Dlaczego? Bo doszła do mnie prawda własnej obłudnej dwulicowości.
Niby wkurzają mnie reklamy, telewizja i te wszystkie wykorelowane kobitki w nich, ale tworzę bohaterki na ich podobieństwo.
Tfu, tfu i jeszcze raz tfu!
Koniec! (może z przerwami)
Sama jestem zwykłą babą, nie mam fiuta, ani burzy włosów do kolan. Mój brzuch nie jest sześciopakiem, a tyłek nie posłużyłby rzeźbiarzowi za przykład, ale mój mężczyzna kocha i jedno i drugie (nie mam na myśli fiuta oczywiście :-) )..
Niech to stanie się punktem wyjściowym dla normalności w opowiadaniach, bo się przesłodziłam sama sobą i zaraz heftnę robalami. Idę se zaparzyć wrotycz z piołunem...
Musiałem posiedzieć chwilę i ochłonąć po jeździe. Właściwie to nie po samej jeździe, ale okolicznościach przyrody dociśniętych kurczowo do moich pleców i ud. Roksi zaciskała na mnie kończyny tak kurczowo, że byłem cały zdrętwiały. Dosłownie cały, a najgorszą drętwotę zarejestrowałem w spodniach. Jej ręce na moim brzuchu były bardzo pobudzające i modliłem się tylko, by nie opuściła ich za nisko. Nie noszę fiuta w nogawce, ale układam go właśnie w górę. Nie zawsze, do jazdy na motorze tak mi najwygodniej. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym miał go w nogawce, krew by odcięło? Ból byłby na pewno.
Posiedziałem sobie bezczynnie, myśląc o własnym psie, byleby nie myśleć o miękkim ciele Roksany. Właśnie zbierałem hipotetyczne kupy z trawnika przed domem.
W końcu dołączyłem do
grupki facetów konstruujących ognisko i przyjąłem powitalną
puszkę piwa, bardziej dla towarzystwa, niż wypicia go. Kierowcy tak
mają.
Ciemniło się powoli,
coraz mniej chętnych zażywało kąpieli w jeziorze, Roksana na
szczęście tylko raz i całą siłą woli zmusiłem oczy, by nie
zmacały jej pulchnego ciałka. Co nieco jednak widziałem i czułem,
że mój mały nie jest spokojny. Ciężko się sika niespokojnym
fiutem.
Okazji do rozmowy nie
było zbyt wiele, ale nie dziwiło mnie to. W końcu byliśmy na
imprezie.
Koło północy miałem
dosyć, bo jak tu się dobrze bawić, gdy reszta towarzystwa nawaliła
się jak biszkopty i zapodaje głupawe tematy, rżąc, jak stado
koni. Gdy pijesz z innymi, nie zauważasz tego i sam zaczynasz
beblać. Jako jedyny nie piłem i odstawałem od rżącej wesołości.
- Nigdzie z tobą nie
pójdę! - To był podniesiony głos Roksany. - Jesteś pijany i
natarczywy. Daj mi spokój!
- Co to za dupek, z
którym przyjechałaś? - Drugi głos należał do zawianego kolesia,
który trzymał Roksanę za łokieć i nie sprawiał jej tym
przyjemności. - Najpierw się nie odzywasz, a później co? Już
sobie kogoś przygruchałaś?- Słuchaj mój drogi. - Wyszarpnęła ramię. - Nie odzywałam się, ale ty też nie raczyłeś zadzwonić, więc jesteśmy kwita.
Nie wyglądało na to, by
miał zamiar dać jej spokój. Skupiał wzrok z wysiłkiem, ale
alkohol wyzwolił w jego mózgu te gorsze instynkty i po minie widać
było, że za chwilę wyciągnie ciężką artylerię, bez
skrępowania obecnością innych.
