Jak zwykle glancowałam kuchnię.
Obsesji jakiejś na nią dostałam!
Mira przygotowywała się już do
robienia obiadu, więc nie miała tak lśniącą pozostać długo.
- Co dzisiaj gotujesz? - Zaglądnęłam
przez ramię na ciężki, gliniany dzban z masywną pokrywą, który
przytachała właśnie ze spiżarni.
- Ja chcę, ja chcę! - Kacper, jak ping
pong podskakiwał obok.
- Dla ciebie też się znajdzie ważne
zadanie Kacperku. - zaszczebiotała do niego Mira.
Nie mieliśmy dziadków. Jedni umarli dawno, drudzy mieszkali daleko i skłóceni byli na śmierć i życie z naszymi starymi.
Teraz los zesłał nam Mirę, która
babciowała Kacprowi, a i na Arka i Tomka spoglądała z jakimś
miodem w oczach. Dla mnie była bardziej, jak matka i taką
ją pokochałam. Właśnie to odkryłam!
Pokochałam tą ciepłą kobietę z
oczami okolonymi siateczką zmarszczek, wesołą i pracowitą i to w
tak krótkim czasie.
Gula w gardle, szczypanie w oczach.
- Co masz w tym gliniaku? - Przerwałam
napływ uczuć.
Jeszcze się tu rozbeczę.
- W tym kiszę barszcz czerwony. -
Podniosła wieko, a wydobywający się spod niego zapach zaatakował
nozdrza intensywnym pomieszaniem czosnku i kiszonek.
Ślina napłynęła mi do ust,
wspomnienie zastukało w czaszce i pokazało scenkę wigilijną.
Choinka, stół z białym obrusem, waza z czerwonym barszczem,
rodzina, butelka wódki między talerzami.
Wspomnienie zniknęło. Spadaj mi z głowy!
Wspomnienie zniknęło. Spadaj mi z głowy!
- Wyciągnij duży garnek z tej
szafki. - Wskazała dolną, obok mojej nogi. - Zrobimy dużo, bo Adam
nie oderwie się od barszczu do jutra.
Ona się uśmiechnęła, ja
spąsowiałam. Ależ ze mnie idiotka, przecież ona nie wie!
- Zrobimy barszcz na bazie rosołu, bo
trzeba was trochę podpaść. - Postawiła opasły garnek na kuchence
i sięgnęła po drugi z rosołem, stojący w lodówce. - Wlej połowę
rosołu do gara i drugie tyle dodaj barszczu. Tylko przecedź.
Robiłam co kazała i czułam się tak
ciepło w sercu. Tak to właśnie wygląda w normalnym
domu.
Dołączyli do nas Tomek z Arkiem i nieśmiało przycupnęli
przy ogromnym stole, obserwując nasze poczynania.
- Ty Kacperku wyciągnij z dolnej
szuflady w lodówce pęczek pietruszki, umyj ją dokładnie i obieraj
do miseczki tylko... – uniosła palec do góry – powtarzam tylko,
zielone listki.
Mały z uśmiechem pokicał ku lodówce
i wyciągnął ziele. Pognał z nim do zlewu i razem z woreczkiem, w
którym była, zaczął ją myć. Rozbawił mnie tym, ale nie chciałam
mu głośno zwracać uwagi. Podeszłam i szeptem przekazałam instrukcje.
Spojrzał na mnie poważnie, zciągnął gumkę z celofanu i
kontynuował kąpiel wodną pietruchy.
- Arku. - Mira zwróciła się do niego.
- Ciebie poproszę, byś wybrał ze skrzyni w garażu miskę małych,
ładnych ziemniaczków.
Arek zasalutował, jak żołnierz i
pognał wykonać zadanie. Wrócił jeszcze tylko po miskę.
- Ty Tomku. - Teraz drugi bracik
podskoczył gotów do działania. - Narwij dużą garść rozmarynu w
ogrodzie. Grządki są opisane, więc znajdziesz.
Zaraz się rozpłaczę, czułam to i
nie powstrzymałam czerwoności oczu, pociągnięcia nosem.
Mira dyskretnie nie zauważała tego.
Przez najbliższą godzinę
komenderowała nami, rozdysponowując zadania i znajdując ciągłe
zajęcie dla każdego.
Garnek bulgotał barszczem. Piekarnik
piekł, drażniąc powonienie smakowitym zapachem pieczonych
z rozmarynem ziemniaków. W drzwiach, oparty o futrynę stał Adam i
z uśmiechem obserwował naszą piątkę.
Cebula wyleciała mi z rąk
i poturlała się w jego kierunku.
Dziwka z niej...
