (jak ten).
W międzyczasie gotuję obiad, myśląc nad klikaniem.
W międzyczasie również jadę do pracy i w drodze do niej wpadają mi najlepsze myśli, które nagrywam na telefonie, by je później spisać (nie cierpię słuchać własnego głosu).
Praca (i tą lubię, ale bez przesady).
Zakupy, które zawsze są niekompletne, gdyż nie chce mi się robić listy, a kobieca podzielność uwagi nie wyrabia, gdy rozmawiam z psiapsiółkami (najczęściej z Agatą, gdy ma akurat zasięg).
Dom, porządki, szkolne obowiązki dzieci, muza w tle, praca wciska się urgent telefonami w międzyczasie.
Jak poganiacz smoków włączam wieczorne zaganianie dzieci do łóżek.
W powyższe wciskam jeszcze dwie godzinki rozkoszy dla ciała i duszy, czyli jogę.
Dwudziesta druga i mam czas dla siebie.
Siadam i piszę dalej.
I JA MAM GRABIĆ
LIŚCIE?!
Mam w nosie liście,
trawę i całe te cudności z tym związane!
Kochane Ludzie Pracy!
Inne ludzie lubią
inaczej i chcą spędzać czas swojego życia inaczej.
Chcą pisać, biegać, pieprzyć się jak norki, leżeć przed telewizorem i pić piwo.
I wara Wam Ludzie P. od nas!
Chcemy spędzać czas nicnierobienia po swojemu.
Chcemy celebrować nicnierobienie i nacierać się nim, aż nam sutki stwardnieją i pachy rozbolą. Chcemy malować paznokcie i każdy będzie w innym kolorze.
Dlaczego rodzice nie
potrafią zaakceptować faktu, że ich dzieci są dorosłe i tego, że
pępowina została przecięta w momencie porodu, a gdyby nawet nie
została odnożyczkowana, to zgniłaby już dawno ze starości. Sucha
nitka by z niej została.
Będę lepszym rodzicem,
gdy będę dziadkiem (oraz wcześniej) i gdy moje dziecko dorośnie
na tyle, by wygonić je na swoje, to to zrobię.
Stanę wyprostowana i
wskażę palcem drzwi, mówiąc:
Kocham cię synu, ale …
I zaśpiewam poniższe:
ale z radością...
De gustibus non est disputandum.
OdpowiedzUsuńMi grabienie liście sprawia wielką radochę i w ogóle to całe ogrodnikowanie.
A praca? Potrzebna jest i wiem, że muszę ją mieć. Ale pracy nie znoszę, bo to niedostępna dziwka, która zmusza mnie, do opuszczenia nie tylko rodzinnego domu, a kraju.
Teściowie,Rodzice...gotowe recepty na życie,nie ich,Twoje.Mimo,że niby jesteś od dawna pełnoletnia i "na swoim",zawsze będziesz dzieckiem,które trzeba nawrócić na właściwą ścieżkę.Tak jak mama/teściowa z reklamy
OdpowiedzUsuńIkei ;-)Trza przywyknąć i robić swoje.I na grabienie przyjdzie czas,zobaczysz.Moja Mać nie tknęła ogródka przez 50 lat
swojego żywota,a kiedy Babcia przestała rządzić,z mojej rodzicielki wykluła się" Maja w ogrodzie".Jak ja tego nie cierpię,bo muszę podziwiać klomby!Zamist gadać o życiu i rzyci.
I ty będziesz babcią...(tfu,tfu,byle nie za wcześnie!).
Boszszsz... Jak to dobrze wiedzieć, że jednak nie jestem nienormalna, co usilnie wmawia mi rodzinka... Albo chociaż tyle, że nie jestem w swojej "nienormalności" całkiem odosobniona. Mam odchowane młode pokolenie, studiuje już i zajmuje się sobą samo. A ja uznałam, że teraz nastał MÓJ CZAS. I jestem w tym przekonaniu uparta i zaparta. I mam gdzieś czy to normalne. Dla mnie normalne i oczywiste. Zapowiedziałam to swojej dziatwie: będę kochać swoje wnuki (jak je już będę posiadać) po wariacku, ale mowy nie ma, żebym się nimi zajmowała w ramach codziennego obowiązku. Nie i już. Teraz jest mój czas na robienie tego, co lubię i zamierzam go wykorzystać do bólu. Na działkę przestałam chodzić, kiedy mi małżonek, farmer-amator, nasadził kapusty w moich kwiatkach. Powiedziałam pass i tak mi zostało po dziś dzień. I tak zostanie na wieki wieków. Amen :D
OdpowiedzUsuńRodzice i generalnie otoczenie (zwłaszcza to starsze, ale nie zawsze) uważają, że pewne sprawy powinny dziać się w określony sposób. U mnie pierwsza awaria pt. "ROBISZ TO ŹLE" była jak wyprowadziłam się z domu i zamieszkałam z moim chłopakiem. Gwoli ścisłości - po pierwszym roku studiów i na odległość 5 km od rodziców. Ile było gadania ze strony matki i babć (2-ch z 3-ch) nie zliczę. Ojciec i 1 babcia uznali, że to normalne. Oczywiście rytualne straszenie niechcianą ciążą też się odbyło. A potem było tylko gorzej...
