Posiadanie gospodarstwa rolnego z całym dobytkiem w postaci krów, kur, świń i innego inwentarza ruchomego nie pozwalał na wyjazdy, bez znalezienia zastępstwa w obsłudze zwierzyny.
Obrobienie ich nie było łatwe i lekkie.
Codzienne pobudki o piątej rano na dojenie krów, później
karmienie świń, kur i prowadzenie krów na pole w okresie, gdy trawa była
zielona, wybieranie jaj z kurnika, odstawianie baniek z mlekiem dla transportu
mleczarni i w końcu praca w polu, angażowała całą rodzinę tak skutecznie, że wieczorami
każde z nas myślało wyłącznie o zjedzeniu czegoś ciepłego, umyciu się i wejściu
do miękkiego, kojącego spracowane ciało łóżka.
Moim marzeniem było jeszcze
połknięcie jakiejś książki przed snem.
Od kiedy poznałam magię słowa pisanego,
zaczęłam namiętnie czytać wszystko, co wpadło mi w ręce. Największym odkryciem
stała się biblioteka w mieście, do którego jeździłam praktycznie wyłącznie po
nowe tomiszcza. Po pewnym czasie bibliotekarz pozwalał mi wypożyczyć tyle
książek, ile byłam w stanie zapakować do swojego plecaka.
Nic nie sprawiało mi
większej przyjemności, niż wyciąganie z plecaka kolejnych historii zamkniętych
w tekturowych okładkach i oczekiwanie na moment, gdy będę mogła zanurzyć się w
inny, czarodziejski świat.
Rodzice wieczorami oglądali coś w telewizji, brat
hasał po internecie.
Na co dzień żadne z nas nie myślało o wycieczkach, podróżach. Każde
miało plan do wykonania i realizowało go konsekwentnie. Bez tych prostych, lecz
męczących prac zwierzyna ryczałaby z głodu, z bólu przepełnionych wymion, lub
cierpiała stojąc we własnych, nie wyniesionych na widłach odchodach.
Ludzie żyjący w mieście nie mają o tym pojęcia, nie zdają
sobie sprawy z ogromu pracy, który my, żyjący na wsi ludzie wkładamy w
codzienną egzystencję.
Gdy czytałam czasami w internecie żalenie się niektórych,
że muszą codziennie wyprowadzać psa na spacer, lub oddają go do schroniska, bo
sika im w mieszkaniu, szczeka lub niszczy coś, ogarniał mnie pusty śmiech.
Wystarczyłby jeden dzień takiego delikwenta u nas w
gospodarstwie i doceniliby bezobsługowość pojedynczego zwierzaka. Ale oni mieli
nadmiar mediów, nadmiar samochodów i bodźców w takim stężeniu, że zapadali się
w analizowaniu własnego pierdnięcia.
Do takich wniosków dochodziłam, ilekroć udało mi się
dopaść nasz komputer-staruszka z internetem i czytać to, co ludzi w mieście
gryzie.
Alabama nie inicjowała rozmowy, dając mi najwyraźniej
czas na oswojenie się z tak nagłą zmianą, która zmieniała moje życie.
- Opowiedz mi o sobie. – Poprosiłam w końcu.
Przez dłuższą chwilę milczała, nie zareagowała nawet.
- Moje prawdziwe imię to Alicja, kiedyś Aleksander – mówiła,
nie odrywając wzroku od znikającej pod kołami auta drogi. – Urodziłam się jako
mężczyzna i to była ewidentna pomyłka natury, chociaż… - urwała i westchnęła. –
Walczyłam ze swoją płcią do pewnego czasu. Potrzebowałam pieniędzy na zmianę
płci i zarabiałam je, grając w filmach pornograficznych.
Nigdy nie oglądałam tego typu filmów, nie miałam do nich
po prostu dostępu.
- Wtedy byłam jeszcze mężczyzną fizycznie, ale psychika
była kobieca – kontynuowała. – Każdy
zarobiony grosz odkładałam na operację zmiany płci i realizowałam plan. Jestem
sobą teraz i nie chcę więcej zmian – zakończyła.
- Skoro jesteś kobietą – nie mogłam się powstrzymać przed
zadaniem pytania – to dlaczego zostawiłaś sobie… no wiesz? – Zrobiło mi się
nagle strasznie głupio, że pytam o coś tak intymnego.
W końcu znam ją dopiero kilka godzin. Może kilkanaście…
Czułam rumieńce zalewające gorącem moje policzki.