Pochylił się, jak kot i nie odrywając
ode mnie wzroku podniósł płaczowyciskacz i mi podał.
Wkładając mi warzywo w wyciągniętą
dłoń, przejechał wskazującym palcem po wewnętrznej części
nadgarstka. Niby takie nic, ale wystarczyło, bym zmiękła w
kolanach i nie potrafiła się ruszyć.
Znów byłam myszką, a on
wężem, a nie chciałam.
- Co dziś na obiad? – zwrócił się
do Miry.
- Twój ulubiony barszcz z pieczonymi
ziemniaczkami. - Odpowiedziała śpiewająco.
- No to przypnę się dziś do garnka,
jak do maminego cycka! - Adam rozjaśnił się.
- Jakbym nie wiedziała – mruknęła
niby konspiracyjnie Mira. - Za pół godziny zapraszam wszystkich.
- Mogę cię na chwilę prosić Kasiu? -
Po jego minie widziałam, że doskonale zdaje sobie sprawę z mojego
stanu. - Kupiłem Kacprowi coś i chcę to podłączyć w waszym
pokoju.
- Oczywiście – wydukałam, otrząsając
się z erotycznego amoku.
I poszłam za nim. Szedł do naszego
pokoju, zabierając z szafki po drodze pudełko z napisem Chicco.
Nic mi to nie mówiło. W pokoju skierował się do sypialni i wypakował przedmioty.
Nic mi to nie mówiło. W pokoju skierował się do sypialni i wypakował przedmioty.
- To jest elektroniczna niania –
tłumaczył. - Nim przyjdziesz do mnie, włączysz tą bez światełek i
postawisz na szafce obok posłania malucha, a drugą zabierzesz z
sobą. Ok?
- Tak – odparłam zdumiona.
- Wziąłbym cię tu i teraz najchętniej.
- Zapatrzył się w miękkie łóżko.
Nie odpowiedziałam, patrzyłam na
niego zastanawiając się, dlaczego w dniu przyjęcia do pracy nie
widziałam jego atrakcyjności. Wtedy był tylko pracodawcą, po
drodze stał się dla mnie mężczyzną.
Ja stawałam się kobietą.
Uśmiechnął się, odgarnął mi włosy
z ramienia odsłaniając szyję i pochylił się.
- Wieczorem młoda – szepnął mi do
ucha i przejechał ustami po jego obrzeżu wywołując dreszcz, który
przebiegł po plecach i schował się w brzuchu.
Minął mnie i wyszedł.
Ja zostałam,
stojąc jak krowa na przejeździe kolejowym.
Trawy w ustach mi tylko brakowało.
Wiedziałam, jak się odegram za to.
***
Ubrałem się po domowemu. Sportowe
spodnie i luźna koszulka, ulubiony strój.
Po akcji w samochodzie nie mogłem się
doczekać wieczornego rewanżu. Jeszcze tylko obiad, plus kilka
godzin.
Obiad jedliśmy stadnie, po raz
pierwszy od dawna tyle osób siedziało przy tym ogromnym stole.
Sam stół był moją fanaberią, ale od dzieciństwa marzyłem po prostu o takim właśnie miejscu do spożywania rodzinnych posiłków. Rodzina się rozpadła, nim właściwie powstała, stół został.
Sam stół był moją fanaberią, ale od dzieciństwa marzyłem po prostu o takim właśnie miejscu do spożywania rodzinnych posiłków. Rodzina się rozpadła, nim właściwie powstała, stół został.
Gdy wszedłem do kuchni, wszyscy już
siedzieli po jednej jego stronie. Dwóch starszych braci, następnie
młoda, Kacper i Mira na końcu. Na końcu i najbliżej kuchni.
Wyglądali tak, że zrobiło mi się
ciepło na sercu.
Młodziaki poważne, jakby to był uroczysty
posiłek, Mira spokojna w przeciwieństwie do podskakującego na
siedzeniu obok, Kacpra i młoda.
Coś nowego czaiło jej się w oczach,
ale nie potrafiłem tego zinterpretować.
Jakiś diablik?
Pozwoliłem sobie czynić honory pana
domu i nalewałem każdemu barszcz, według starszeństwa,
poczynając oczywiście od Miry. Młoda podała mi talerz, unikając
przy tym mojego wzroku. Usiadłem naprzeciw niej i wdychałem
ulubione zapachy, barszcz z kosteczkami świeżego czosnku,
pływającego po jego powierzchni, plus pieczone ziemniaki i aromat
rozmarynu.
Pierwsza łyżka zupy zawsze była
najlepsza, tak też było i dzisiaj.
Drugą wyplułem, zwracając na siebie
uwagę wszystkich. Wszystkich poza młodą, gdyż to ona była
przyczyną tego rozprysku, a właściwie jej stopa.
