Ot, życie zwykłe.
Kolejne dni
upłynęły szybko i przyznam, trochę dziwnie. Adam jakby się mną
najadł. Dużo czasu spędzał w pracy, wracał wieczorem zmęczony i
padał wcześnie, nie zagajając nawet o nocną wizytę. Gdy się
wreszcie zreflektował i dorwał mnie na piętrze podczas sprzątania
jednej z łazienek, ja byłam niedysponowana i musiałam mu odmówić.
Gdy mam okres, jestem obolała, zmierzła i ostatnie o czym bym mogła
pomyśleć, to seks. Marzę wtedy o łóżku, kuble herbaty i
spokoju.
W następnym
tygodniu staliśmy się dumnymi posiadaczami paszportów i zaczęły
się przygotowania do wyjazdu.
- Co mamy zabrać Adasiu? - Klapnęłam w kuchni naprzeciw niego, odrywając go fascynującej treści, którą sczytywał z ekranu laptopa. - Na wyjazd, z rzeczy.
- Jak najmniej ślicznotko. - Zamknął laptopa, dopił kawę i wstał. - Strój kąpielowy i jakieś spodenki, mało wszystkiego.
- Coś się tak ostatnio zapracował? - Musiałam zadać nurtujące mnie pytanie.
Obawiałam się, że
może jednak chce się wycofać z propozycji wspólnego wyjazdu i
tylko nie wie, jak to zrobić.
- Żeby wyjechać,
muszę podgonić kilka projektów – wyjaśnił. - W przeciwnym
razie telefon będzie mi brzęczał przez cały wakacyjny pobyt w
miejscu, w którym nie chcę gadać przez telefon.
Poczułam ulgę i
zrobiło mi się głupio, że mierzyłam go miarką ojca, który
nigdy nie dotrzymał danego słowa, kończąc temat na jego
omówieniu.
- Tatuś dostał premię w pracy i
ma dla was niespodziankę! - oznajmił nam pewnego dnia ojciec, będąc
oczywiście pod wpływem alkoholu.
Tylko wtedy zdarzało mu się być
wesołym i zauważał nas.
- Pójdziemy jutro do wesołego
miasteczka! - Uniósł ręce w górę. - Co wy na to?
Odpowiedziały mu okrzyki radości,
podekscytowane planowanie jazdy na karuzeli i jedzenia waty cukrowej.
Rozmawiał wtedy z nami przez blisko
pół godziny śmiejąc się i opowiadając, jak to postukamy się w
elektrycznych samochodzikach i pohuśtamy na krzesełkach staromodnej
karuzeli, a na strzelnicy nauczy Tomka strzelać do kwiatka.
Na opowieściach się skończyło.
Następnego dnia przyszedł do domu ledwie przytomny i uwalił się
na wersalkę. Premia została przepita z kolegami, bracia wypłakali
oczy i usnęli ze zmęczenia.
Nie uwierzyli mu nigdy więcej, a
jeśli nawet, to ukrywali to doskonale.Z czasem ojcu nie chciało się nic obiecywać, w końcu z nami rozmawiać, a później ledwie nas zauważał.
- Na kiedy
planujesz wyjazd? - Byłam podekscytowana wyprawą, czymś czego nie
poznałam jeszcze.
- W tydzień
pozapinam to, co trzeba i możemy ruszać – odparł z uśmiechem,
który nie zakrył jednak zmęczenia.
Musiał naprawdę
bardzo cisnąć z pracą, gdyż oczy miał lekko podkrążone i cały
był trochę przyszarzały.
- Powiesz mi po
pracy, jak się przygotować do podróży? - Dopytałam o ostatnią
rzecz, która mnie trapiła.
Zdawałam sobie
sprawę, że kilkunastogodzinna podróż wymaga przygotowania, ale
nie wiedziałam jakiego.
- Dobrze, Kasiu –
sapnął, a mi się zrobiło głupio, że wypytuję go o takie
pierdoły.
W końcu musi
projektować budynki, coś mówił też o odbiorach i zezwoleniach...
- Albo wiesz co? -
Starałam się przyoblec twarz w wesołość. - Poszukam informacji w
internecie. Jeśli czegoś nie znajdę, wtedy cię zapytam.
- Dobrze, Kasiu. -
Tym razem nie sapnął, ale widocznie się ucieszył. - Do zobaczenia
wieczorem.
I pojechał, ja
zostałam i guglałam.
Fora, porady,
opinie i opisy podróży innych. Tych z dziećmi, z psami,
samotnych...
Łykałam wszystko, czytając z zafascynowaniem to, co inni piszą. Wszyscy byli Chorwacji zakochani.
Po kilku godzinach miałam w głowie mapę podróży, wyznaczone po drodze przystanki, opłaty za winiety i autostrady policzone i plan zwiedzania zaplanowany.
Podniecenie podróżą
przełożyło się na szał działania. Gotując obiad planowałam
zakupy.
Zwykłe sklepy nie
wchodziły w grę, nie pogrzało mnie jeszcze i nie planowałam w
najbliższych latach owego pogrzania. Miałam plan zakupów w
ciuchlandii.
Teraz jest fajnie i
słodko, ale nie mam mieszkania, środki odłożone nie są pokaźne,
jedyną osobą przynoszącą dochody dla naszej czwórki jestem ja,
więc heloł! Ciuchlandia musi wystarczyć.
