Strona przeniesiona.

Za 5 sekund zostaniesz przekierowany na nową stronę.

Jeśli nie chcesz czekać, kliknij w ten link.

wtorek, 25 marca 2014

"Takaja żyzń" XIII

I zaś nic się nie dzieje i za krótko :D

Jak zwykle glancowałam kuchnię. Obsesji jakiejś na nią dostałam!
Mira przygotowywała się już do robienia obiadu, więc nie miała tak lśniącą pozostać długo.
- Co dzisiaj gotujesz? - Zaglądnęłam przez ramię na ciężki, gliniany dzban z masywną pokrywą, który przytachała właśnie ze spiżarni.
- Barszcz – odparła. - A co, chcesz pomóc i nauczyć się?

- Ja chcę, ja chcę! - Kacper, jak ping pong podskakiwał obok.
- Dla ciebie też się znajdzie ważne zadanie Kacperku. - zaszczebiotała do niego Mira.

Nie mieliśmy dziadków. Jedni umarli dawno, drudzy mieszkali daleko i skłóceni byli na śmierć i życie z naszymi starymi.
Teraz los zesłał nam Mirę, która babciowała Kacprowi, a i na Arka i Tomka spoglądała z jakimś miodem w oczach. Dla mnie była bardziej, jak matka i taką ją pokochałam. Właśnie to odkryłam!
Pokochałam tą ciepłą kobietę z oczami okolonymi siateczką zmarszczek, wesołą i pracowitą i to w tak krótkim czasie.
Gula w gardle, szczypanie w oczach.
- Co masz w tym gliniaku? - Przerwałam napływ uczuć.
Jeszcze się tu rozbeczę.
- W tym kiszę barszcz czerwony. - Podniosła wieko, a wydobywający się spod niego zapach zaatakował nozdrza intensywnym pomieszaniem czosnku i kiszonek.

Ślina napłynęła mi do ust, wspomnienie zastukało w czaszce i pokazało scenkę wigilijną. Choinka, stół z białym obrusem, waza z czerwonym barszczem, rodzina, butelka wódki między talerzami.
Wspomnienie zniknęło. Spadaj mi z głowy!

- Wyciągnij duży garnek z tej szafki. - Wskazała dolną, obok mojej nogi. - Zrobimy dużo, bo Adam nie oderwie się od barszczu do jutra.
Ona się uśmiechnęła, ja spąsowiałam. Ależ ze mnie idiotka, przecież ona nie wie!
- Zrobimy barszcz na bazie rosołu, bo trzeba was trochę podpaść. - Postawiła opasły garnek na kuchence i sięgnęła po drugi z rosołem, stojący w lodówce. - Wlej połowę rosołu do gara i drugie tyle dodaj barszczu. Tylko przecedź.
Robiłam co kazała i czułam się tak ciepło w sercu. Tak to właśnie wygląda w normalnym domu.
Dołączyli do nas Tomek z Arkiem i nieśmiało przycupnęli przy ogromnym stole, obserwując nasze poczynania.

- Ty Kacperku wyciągnij z dolnej szuflady w lodówce pęczek pietruszki, umyj ją dokładnie i obieraj do miseczki tylko... – uniosła palec do góry – powtarzam tylko, zielone listki.
Mały z uśmiechem pokicał ku lodówce i wyciągnął ziele. Pognał z nim do zlewu i razem z woreczkiem, w którym była, zaczął ją myć. Rozbawił mnie tym, ale nie chciałam mu głośno zwracać uwagi. Podeszłam i szeptem przekazałam instrukcje. Spojrzał na mnie poważnie, zciągnął gumkę z celofanu i kontynuował kąpiel wodną pietruchy.
- Arku. - Mira zwróciła się do niego. - Ciebie poproszę, byś wybrał ze skrzyni w garażu miskę małych, ładnych ziemniaczków.
Arek zasalutował, jak żołnierz i pognał wykonać zadanie. Wrócił jeszcze tylko po miskę.
- Ty Tomku. - Teraz drugi bracik podskoczył gotów do działania. - Narwij dużą garść rozmarynu w ogrodzie. Grządki są opisane, więc znajdziesz.
Zaraz się rozpłaczę, czułam to i nie powstrzymałam czerwoności oczu, pociągnięcia nosem.
Mira dyskretnie nie zauważała tego.

