Początek jest mocno realistyczny i macie go za ścianami Waszych mieszkań, w domu obok.
Takie właśnie losy widać w spojrzeniu dzieciaków, które nie patrzą miękko w Wasze oczy.
One uciekają wzrokiem, twardo podejmują wyzwanie, lub po prostu szukają w naszych źrenicach nadziei na człowieczeństwo.
To opowiadanie i tak pokazuje szczęśliwsze jednostki (mimo nieszczęścia).
Nie mam planu, nie wiem w jakim kierunku pójdzie opowiadanie, wiem jedynie, że palce mi się jarają :-).
Całusy.
Siedziałam na łóżku, w ciemnym
pokoju. Znów wyłączyli nam prąd. Ojciec zachlaj morda, mama
okoliczna dziwa i rodzeństwo wychowujące się prawie samopas.
Prawie, gdyż w wieku kilku lat przejęłam obowiązki matki i
pilnowałam młodszaków. Najmłodszy braciszek, siedem lat w wątłym
ciałku leży za mną na starym, zdezelowanym łóżku i się boi.
Boi się bełkotliwych krzyków starego i piskliwego jazgotu matki za
ścianą. Za ścianą, nie za drzwiami, na te brakło kasy. Została
przepita.
Materac śmierdzi moczem i przyniesiony został ze
śmietnika. Stary musiał nas na czymś położyć, więc przyniósł
ten odzysk z hasioka. Pamiętam, jaki był z siebie dumny, że taki
jest zaradny...
Gdyby nie Kacperek, malutki człowieczek
opasający mnie z tyłu i drżący ze strachu przed pierdoloną
rzeczywistością, dawno bym już stąd zwiała, zostawiając ten syf
daleko za sobą.
Nie potrafię już słuchać bulgotu
zapijaczonego głosu ojca, krzyków w pokoju obok i ciągłych
przekleństw, stanowiących tło naszego życia. Smród przepitego
oddechu, kwasów żołądkowych trawiących jedynie wódę, lub jej
tańsze substytuty i odór fajek. Najtańszych i najbardziej
śmierdzących.
Przede mną jest ściana z wystającym
z niej łysym kablem. Nie ma w nim prądu, bo nikt za prąd nie
zapłacił. Nie ma lampy, bo została zdjęta i wymieniona na
flaszkę. W lodówce nic się nie zepsuje, bo jak zwykle jest pusta i
hula w niej wiatr. Pozostali bracia wolą siedzieć na dworze, lub u
kolegów, bo tam przynajmniej jest spokój i można się napić
gorącej herbaty.
Herbata z cukrem i z cytryną. Takie
zwykłe marzenie, a w moim popierdolonym domu tak nieosiągalne.
Dla
czego urodziłam się właśnie w tej pojebanej rzeczywistości?!
Wiedziałam dlaczego. Arka i Tomka
odchowałam, na ile umiałam. Wycierałam im nosy i tuliłam
zapłakanych, gdy ojciec wpadał całym ciężarem na nich, bo
pomylił po pijaku pokoje i uwalał się w ubraniu, by przespać w
alkoholowym amoku kawałek swojego bezsensownego życia. Jako
dziesięciolatka przebierałam zasikane nocą pidżamy i podkładałam
ręczniki, koce, cokolwiek suchego, by mogli spać na zaszczanym
materacu do rana. To ja z nimi chodziłam do przychodni, gdy
chorowali i kłamałam mówiąc, że mama nie może się zwolnić z
pracy. Stara w tym czasie grzała się z nowymi kolegami, piła z
nimi i bawiła się w obcych mieszkaniach.
Jej mieszkanie było
zimne, w nim czwórka głodnych i wystraszonych dzieci, ciemność
bez prądu i nie dopełnione obowiązki.
Kacperek jest duszyczką, którą muszę
uratować! Ten malutki, niedożywiony chłopczyk jest celem, dla
którego od dawna prę na przód i organizuję swoje życie,
zastępując mu matkę.
Matkę sukę, wydająca czwórkę dzieci na
świat, opuszczającą je w momencie porodu.
Nie! To jest obraza dla suk. Żadna
suka nie porzuca swoich młodych.
Nasza matka trzymała nas dla dopłat
socjalnych do życia. Żyła z nas i tym dla niej byliśmy od
urodzenia. Źródłem dochodu, utrzymania. Żadnego karmienia
piersią, przewijania i przytulania wieczorem.
Chowaliśmy się sami,
a właściwie starsze dzieci, pilnowały młodszych i to one uczyły
je higieny, kładły spać i pomagały w szkole. Jakimś cudem żadne
z nas nie umarło w nocy, nie zakrztusiło się wymiocinami i nie
zamarzło w wyziębionym mieszkaniu, gdy stara balowała u kolejnego
fagasa, a stary dogorywał na kanapie, nie rejestrując otaczającego
świata.
Ja jestem pierwszym dzieckiem i to na
mnie od prawie osiemnastu lat spoczywał obowiązek opieki nad
braćmi. Matkę mamy jedną, ilu ojców? Nie wiadomo. Oby żadnym nie
był, ten wpisany w dokumenty.