OdpowiedzUsuńNie gotuję (bo dla mnie to strata czasu, za to mąż w tym się spełnia), zakupy spożywcze robię z listą (napisaną przez męża), mieszkanie sprzątam raz na tydzień (wiem, przy 3 kotach i 1 dziecku to za rzadko ale mój czas jest zbyt cenny), pranie robimy oboje i oboje wieszamy, to samo ze zmywaniem naczyń, zakupy ciuchowe mąż dla siebie załatwia sam, dla syna też umie kupić. I clou programu - tylko ja jeżdżę samochodem (stąd ja robię zakupy spożywcze z karteczką). Bo mój czas jest cenny - żeby pójść z Młodym na rower, rolki, łyżwy, sanki, narty, basen (we troje), poczytać, pomalować pazurki. I regularnie słyszę od osób postronnych dwie wykluczające się opinie - ale ci dobrze i opinia druga - ty wyrodne bydlę jesteś. Częściej słyszę tę drugą ale z racji mocno luzackiego podejścia do opinii mam to w nosie i żyję po swojemu.
Fakt, jak chce mieć sporo wolnego czasu to w czasie niewolnym zasuwam jak mały samochodzik. Bo jest i praca, którą lubię , która daje mi satysfakcję, w której się rozwijam ale to jest TYLKO praca. Bo mam cała masę spraw, które ogarniam i tak organizuję żeby mieć maksymalnie dużo czasu a mój kalendarz i ten papierowy i ten w telefonie jest zapisany na sztywno i przypominajki dzwonią co godzina. I jak mam napad na prace fizyczne (na działce) to w weekend majowy z ciotką (napad miałyśmy obie) zrobiłyśmy nowy skalniak, wyrwałyśmy bluszczyk, skosiłyśmy trawę i umyłyśmy okna w całym domu. I na pewno nie dlatego, że sąsiadka (ksywa Szop Pracz) wyprała po zimie wszystko razem z gąbkowymi materacami i suszyła na trawie. A jak napadu nie ma to cały weekend na działce leżę z brzuchem do góry albo do dołu - bo opalenizna jednak lepsza gdy równomierna.
I od tego co i jak robię innym wara. U mnie działa tak u kogoś innego inaczej.
I też mnie cieszy, że nie ja jedna żyję trochę na opak w stosunku do normy. Oczywiście jeśli przyjąć, że normą jest ogól a nie margines ;)
M.G.
Jak się cieszę,że nie tylko myyyyyyy(wariaci) mamy 3 koty ;-)Od razu lepiej!
UsuńW najbliższej rodzinie mam jeszcze takich dwoje :)
UsuńKiedyś usłyszałam:"A co ma ci być lepiej niż nam"!
OdpowiedzUsuńTo jest ten problem ogółu ,nie jakaś norma ,wartość moralna czy jakaś tam.
Zwykła zazdro!
Ogółowi żal dupe ściska że komuś jednak może być lepiej bo po swojemu!
A ja tam wole właśnie tak!
I na całe szczęście tacy pozytywni wariaci wzajemnie się przyciągają :)
Cieszę się że nie tylko ja. Jestem zmęczona. AGA.
OdpowiedzUsuńI to ma być ta najlepsza kawa? Wygląda nieciekawie, moja ulubiona megalomanko :-P
OdpowiedzUsuńNie chciało mi się wytrzaskiwać bąbli z mleka, ale poza tym co Ci się w niej nie podoba?
UsuńZnam się na przygotowaniu kawy idealnej :D Ha ha
Uwierz, była przepyszna.
Karelku, zmieniłam zdjęci kawy na tę, którą piję właśnie teraz. Ta Ci pasi?
UsuńTo kawa wymęczona z ekspresu wysokociśnieniowego. Jak można pić coś takiego i na dodatek się zachwycać?