Przez najbliższą godzinę komenderowała nami, rozdysponowując zadania i znajdując ciągłe zajęcie dla każdego.
Garnek bulgotał barszczem. Piekarnik piekł, drażniąc powonienie smakowitym zapachem pieczonych z rozmarynem ziemniaków. W drzwiach, oparty o futrynę stał Adam i z uśmiechem obserwował naszą piątkę.
Cebula wyleciała mi z rąk i poturlała się w jego kierunku.
Dziwka z niej...
Pochylił się, jak kot i nie odrywając ode mnie wzroku podniósł płaczowyciskacz i mi podał.
Wkładając mi warzywo w wyciągniętą dłoń, przejechał wskazującym palcem po wewnętrznej części nadgarstka. Niby takie nic, ale wystarczyło, bym zmiękła w kolanach i nie potrafiła się ruszyć.
Znów byłam myszką, a on wężem, a nie chciałam.
- Co dziś na obiad? – zwrócił się do Miry.
- Twój ulubiony barszcz z pieczonymi ziemniaczkami. - Odpowiedziała śpiewająco.
- No to przypnę się dziś do garnka, jak do maminego cycka! - Adam rozjaśnił się.
- Jakbym nie wiedziała – mruknęła niby konspiracyjnie Mira. - Za pół godziny zapraszam wszystkich.
- Mogę cię na chwilę prosić Kasiu? - Po jego minie widziałam, że doskonale zdaje sobie sprawę z mojego stanu. - Kupiłem Kacprowi coś i chcę to podłączyć w waszym pokoju.
- Oczywiście – wydukałam, otrząsając się z erotycznego amoku.

I poszłam za nim. Szedł do naszego pokoju, zabierając z szafki po drodze pudełko z napisem Chicco.
Nic mi to nie mówiło. W pokoju skierował się do sypialni i wypakował przedmioty.
- To jest elektroniczna niania – tłumaczył. - Nim przyjdziesz do mnie, włączysz tą bez światełek i postawisz na szafce obok posłania malucha, a drugą zabierzesz z sobą. Ok?
- Tak – odparłam zdumiona.
- Wziąłbym cię tu i teraz najchętniej. - Zapatrzył się w miękkie łóżko.
Nie odpowiedziałam, patrzyłam na niego zastanawiając się, dlaczego w dniu przyjęcia do pracy nie widziałam jego atrakcyjności. Wtedy był tylko pracodawcą, po drodze stał się dla mnie mężczyzną.
Ja stawałam się kobietą.

Uśmiechnął się, odgarnął mi włosy z ramienia odsłaniając szyję i pochylił się.
- Wieczorem młoda – szepnął mi do ucha i przejechał ustami po jego obrzeżu wywołując dreszcz, który przebiegł po plecach i schował się w brzuchu.
Minął mnie i wyszedł.
Ja zostałam, stojąc jak krowa na przejeździe kolejowym.
Trawy w ustach mi tylko brakowało.
Wiedziałam, jak się odegram za to.
 
***
Ubrałem się po domowemu. Sportowe spodnie i luźna koszulka, ulubiony strój.
Po akcji w samochodzie nie mogłem się doczekać wieczornego rewanżu. Jeszcze tylko obiad, plus kilka godzin.

Obiad jedliśmy stadnie, po raz pierwszy od dawna tyle osób siedziało przy tym ogromnym stole.
Sam stół był moją fanaberią, ale od dzieciństwa marzyłem po prostu o takim właśnie miejscu do spożywania rodzinnych posiłków. Rodzina się rozpadła, nim właściwie powstała, stół został.
 
Gdy wszedłem do kuchni, wszyscy już siedzieli po jednej jego stronie. Dwóch starszych braci, następnie młoda, Kacper i Mira na końcu. Na końcu i najbliżej kuchni.
Wyglądali tak, że zrobiło mi się ciepło na sercu.
Młodziaki poważne, jakby to był uroczysty posiłek, Mira spokojna w przeciwieństwie do podskakującego na siedzeniu obok, Kacpra i młoda.
Coś nowego czaiło jej się w oczach, ale nie potrafiłem tego zinterpretować.
Jakiś diablik?

Pozwoliłem sobie czynić honory pana domu i nalewałem każdemu barszcz, według starszeństwa, poczynając oczywiście od Miry. Młoda podała mi talerz, unikając przy tym mojego wzroku. Usiadłem naprzeciw niej i wdychałem ulubione zapachy, barszcz z kosteczkami świeżego czosnku, pływającego po jego powierzchni, plus pieczone ziemniaki i aromat rozmarynu.