- Właściwie to nie wiem. – Spojrzała na mnie po raz
pierwszy od wyjazdu z mojego domu rodzinnego. – Uzbierałam pełną kwotę na
ostateczne rozstanie z tym męskim pierwiastkiem, po czym w ostatniej chwili odwołałam
operację i polubiłam tą dwoistość mojego ciała. – Dłuższą chwilę patrzyła mi w oczy,
szukając w nich zrozumienia, a ja o dziwo rozumiałam.
Oglądałam jej piękną twarz i szalejące w pędzącym
powietrzu kosmyki rudych włosów, próbując doszukać się męskich cech w jej
wyglądzie. Nie znalazłam. Zadziwiło mnie, że ten facet przerobiony na kobietę,
był o wiele bardziej kobiecy, niż większość z nas, urodzonych naturalnie samic.
Zazdrościłam mu, jej…
Zaskoczyło mnie, że myślałam o niej… dwojako. Kobieta i
mężczyzna w jednym ciele. Ideał!
Napływało podniecenie, podsycane przez wyobraźnię. Przypomniałam
sobie moment, gdy Ala wyszła z wody z wpół wzwiedzionym penisem i oczami
wbitymi we mnie, w moje reakcje.
Była spełnieniem fantazji obu płci. Na pewno moim w tej
chwili.
Zaciskałam spocone dłonie, starając się okiełznać
uczucia. Z marnym skutkiem.
- Alabama – powiedziałam w natchnieniu. – Jesteś
najbardziej kobiecą kobietą jaką spotkałam i to, co czuję przy tobie nie
poczułam nigdy dotąd. To jest… topiące mnie w odczuciach!
Nie znalazłam bardziej dobitnych słów, na określenie
uczuć, które mną targały w jej obecności.
Mój zasób słów, sposób w jaki się wyrażałam, nie raz deprymował
znajomych, w efekcie mnie również. Starałam się przy kolegach mówić prościej
niż myślałam. Po raz pierwszy w życiu mogłam wyrażać się swobodnie.
- To się zmieni słodziaku. – Uścisnęła moje kolano ze
smutnym uśmiechem i znów skupiła się na drodze. – To się zmieni…
Nie mówiła już nic więcej. Kilometry uciekały, a ja
analizowałam jej słowa.
Urodziła się w męskim ciele i chciała być kobietą.
Przemianowała sobie ciało, ale nie do końca. Nie rozstała się z głównym
atrybutem fizyczności mężczyzny i podnieciłam ja, kobieta.
O co w tym kurwa chodzi?!
Oparłam głowę na miękkim zagłówku i zamknęłam oczy,
pozwalając wiatrowi pieścić twarz.
Wolność nadciągała, zbliżałam się ku nowemu.
Nareszcie, tak długo na to czekałam.
Otworzyłam oczy, gdy ucichł silnik. Zasnęłam, a teraz
byłyśmy już na miejscu.
Dom, czy raczej willa, przed którą stałam zachwycała
prostotą i czystością wykonania.
Z braku nowych pozycji w jedynej bibliotece w mieścinie,
do której jeździłam po książki, czytałam wszystkie dostępne poradniki i
czasopisma nawet. Zachwyciła mnie swojego czasu jedna, poświęcona architekturze
modernistycznej. Prostota, funkcjonalność, czy raczej forma wynikająca z
funkcji.
Prostota zabudowań w naszej wsi wynikała z niewiedzy. Przed
sobą miałam wiedzę, która ukształtowała budynek.
Płaski dach, dużo okien,
jednolite barwy i zieleń, jako jedyna dekoracja. Nawet kamyki na podjeździe
były białe.
Kurczę, zawsze chciałam zobaczyć to, o czym czytałam tylko.
- Zapraszam cię do środka. – Alabama otworzyła mi
drzwiczki w sposób, w który mężczyzna robi to dla kobiety.
Czy ona zdaje sobie z tego sprawę? Uśmiechnęłam się z
wdzięcznością, po czym dostrzegłam w jej oczach jakąś tęsknotę, może ból.
- Chodźmy. – Stanowczy ton jej głosu miał zapewne ukryć
uczucia, które wyświetliły się na jej twarzy. – Jeśli ci się tutaj spodoba i
praca będzie ci odpowiadać, to miejsce stanie się twoim domem.
Wygramoliłam się z auta, rozprostowując zdrętwiałe po
długiej podróży kończyny.
- Zawsze chciałam zobaczyć dom w stylu modernistycznym. –
Patrzyłam z zachwytem na białe ściany i ogromne okna. – Dotąd czytałam o tym
tylko. Zdjęcia nie oddają tej czystości formy.