W takim wypadku, wpisane mieć
będziemy również ograniczenia i ułomności genetyczne.
Oby matka
kurwiła się od początku skutecznie...
Kacperek usnął golutki i skulony na
brudnym materacu. Okryłam go starym kocem i patrzyłam na jego
spokojną buźkę. Jeszcze kilka miesięcy i wystąpię o prawo do
opieki nad nim. Pozostali bracia nauczyli się już, jak radzić
sobie w miejskiej dżungli, ale to małe dzieciątko potrzebuje
jeszcze dużo czasu. W tym zimnym, pijackim domu może się jedynie
popsuć. Wyrośnie z niego alkoholik podobny do ojca, kombinator
szukający jedynie kasy na zachlanie, lub złodziej. Na ćpanie nie
będzie go stać, ale drogę ku autodestrukcji znajdzie w tym
otoczeniu na pewno.
Nie pozwolę na to! Urodziłam się
jako pierwsza po to, by mu pokazać, że życie może być jaśniejsze
niż to, które ma w tej norze.
Jeszcze tylko kilka miesięcy...
Poszłam umyć się w zimnej wodzie
wypełniającej bojler, mydląc dłonie resztką skamieniałego
mydła.
To ukradzione z podajnika w markecie kończyło się już, a
czymś przecież muszę raz w tygodniu umyć włosy. Kosmetyków nie
dane mi było dotąd doświadczyć. Śmierdzieć jednak nie
zamierzałam, jakoś sobie trzeba radzić.
Rano wstaję wcześnie, gdyż muszę
jeszcze kupić chłopakom bułki i paczkę żółtego sera, by mieli
kanapki do szkoły. Dobrze, że chociaż ciepły obiad mamy w szkole
zapewniony. Po takim posiłku udaje się jakoś okłamać głód do
następnego dnia.
Zabawnym jest, że wszyscy uczymy się
wręcz wybitnie, więc jednak sucza picz matki miała nosa do dobrych
genów naszych ojców. Każde z nas skrzętnie chowało comiesięczne
stypendium do skrytki w materacu i to ja dysponowałam tymi skromnymi
środkami, planując codzienne zakupy spożywcze. Czasami udało się
jeszcze kupić któremuś z chłopaków jakiś skromny drobiazg.
Żadne nie marzyło nawet o PSP, telewizji, czy komputerze. Takie
zbytki pozostawały poza sferą pragnień. Naczelną potrzebą było
zaspokojenie głodu fizycznego, a jedynym luksusem stał się lód na
patyku raz w tygodniu, tuż po mszy w kościele.
Z zazdrością patrzyliśmy na rodziny,
które w komplecie przychodziły na msze. Widziałam ból w
oczach starszych braci, gdy ojcowie kładli swoim synom dłoń na
ramieniu, pochylali się ku nim i coś podczas mszy tłumaczyli, lub
po prostu uśmiechali się do nich z miłością. Mnie bolało serce
na widok matek i córek dumnie kroczących obok nich. Czyste, lśniące
włosy, płaszczyki i spódniczki, nowe buty.
O ciuchach nawet nie myślałam, miałam
ich mało, lecz o nie dbałam. Udało mi się tego nauczyć
chłopaków. Czasami jakaś sąsiadka, starsza i samotna pani,
zapraszała nas do siebie na herbatkę i ciasto, pozwalała obejrzeć
coś w telewizji. To były te przyjemne chwile, ale uczyłam
chłopaków, że nie wolno im tego nadużywać, czasami trzeba
odmówić. Musieliśmy być samowystarczalni, zaradni i trzymaliśmy
się razem. Wiedzieliśmy, że jedynym źródłem utrzymania są dla
nas stypendia, więc uczyliśmy się codziennie do momentu, gdy światło dzienne było wystarczające do czytania.
Każda ocena poniżej
piątki była zagrożeniem dla puli na jedzenie, a jeść musieliśmy.
Żyjemy z dnia na dzień, to wiem.
Wiem również że wiek, w którym
osiągnę pełnoletność będzie w naszym życiu przełomem.
Jeszcze tylko kilka miesięcy...
O kurczę, teraz nie mogę umieścić na swoim blogu mojego odpowiadania, bo posądzą mnie o plagiat! ;D
OdpowiedzUsuńNie lubię takich tematów, ale one same przychodzą i nie da się przejść obojętnie.
Zastanawia mnie jedno. W opowiadaniach umieszczasz erotykę, ciekawa jestem jak ją w to wimksujesz. ;)
Spoko, mam plan.
OdpowiedzUsuńNiby niedokładny, ale wiem w jakim kierunku pójdzie.
Słyszałam głosy o romantycznej miłości?
Słyszałam?
Nie lubię samej, cukrowo słodkiej obudowy, więc obudowuję inaczej.
Nie lepiej, inaczej :-)
Cała Mika. Masz ode mnie lubika ;-)
UsuńTy też masz ode mnie :-)
UsuńAle Ty to wiesz...
Serial "Shameless" się kłania,jak również blog z zakładek obok ...super,czekam!
OdpowiedzUsuń