Tym razem złapał ją za
ramiona i przyciągnął do siebie, nie zwracając uwagi na protesty
Roksi. Przyciągnął i wpił się ustami w jej usta. Nie było w
samym fakcie niczego dziwnego, gdyż połowa towarzystwa miziała się
publicznie, lub zniknęła innym z oczu. Pewnie na poważniejsze
zabawy.
Roksana próbowała go
odepchnąć, ale bezskutecznie. Wpił się w nią, jak pijawka,
błądząc śmiało łapami po jej ciele.
Nie wiem skąd się to
uczucie wzięło, ale wkurwiłem się widząc tę przymusową dla
niej macankę. Czułem, że zabiera mi to, co powinno być moje! To
ja z nią chodziłem do szkoły i znałem ją długo przed tym, nim
poznał ją on. Może był to marny argument, ale wystarczył, bym
obudził w sobie rycerza na czarnym motorze i wkroczył do akcji.
- Roksi! - Warknąłem tuż
przy ich twarzach. - Myślę, że czas się zbierać na chatę.
Palant oderwał się od
niej i koncentrował wzrok na mojej twarzy. Przychodziło mu to z
trudem. Roksana odepchnęła go w tym czasie i wytarła obślinione
usta.
- Masz coś do niej? - W
buńczucznej pozie stał wpatrując się we mnie. - Masz coś do
mojej dziewczyny?!
- Kamil, daj spokój. -
Zaśmiała się Roksi. - Taka z nas para, jak z koziej dupy trąba.- Skoro tak, to spadam. - Kamil machnął pogardliwie ręką. - Chętnych nie bralkuje, a ja nie mam zamiaru stygnąć. To, że ty jesteś zimna dupa, to twoja sprawa. Astala vista bejbe!
I poszedł. Ja stałem
osłupiały pijaną arogancją gościa, Roksi zaczęła się trząść.
Najpierw śmiała się tylko w środku, przyciskając pięść do ust
i patrząc za odchodzącym tropem węża Kamilem, by po chwili
wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Co za palant –
podsumowałem go. - To twój chłopak?
- Nie dorobił się tego
tytułu – odparła, okiełznując śmiech. - Nie zasłużył.- No i masz rację! - Czułem ogromną ulgę. - Za mądra jesteś dla takiego palanta.
- Dziękuję. - Dygnęła, odrzucając zamaszyście wciąż wilgotne włosy na plecy. - To, że jestem dużą kobietą, nie czyni ze mnie istoty podatnej na wpadanie w pierwsze lepsze łapska. Znam swoją wartość.
- Masz rajt – przytaknąłem. - Jedziemy? Nie upiłaś się widzę, więc mogę być spokojny, że nie spadniesz.
- Wiesz Kondziu. - Podeszła
do mnie bliżej i oparła dłoń na mojej piersi. - Taką dużą
dziewczynkę, jak ja nie tak łatwo upić. Jakbym ważyła o połowę
mniej, to penie bym już leżała na ziemi i spała.
- To jedźmy. - Odwróciłem
się, by nie widziała wrażenia, jakie zrobiła na mnie tymi
słowami.
Duża dziewczyna i dużo
do pieszczenia. Wylizałbym w szerz i w poprzek każdy centymetr i
mógłbym tak do rana, albo i do końca tygodnia... miesiąca...
roku...
Droga do domu i znów
tortury jej palców na brzuchu tym bardziej, że błądziły po
koszulce, jakby się nią bawiła, by w pewnym momencie wśliznąć
się pod nią i dotykać nagiej skóry. Co ona robi? Przecież nie
jest tak pijana! Następnym razem założę kurtkę, choćby był
taki upał, jak dziś.
Pod domem zeszła z
motoru, oddała mi kask i stała, patrząc na mnie.
- Co? - Zdjąłem i swój
kask. - Mam coś klacie, zmieniłem kształt, albo zacząłem
świecić? Dla czego tak patrzysz?
- Fajny facet z ciebie
wyrósł Kondziulku – stwierdziła z tajemniczym uśmiechem. -
Szkoda...- Szkoda, że fajny, czy że wyrósł? - Nie rozumiałem. - Wyjaśnisz?