Twarz Alabamy wyrażała wyłącznie zdziwienie. Pewnie
zastanawiała się, skąd dziewczyna ze wsi wie cokolwiek o architekturze. Często
się z tym spotykałam czy to ja, czy inne zdolniejsze dzieciaki. Miastowi, jak
ich niezbyt ładnie nazywaliśmy, wyobrażali sobie nas jako parobków ze słomą
wystającą z butów, bez pragnienia rozwoju i parcia ku zdobyciu wiedzy. Widoczne
to było najbardziej podczas olimpiad szkolnych, w których braliśmy udział.
Traktowano nas jak wsiurów, którzy nie maja pojęcia o świecie. Czasy się
zmieniły, internet dotarł również do takich dziur na mapie, jak nasza wioska,
książki i telewizja były od dawna.
- Zapraszam do środka. – Znów otworzyła przede mną drzwi
i znów obdarzyłam ją uśmiechem.
Podobała mi się taka. Wysoka, piękna i szarmancka.
Czy to słowo pasuje w ogóle do kobiety?!
Wewnątrz domu panował przyjemny chłód i absolutna cisza.
- Zaprowadzę cię do pokoju. – Alabama skierowała się ku
drewnianym schodom.
Szła przede mną, a ja zastanawiałam się, czy to normalne,
że jej rozkołysane biodra i opięte czarnym materiałem pośladki tak na mnie
działają. Wbijałam wzrok w te dwie półkule, starając się dostrzec choćby zarys
tego, co było pomiędzy nimi.
Naczytałam się romansów, również tych pikantnych i
wiedziałam mniej więcej, jak wygląda zbliżenie między kobietą, a mężczyzną. Nie
przeczytałam natomiast nigdy o ewenemencie podobnym do niej. Do niego?
- Twój pokój. – Znów otworzyła przede mną drzwi. –
Rozgość się, a gdy zgłodniejesz, zapraszam na dół do kuchni.
Delikatnie wepchnęła mnie do środka, zamykając cicho
drzwi za sobą.
Stałam w przestronnym, bardzo jasnym pokoju z ogromnym
oknem i… łóżkiem. Dominowała biel i drewno, miękkie tkaniny i kosmaty dywan.
Stałam w pokoju moich marzeń.
W łazience kolejne zaparcie tchu. Połyskliwa szarość
granitu, biel nieskazitelnych sanitariatów i srebro armatury. Minimalnie,
czysto i klarownie.
Cholera! Jakie to inne od tego, do czego przywykłam. Porównałam
to do emaliowanej wanny w domu, porcelanowej umywalki na topornej nodze i kafli
w zielonym odcieniu. I okna. Te różniły się najbardziej. U nas małe i
przysłonięte dodatkowo zasłonką, tutaj ogromne wręcz i puste.
Jak obraz, w którym żyła przyroda na zewnątrz.
Zrzuciłam z siebie w pośpiechu ubranie i odkręciłam kurek nad wanną. Wlałam
odrobinę zawartości butelki stojącej na półce nad nią i wdychałam aromat
kwiatów. Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się. Prawie, jakbym stała na łące.
Zanurzyłam się w ciepłej wodzie i poczułam falę
odprężenia niesioną przez ciepło przenikające ciało i zapachy atakujące mój
nos. Dopiero teraz zauważyłam, jak brudne mam stopy!
Zaczęłam się szorować zaciekle gąbką, która leżała na
burcie wanny. Pieniłam delikatnie pachnący płyn i mydliłam każdy centymetr
ciała. Musiałam być czysta i choć trochę bardziej pachnąca, niż przed
przyjazdem tutaj.
Po blisko godzinie czysta i zrelaksowana ubrałam się w
spodnie dresowe i koszulkę na ramiączkach. Nie założyłam stanika wyczuwając, że
Alabama zauważy ten maleńki fakt. Chciałam ją prowokować i wiedziałam z
literatury, że te drobne zabiegi działają na płeć przeciwną.
Tylko czy ona była płcią przeciwną?
Zeszłam na dół boso, napawając się gładkością powierzchni,
po której stąpałam.
Alabama przebrana i z mokrymi włosami gotowała coś
właśnie.
Kuchnia znów mnie olśniła, a może onieśmieliła?
Gubiłam się w odczuciach.
Połysk bieli połączony z drewnem i lśniącą stalą
nierdzewną.
Niby sterylnie i chłodno, a równocześnie wygodnie i czysto.
- Zgłodniałaś? – zapytała nie odwracając wzroku od
patelni, w której coś mieszała.
- Bardzo – odpowiedziałam, czując falę głodu.
Wrażenia tłumiły dotąd łaknienie. Teraz, pod wpływem
pytania i docierających do mojego nosa zapachów poczułam wilczy głód. W
odpowiedzi mój żołądek wydał z siebie głośne burczenie.
- Zgłodniałaś –
stwierdziła i sięgnęła do szafki nad głową.