UsuńDla mnie tylko kawa z tygielka po turecku albo z ekspresu niskociśnieniowego. Najlepiej ze świeżo wyprażonej zielonej kawy - świeżo potem zmielonej. Czymś takim możesz przede mną zaszpanować a nie wielkoprzemysłowym badziewiem :-)
Ale wiem - wygląda świetnie, estetycznie, kofeina wyciśnięta do ostatniej kropli z ekstraktu. Nic się, k..., nie może w biznesie ni w nowoczesnej chałupie zmarnować. A kysz! A kysz!
W jakim celu mam czymkolwiek szpanować?
UsuńNie rozumiem...
Szpan? Fu... Jak już, to publicznie się z czegoś cieszyć.
Dobrze. Nie szpanować. Cieszyć :-)
UsuńJoga... Ooo tak, ludzie ktorzy jej nie znaja nie wiedza co traca :D
OdpowiedzUsuńA dziękuję,próbowałam.Nuuda,panie.Pilates lepszy
UsuńWięcej niż raz? ...
UsuńJak ktos jest czlowiekiem-guma i nic nie czuje podczas cwiczen, to owszem, moze sie nudzic.. :P
UsuńNie,nie,ja wymiękam w momencie "a teraz oczyście swój umysł..." i podajcie PIN do swojej karty,nr dowodu,PESEL...chce się dodać,nie lubie filozoficznej papki ani żadnych ideologii dopisanej do technik relaksacyjnych.Samo to,ze jogi sie nie uprawia,ale "praktykuje"-trąci sektą.Sorry,Mika.Do tej drugiej sekty też nie należę,w praktyce.W dzieciństwie słowa"Idźcie ,ofiara spełniona"były wyzwoleniem ;-)
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=KDPW_g2AhAU
UsuńEhh... Mnie tam nikt nie prosil o zaden pesel i nic takiego. Poza tym to normalne, ze wszedzie sie placi. Za nauke tanca tez trzeba placic. Za pobyt za silownie tez sie placi. Poza tym mozna cwiczyc joge w domu, droga wolna.
UsuńĆwicz ręce oraz nogi będziesz lepsza niż Miś Yogi! :)
UsuńDrogi Anonimku,czytaj ze zrozumieniem.Nie uchylam sie od płacenia,ale od ideologii.Staram się od każdej.
Usuńpilates&joga....świętokractwo nawet porównywać!!!
OdpowiedzUsuńPopieram w całej rozciągłości!!!
UsuńPrzepraszam,że tutaj,ale mnie zszokowało pozytywnie:Led Zeppelin w reklamie:Kupię!
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=aTbG1hG2AFA
Poszalałabym autem tak. Hmmmm
UsuńA tak przy okazji, zdaję sobie sprawę ile materiału trzeba nakręcić dla tych kilku minut reklamy. Godziny "taśmy".
Ostatnio nie ma tu zadnych opowiadań. ..bedzie coś do poczytania w najbliższym czasie? :p
OdpowiedzUsuńAnonimusie, opowiadanie przeplatam beką i znów opowiadanie.
UsuńMoże czas na wizytę u okulisty? :D
Ktos tu zaczyna miec wyje.bane w tzw. fanow :) Ja rozumiem, gonia Cie i caly czas narzekaja, ale nie znizaj sie do ich poziomu i miej szacunek. Dalej zajdziesz.
UsuńNie Słońce Ty moje.
UsuńDużo obelg przeczytałam ostatnio pod adresem tekstów innych, niż opowiadania erotyczne.
To przez to.
Zacytować? Proszę:
"pierdy, pierdy ! ", "bedzie w koncu jakis normalny post? Cz tylko ciagle jakies ch*jemuje i zale matki polki?" - po tekście o torebkowym bałaganie.
Więcej tego było.
Nie mam zamiaru obrażać, ale jeśli co drugi dzień (najrzadziej) wrzucam coś nowego i czytam, że nie ma nic do poczytania, to mi się nóż w kieszeni otwiera.
A może po prostu wredny babiszon ze mnie...
I jeszcze jedno - jak na razie można tu kląć bez kropek w przekleństwie :D
UsuńWiem, wiem, ale nie warto kłaść się żeby być na ich poziomie (i żadnych hejtów poproszę, wyrażam swoją opinię jak i Wy! :))
OdpowiedzUsuńA z Ciebie żaden wredny babiszon, a strasznie równy i to właśnie widać w tych "przerywnikach". Także keep calm i mieć w dupie niewdzięczników, ale równocześnie nie zniżać się do takiego poziomu.
To ja, ten sam Anonimus co z góry.