- Nie słodziaku – odparła ze zmróżonymi oczami.
Podeszła do mnie,
pochyliła się do przodu i ujęła moją twarz w dłonie.
- Dziękuję za obronę –
mruknęła i pocałowała, a mnie jakby piorun strzelił.
Najpierw zastygłem w
bezruchu i nie oddawałem pocałunku, lecz gdy dotarła wreszcie
rzeczywistość, sięgnąłem po nią dłońmi i przyciągnąłem do
siebie zachłannie. Wpasowała się we mnie miękko. Czułem piersi
na klacie i całą siłą woli powstrzymałem dłonie, by nie zbadały
tych półkul. Nie do końca jednak nad nimi panowałem i te
poznawały właśnie rozkoszne fałdki i sprężyste, lecz miękkie
ciałko na plecach Roksi. Język pił ją prawie, ustami coraz
zachłanniej wpijałem się w jej wargi, zdumiony własnym
samozapłonem. Gdy dotarłem dłońmi do jej pupy, oderwała się ode
mnie i dysząc, szukała czegoś w moich oczach.
- Dziwne – szepnęła.
- Co? - odszepnąłem.- Pójdę już. - Wyplątała się z moich rąk. - Dobranoc.
I odwróciła się, by po
chwili zniknąć w drzwiach wejściowych. Rzuciła jeszcze zaskoczone
spojrzenie i zamknęła za sobą drzwi.
Wtoczyłem motor do
garażu, pogasiłem za sobą światła i powędrowałem do kuchni, by
napić się wreszcie piwa i przemyśleć dzisiejsze zjawiska.
Nie kumałem całej tej
sytuacji. Miałem dotąd dziewczynę i myślałem, że bycie razem
tak właśnie powinno wyglądać, a Roksana rozwaliła ten porządek
w głowie i nie wiedziałem z czego to wynika, ale podjarany byłem
nią na maksa.
I znów pozostało zwalić
sobie konia w zaciszu własnego pokoju...
***
Kamil i jego zachowanie
na imprezie obeszły mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Podobała mi
się natomiast interwencja Kondzia i zaskoczyła żywiołowa reakcja
na pocałunek, który miał być wyłącznie całusem na dziękuję i
dobranoc.
Wyszedł tymczasem mokry
całus, penetrujący i zwilżający mi majtki. Jakby mało mi było
wcześniejszego wilgotnienia między udowego.
Skłamałam go co do
stanu własnej trzeźwości, gdyż wstawiona jednak z leksza byłam,
ale grałam pełną poczytalność i najwyraźniej z niezłym
skutkiem. Nie oparłam się pokusie i zmacałam sobie płaski
brzuszek podczas drogi, a ten był słodki, słodkością odmienności
od mojego.
Nie powiem, bym jakoś
przejmowała się wypukłością w pasie. Najważniejsze było to, że
umiałam się poskładać w karnapidasanie, mimo ilości tłuszczu,
który mnie ocieplał.
Kiedyś nie cierpiałam
swojego tłuszczu, teraz to olałam i przestałam uważać go za
swojego wroga, nie przeszkadzał mi. Był sobie na mnie i żyłam z
nim w pełnej symbiozie. Nie byłam w stanie pozbyć się go, więc
musiałam pokochać swoje centymetry i pokochałam.
Nie rozumiałam jednak,
dlaczego Konrad, który wolał facetów, tak się w ten pocałunek
zaangażował. Czułam najpierw jego zaskoczenie, by po chwili
poczuć, że on zaskakuje w tryb zachłannego podniecenia, a to
objawiło się językiem i ustami spijającymi mnie, oraz dłońmi
badającymi ciało.
Szkoda, że nie
sprawdziłam stanu jego przyrodzenia. Ciekawe, czy mu stanął.
Szajbuska!
Idę spać, bo myśli mi się za chwilę zgwałcą same!