Wygarnęła zawartość patelni na dwa talerze i podała mi jeden, a do tego dwa patyczki.
- Co mam z tym zrobić? – Wzięłam je do ręki, patrząc
pytająco na Alabamę.
- Pokażę ci. – Uśmiechnęła się pobłażliwie, biorąc swoje
do ręki. – To są pałeczki, umieszczasz je między palcami i jesz nimi. – Nabrała
porcję ryżu na patyczki i sprawnie umieściła w ustach.
Starałam się powtórzyć jej ruchy, ale wychodziło mi
marnie. Albo one, albo ich zawartość lądowała na talerzu, lub obok niego, nigdy
w moich ustach. Zniecierpliwiona rzuciłam nimi z impetem.
Mam w dupie jakieś pałeczki!
- Poproszę widelec! – warknęłam przez zęby, patrząc na
rozbawioną Alabamę. – Nie śmiej się ze mnie!
- Pokaże ci, jak się posługiwać pałeczkami. – Stłumiła radość
patrzenia na głupola. – Weź je tak.
Ujęła je w palce, siedząc naprzeciw i starając się
objaśnić mi działanie dwu durnych patyków.
Po co to komu?! Nie lepiej jeść widelcem?
Widząc, że moje zdolności manualne są ograniczone, wstała
z krzesła i ujmując moją dłoń, wsadziła mi pałeczki między palce.
- Tak je trzymaj. – Próbowała zakleszczyć debilne patyki
między moimi palcami.
Może to zmęczenie, może głód, ale coś powodowało, że
pałeczki wciąż wypadały mi z palców.
Po chwili wiedziałam już co to było. To jej zapach, gdy
się nade mną pochylała. Mokre pasma włosów muskające ramię i ciepły oddech na policzku. Palce dłoni nie słuchały mnie. Czułam ją
i jej zapach, słyszałam oddech przy uchu. Znów ogień obudził się w brzuchu i na
nim właśnie się skupiłam. Przekręciłam głowę, by spojrzeć na nią. Nie
interesowały mnie w tej chwili wskazówki, których mi udzielała. Chciałam
wdychać jej oddech. Zamilkła, gdy poczuła to samo co ja. Zamarłyśmy w bezruchu,
policzek przy policzku. Musiałam jej zajrzeć w oczy. Były ciemne, a źrenice
rozszerzone, oddychała szybko. Mrowienie między udami i brak tlenu w płucach i
jeszcze głód jej ust. Miała piękne usta, w które się zapatrzyłam i czując tęsknotę
za ich smakiem oblizałam swoje. Na Alabamę podziałało to, jak płachta na byka.
Uniosła dłoń i przyciągnęła mnie nią do siebie. Wreszcie mogłam poczuć jej
smak. Pełne wargi i ruchliwy język i jej dłoń pieszcząca skórę głowy. Przerwała
na chwilę, by mnie poderwać z krzesła i przyciągnąć do siebie. Całowała
gwałtownie, a jej dłonie błądziły po moim ciele. Czułam się oddzielona od
ciała. Ono reagowało, umysł wyłącznie rejestrował.
Siedziałam na blacie kuchennym, ona stała między moimi
udami. Była podniecona. Widziałam to w jej oczach, w oddechu i twardości pod sukienką, którą napierała na
mnie. Ocierała się i dotykała, przyciągała mnie do siebie i kręciła biodrami
pobudzając przez dzielący nas materiał. Roztargała moją koszulkę i zaczęła ssać
i całować moje piersi, przygryzać sutki. Jęczałam i dociskałam jej głowę do
siebie. Bardziej ją poczuć, mocniej i bliżej.
- Zrób coś ze mną! – wyjęczałam. – Zrób to natychmiast!!!
Oderwała się ode mnie i zdyszana patrzyła obłędnym
wzrokiem.
- Przerwa maleńka. – Widziałam, że trudno jest jej
zapanować nad sobą. – Przerwa, albo dużo sknocimy ślicznotko.
Poprawiła wybrzuszenie pod materiałem kwiecistej sukienki
i wyszła z kuchni.
Zostałam sama. Byłam podniecona i stygłam wolno.
Zbyt wolno!
Brak komentarzy wpisuję w post-walentynkową rzeczywistość.Opowiadanko ma potencjał,rozwija się i to fajne.Wstyd mi z powodu braku wczorajszych zyczeń dla bloga...
OdpowiedzUsuńMiko czytelnicy też są nagrzani i stygną wolno! Piszesz baaardzo... wsysająco... Czekam, zaglądam i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKasiu.Kolejna część paruje dla Ciebie ;-)
OdpowiedzUsuń