Pierwsza łyżka zupy zawsze była najlepsza, tak też było i dzisiaj.
Drugą wyplułem, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Wszystkich poza młodą, gdyż to ona była przyczyną tego rozprysku, a właściwie jej stopa.
Diablica dobierała się do mnie gołą stopą pod stołem! Już sam jej dotyk mnie usztywniał, a co dopiero naga, damska stópka, wędrująca od kolana w górę.
Kobieca, piękna, naga stopa!
- Przepraszam, ale zakrztusiłem się czosnkiem. - Uspokoiłem zdziwienie reszty. - Smacznego wszystkim.
 
Próbowałem jeść, ale nie byłem w stanie. Starałem się wyglądać spokojnie, ale jej palce uniemożliwiały mi to.
Spiorunowałem ją wzrokiem i guzik to dało. Ona, ze skromnie spuszczonymi rzęsami majstrowała przy moim kolanie i ciut wyżej. Odsunąłem się więc od stołu i w tej niezgrabnej pozycji jadłem obiad, nie czując smaku.

Mała franca, ale się zemszczę! Tak mi zepsuć posiłek...

20 komentarzy:

  1. mało!! boskie!! chcę jeszcze!! Anka

    OdpowiedzUsuń
  2. hehehe ale jeśli kolejny kawałek rozwinie się tak jak sądzę, to napiszę tylko: a nie mówiłam? :p

    OdpowiedzUsuń
  3. błagam na kolanach o jeszcze :) nawet w pracy muszę tutaj zaglądać :) to silniejsze jest ode mnie

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj mi się wydaje, że wiem jak to sie skończy. A wrożką nie jestem:) oczywiścje na bzykanku;) wreszcie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ah mika jak zwykle za krótko, czy można liczyć dziś jeszcze na kontynuację?

    OdpowiedzUsuń
  6. Proszę dodaj dzisiaj dalszą część!! Tak się wkręciłam w to opowiadanie że odwiedzam stronke co 2 min żeby sprawdzić czy jest coś nowego ....! No i licze na choć troszke dłuższy kawałek :(!

    OdpowiedzUsuń
  7. Błagam, błagam,błagam,błagam daj dziś jeszcze chociażby jedną część!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się z przedmówczynią, Mika ugotowała nas w barszczu :p

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie spodziewałam sie niczego innego-za mało czasu na spłodzenie czegokolwiek!
    Dziękuję za następna część,ale nie pośpieszam-niech się dogotuje ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Pochłonełam wszystkie części w godzinę! I to nie był dobry pomysł...teraz nie zasnę jeśli nie dodasz kolejnej części...:):):)
    a rączka to mi chyba odpadnie, bo Luby niestety na wyjeździe...
    TO JEST ŚWIETNE!!!! :):):)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  12. Odpowiedzi
    1. dwa posty tego samego dnia to bylaby czysta rozpusta :D
      ale liczę na to ;)

      Usuń
  13. mam wrażenie, że Adam nie zdaje sobie sprawy, że będzie Kasi pierwszym mężczyzna, czyż nie ?

    OdpowiedzUsuń
  14. Miałam się nie uzewnętrzniać, ale trudno. Miko! Nie miałam komputera przez 2 tygodnie i narobiłam sobie zaległości w Twoich opowiadaniach. Jak zobaczyłam tytuł tego i ile jest części stwierdziłam, że nie nadgonię, że coś mi się nie podoba w tytule, że to nie to. O ja głupia, o ja niewierna! Biję się w pierś! Powiem prosto z mostu: zajebiste opowiadanie. Koniec i kropka :)

    OdpowiedzUsuń
  15. też jak zobaczyłam tytuł, to nie chciało mi sie czytac.. zrobilabym okropny blad :D ach ta nuda przed kolokwium.. hhehe ide sie uczyc a jak wroce mam nadzieje na anstepna czesc! :*

    OdpowiedzUsuń
  16. można spodziewać się jeszcze dzisiaj kolejnej części?

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie jestem specjalnie oczytany, ale te opowiadanko ma w sobie Twój unikalny rys. Dobrze się czyta. Hmmm, mimo standardowego dość schematu, czynisz go jednak nieco wyjątkowym. No i Twoje metafory ;-) Nieźle, Mika
    Ukłony,
    Karel

    OdpowiedzUsuń
  18. "Wziąłbym cię tu i teraz najchętniej"... Kiedyś sama usłyszałam taką niezrealizowaną obietnicę i teraz te wspomnienia przylazły do mnie i pchają się pod spódnicę... Nie mogę się oderwać od lektury... No i chyba barszczu będę musiała sobie nagotować, bo mi ślinka cieknie :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam na www.mikakamaka.pl (kontynuacja tego bloga)
Tutaj dodawanie komentarzy jest wyłączone.
Tam nie :D

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.