Pół godziny później
leżałam w łóżku z szeroko rozrzuconymi udami i ręką pieszczącą
rozgrzaną cipkę.
Myślałam o Kondziu,
wyobrażałam sobie jego usta na puszystej gładkości ciała i
podobała mi się ta wizja. Zacisnąć piersi na jego kutasie...
Orgazm.
Sen.
Sny.
***
Rano, jak wariat
wystartowałem do łazienki. Szybki szałer i ozucie się w cokolwiek
z szafy. Łyknąłem w międzyczasie śniadanie i przeklinając
własną durnotę, że nie poprosiłem jej o numer telefonu,
dreptałem od okna do okna.
Może wyjdzie do ogrodu,
albo wyrzuci śmieci? Dopadnę ją i wyciągnę na piwo sam na sam.
Okno i nic. Drugi pokój,
okno i jej widoku brak.
Mama przyglądała mi
się, jak czubkowi, ale taktownie nie zadawała pytań.
Wreszcie ją zobaczyłem.
Plecak, rower i ruszyła powoli spod domu. Niewiele myśląc
sięgnąłem po kluczyki i pognałem do garażu. Tam odpaliłem motor
i z kaskiem przypiętym do motoru, zamiast wzutym na czereb,
pojechałem za nią.
Po chwili zrównałem się
z jej dwukołowcem, napędzanym mięśniami nóg.
- Cześć – krzyknąłem
na wypadek, gdyby mnie nie zauważyła.
- Nie krzycz Kondzio, bo
mi łeb rozwali – jęknęła.
Wyglądała na zmęczoną,
czyli jednak ściemniała z tą wczorajszą trzeźwością.
- Kacur cię męczy? -
zapytałem mało inteligentnie..
- Jak szlag! - odparła
uśmiechając się.
Jej oczu nie widziałem,
gdyż znowu schowała je za gigantycznymi okularami
przeciwsłonecznymi.
- Nie porozmawialiśmy
wczoraj, więc może dzisiaj wyskoczymy na piwo i pogadamy –
zaproponowałem śmiało, modląc się w duchu, by nie wymówiła się
czymś błahym.
- Dobrze słodziaku –
odparła. - Sugerowałabym jednak piwo plus pizzę, gdyż kobietki
cieplutko okrągłe, jak ja muszą jeść i kalorie wchłonięte z
browarem im nie wystarczają. Trochę ciągnącego sera zadziała na
mnie leczniczo co najmniej. Wchodzisz w to?-Wejdę we wszystko, w co chcesz.
Dopiero po wypowiedzeniu
tych słów, zrozumiałem, jak zabrzmiała moja odpowiedź.
Oczekiwałem gromu z
jasnego nieba, lub jej jawnego oburzenia, tymczasem zaśmiała się
odchylając głowę i zrobiła to tak seksownie, że w spodniach znów
zabrakło mi miejsca.
- Dobrze więc, jesteśmy
umówieni na wieczór – powiedziała nad wyraz poważnie. - Bardzo
chętnie dam się podwieźć do pizzerii twoim motocyklem.
Byłem ciekaw wyrazu jej
oczu. Kpiła ze mnie, czy dobrze się bawiła?
Miała faceta, choć
właściwie nie miała i ja miałem dziewczynę.
W obliczu ostatnich doznań w towarzystwie Roksi, zacząłem wątpić w zasadność nazywania mnie i Marty, jako pary.
Nie było w tym nawet krztyny ognia, który poczułem w momencie, gdy zobaczyłem Roksanę w kwiecistej i wydekoltowanej sukience.
Każda minuta kontaktu z nią owocowała coraz większym sfokusowaniem na jej osobie. Nie miałem ochoty na nic, poza rozmową z nią, patrzeniem na jej twarz i wdychaniem zapachu ciała i włosów.
Gdyby ktoś powiedział mi kilka dni wcześniej, że będą mi się paliły spodnie w kroku dla dziewczyny w rozmiarze XXL, nie uwierzyłbym.