Diablica
dobierała się do mnie gołą stopą pod stołem! Już sam jej dotyk
mnie usztywniał, a co dopiero naga, damska stópka, wędrująca od
kolana w górę.
Kobieca, piękna, naga stopa!
- Przepraszam, ale zakrztusiłem się
czosnkiem. - Uspokoiłem zdziwienie reszty. - Smacznego wszystkim.
Próbowałem jeść, ale nie byłem w
stanie. Starałem się wyglądać spokojnie, ale jej palce uniemożliwiały mi
to.
Spiorunowałem ją wzrokiem i guzik to
dało. Ona, ze skromnie spuszczonymi rzęsami majstrowała przy moim
kolanie i ciut wyżej. Odsunąłem się więc od stołu i w tej
niezgrabnej pozycji jadłem obiad, nie czując smaku.
Mała franca, ale się zemszczę! Tak
mi zepsuć posiłek...
mało!! boskie!! chcę jeszcze!! Anka
OdpowiedzUsuńhehehe ale jeśli kolejny kawałek rozwinie się tak jak sądzę, to napiszę tylko: a nie mówiłam? :p
OdpowiedzUsuńbłagam na kolanach o jeszcze :) nawet w pracy muszę tutaj zaglądać :) to silniejsze jest ode mnie
OdpowiedzUsuńOj mi się wydaje, że wiem jak to sie skończy. A wrożką nie jestem:) oczywiścje na bzykanku;) wreszcie...
OdpowiedzUsuńAh mika jak zwykle za krótko, czy można liczyć dziś jeszcze na kontynuację?
OdpowiedzUsuńProszę dodaj dzisiaj dalszą część!! Tak się wkręciłam w to opowiadanie że odwiedzam stronke co 2 min żeby sprawdzić czy jest coś nowego ....! No i licze na choć troszke dłuższy kawałek :(!
OdpowiedzUsuńBłagam, błagam,błagam,błagam daj dziś jeszcze chociażby jedną część!!!! :)
OdpowiedzUsuńSzlag by to!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z przedmówczynią, Mika ugotowała nas w barszczu :p
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam sie niczego innego-za mało czasu na spłodzenie czegokolwiek!
OdpowiedzUsuńDziękuję za następna część,ale nie pośpieszam-niech się dogotuje ;-)
Pochłonełam wszystkie części w godzinę! I to nie był dobry pomysł...teraz nie zasnę jeśli nie dodasz kolejnej części...:):):)
OdpowiedzUsuńa rączka to mi chyba odpadnie, bo Luby niestety na wyjeździe...
TO JEST ŚWIETNE!!!! :):):)
Kiedy kolejna część?
OdpowiedzUsuńPisze się właśnie :D
OdpowiedzUsuńdwa posty tego samego dnia to bylaby czysta rozpusta :D
Usuńale liczę na to ;)
mam wrażenie, że Adam nie zdaje sobie sprawy, że będzie Kasi pierwszym mężczyzna, czyż nie ?
OdpowiedzUsuńMiałam się nie uzewnętrzniać, ale trudno. Miko! Nie miałam komputera przez 2 tygodnie i narobiłam sobie zaległości w Twoich opowiadaniach. Jak zobaczyłam tytuł tego i ile jest części stwierdziłam, że nie nadgonię, że coś mi się nie podoba w tytule, że to nie to. O ja głupia, o ja niewierna! Biję się w pierś! Powiem prosto z mostu: zajebiste opowiadanie. Koniec i kropka :)
OdpowiedzUsuńteż jak zobaczyłam tytuł, to nie chciało mi sie czytac.. zrobilabym okropny blad :D ach ta nuda przed kolokwium.. hhehe ide sie uczyc a jak wroce mam nadzieje na anstepna czesc! :*
OdpowiedzUsuńmożna spodziewać się jeszcze dzisiaj kolejnej części?
OdpowiedzUsuńNie jestem specjalnie oczytany, ale te opowiadanko ma w sobie Twój unikalny rys. Dobrze się czyta. Hmmm, mimo standardowego dość schematu, czynisz go jednak nieco wyjątkowym. No i Twoje metafory ;-) Nieźle, Mika
OdpowiedzUsuńUkłony,
Karel
"Wziąłbym cię tu i teraz najchętniej"... Kiedyś sama usłyszałam taką niezrealizowaną obietnicę i teraz te wspomnienia przylazły do mnie i pchają się pod spódnicę... Nie mogę się oderwać od lektury... No i chyba barszczu będę musiała sobie nagotować, bo mi ślinka cieknie :)
OdpowiedzUsuń