Teraz nie marzyłem o niczym, poza zdjęciem z niej ciuchów i zabawie każdą z dostępnych wypukłości i wklęsłości jej ciała.
Zapaliłem się, jak dynamit.
Nie wiem, czy zawsze tak właśnie wygląda zauroczenie i napalenie na osobnika płci przeciwnej, ale ja nie potrafiłem myśleć o niczym innym. Nie próbowałem nawet.
Mieliłem aż do bólu nasz pocałunek przy motorze.
Jej palce na moim brzuchu, jakby nieświadomie błądzące.
Jej gorące i zaskoczone usta, na które napierałem swoimi.
A może popęd i napalanie się na drugiego człowieka nie ma związku z kształtem jego ciała.
Może Roksana ma w sobie to coś, co pozwala olać obecne szablony i normy piękna, bo nie ciało jest tutaj kluczem, ale coś głębiej?
To by miało sens!
Szablonowo poprawna Marta nie poruszyła mnie, gdyż nie było czym. Jej ciałko poprawne tabloidowo było orajt, ale brakło ognia.
Roksana, niepoprawna rozmiarowo, ale pogodzona z sobą, rozpalała mnie jednym spojrzeniem, co rzucało mrok na odbiór współczesnych ideałów.
Nie ma współczesnych ideałów!
Jest to, co człowieka kręci.
Mnie kręci Roksi i w dupie mam kanony.
Marzę jedynie o tym, by jej posmakować. Chcę zanurzyć usta między jej udami i wcisnąć kutasa pomiędzy piersi.
Stałem się oto
przykładem, jak bardzo odbiega rzeczywisty odbiór cudowości
drugiej duszy od tego, co głoszą media.
Jebać media!Chcę Roksany!
No! Doczekałam się :-) Tak nawiasem mówiąc, to jedyną osobą zadowoloną z tego, że przybrałam na wadze jest właśnie mój mąż...
OdpowiedzUsuńMój też tak ma.
UsuńWiększa dupa? Hmmm... Fajnie, jest co pomiętosić!
Większa dupa równa się większe cycki. Aj lajk it!
Schudłaś? Je bejbe! Pomiętolimy chudszą wersję! Miła odmiana...
I taka odmiana w jednym ciele :D
W sumie słodkie...
Co dziecko, to transformers we mnie!
Większe jest lepsze bo człowiek nie ociera się o kości ;)
Usuńkurcze, weszłam na tą stronkę pierwszy raz, miło się czyta.. az chce się dalszej części !
UsuńGenialne. Podoba mi sie. A najbardziej podoba mi sie przedostatnie zdanie. :)
OdpowiedzUsuńMiko, cudowne! :D Mam nadzieję, że będzie pojawiać się tu z większą częstotliwością :D
OdpowiedzUsuń"Dla czego"? Razem piszemy, razem :D
Buziaczki, Edzia
A mnie się podobają szczupłe kobiety.Pewnie dlatego,że rozmiar S pożegnałam jakiś czas temu.
OdpowiedzUsuńHehehe, mam podobnie, tyle że ja żegnałam rozmiar M :D
UsuńNiektórzy to mają fajnie...
OdpowiedzUsuńhttp://erotrends.pl/
Nie dręcz nas :-) Dodaj kolejną część ;-)
OdpowiedzUsuńJutro. Nie mam netu. Ta wiadomość jest nadana z telefonu. Część jest gotowa, ale nie przeskoczę oporników. Jak dorwę wifka, to będzie kolejny (ostatni) odcinek. I będzie mokry :-). Całusy. mika kamaka
OdpowiedzUsuńOpowiadanie nie konwencjonalne i to jest świetne, jednak denerwują mnie te spolszczone angielskie słowa, z tak bardzo polskim akcentem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
B.
"Mosz recht"brzmiałoby lepiej?;-)
OdpowiedzUsuńNie, po prostu "masz rację" w naszym trudnym, ale jakże pięknym języku :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
B.