W myślach wciąż
tkwiły mi słowa Oliwii, że Adam do niej wróci, gdy mną się
nacieszy, bo zawsze wraca.Teraz było cudnie, wydawało mi się nawet, że go kocham, ale czułam ciężar odpowiedzialności za braci. Wiedziałam, że gdybym miała wybierać między nimi, a Adamem, nie było by zastanawiania się. Wybrałabym braci.
Czy ja jestem
nienormalna? Czy potrafię kochać tak, jak bohaterki romantycznych
książek, które swojego czasu czytałam? A może te opowieści
pisane były przez złaknione miłości i niekochane osoby i dlatego
pominęły realny element rzeczywistości w swoich książkach?
Może one
pochodziły po prostu z normalnych rodzin i nie miały takich
dylematów, jak ja...
Szatkowałam
kapustę, napierniczając się z myślami. Bracia zwiedzali okolice z
Mirą, mieli też iść na lody. Co, jak co, ale lody zawsze były
wspaniałą atrakcją. Połączenie lata, z mroźną słodyczą na
języku, to najlepszy sposób na przekupstwo i zmuszenie ich do
poświęceń. No i jeszcze sprawienie im radości, a to właśnie
Mira lubiła najbardziej, dogadzać im. Swoją drogą chłopaki,
potrafili wdzięcznie odpłacić szczerym zachwytem i uwielbieniem,
którego przyszywanej babci nie szczędzili. Mira ich pokochała, a
ja pokochałam ją, ale to była bezpieczna miłość, bez zagrożeń.
Po czternastej
wpadła do kuchni umorusana trójka głodomorów i jazgocząc,
zaczęła mi grzebać w garach i patelniach, wywołując tym samym
moją smoczą złość. Goniłam ich brudne łapy drewnianą łyżką,
rozchlapując przy okazji sos na blaty wokoło, oni tymczasem bawili
się świetnie. Ja już widziałam sprzątanie, którego sobie
narobiłam nieostrożną złością.
Pogoniłam
wszystkich do kąpieli, nie mając ochoty na szorowanie ubłoconych
krzeseł.
- Co oni robili?! -
Zszokowana uświnieniem chłopaków, zapytałam Mirę.
Ta natomiast
uśmiechała się błogo, jakby patrzyła na trzy anielątka
odbijające balonik, a nie głodomory wykruszające brud na posadzkę
wokół.
- Łapali żaby w
rowie melioracyjnym – oznajmiła z rozanielonym wyrazem,
pomarszczonej twarzy. - Pójdę
wykąpać przed obiadem Kacperka.
I wyszła.
Ja zostałam
osłupiała, nie rozumiejąc jej ckliwego stanu. Ale pewnie nie
mogłam tego zrozumieć.
Gdy będę w takim
wieku i dane mi będzie bawić wnuki, lub co najmniej bratanków,
pewnie zidiocieję podobnie i pozwolę się smarować pastą do zębów
i czesać włosy w kucyki. W dziesiątki kucyków!
Rozlałam zupę do
talerzy, te ustawiłam na przeogromnym stole i czekałam na
młodocianych zbójów. Ci przyszli weseli, czyści i już
spokojniejsi, wysiorbali zupę, zjedli drugie danie i rozpełzli się do pokoi. Kacper
nauczył się ostatnio samodzielnego wyszukiwania programów
telewizyjnych i był to dla mnie, jako siostry-matki zastępczej,
przełom.
- Coś taka
strapiona dziecko? - Spokojne oczy Miry skupiły się na mnie bez
reszty. - Nad czym tak myślisz?
- Nad tym wszystkim
Mirciu – odparłam smętnie. - Teraz jest błogo i wszystko się
układa, ale... Nie wiem! - Spojrzałam w jej mądre oczy, szukając
zrozumienia. - To nie tak powinno wszystko być!
- Dziecino. - Mieszała łyżeczką w białym kubku z namalowanym słoniem.
- Dziecino. - Mieszała łyżeczką w białym kubku z namalowanym słoniem.
Słoń miał trąbę
opuszczoną w dół. Powolne okręgi wykonywane łyżeczką pewnie
dawno już rozpuściły cukier, ale ruch trwał.
- Kocham Adama, jak
syna. - Potarła pogodne zmarszczki naciągając skórę twarzy, a ta
bardzo wolno wracała na poprzednie miejsce. - Widzę jednak, że
chłopak zachowuje się co najmniej nieodpowiedzialnie. Unika
zobowiązań.
Uniosła kubek,
odsuwając łyżeczkę na bok tak, by nie dziabała jej w oko.
- Ty Kasiu jesteś
mądra, więc uważaj by nie zajść w ciążę. - Powoli odstawiła
kubek, wpatrując się w powierzchnię herbacianego naparu. - Czy
wyjdzie z tego miłość i coś na zawsze? Nie wiem. Szanuj się
jednak dziecko, bo ten szacunek, to najcenniejsze co masz!
Nie powiedziała
więcej, skupiając się na zawartości kubka, a ja nie dopytywałam.
Wiedziałam o czym mówi, nie potrzebowałam więcej objaśnień.
- Dorze Miro. -
Podsunęłam jej talerzyk z kupnymi herbatnikami. - Jutro chcę
jechać na zakupy i mam pytanie, czy zajmiesz się chłopaczyskami.
- Z przyjemnością
Kasiu. - Radosny uśmiech bycia potrzebną rozświetlił jej twarz. -
Z przyjemnością.
Autobus, kilka
przystanków, kilkanaście schodów i królestwo używanych ubrań
przesiąkniętych dziwną wonią środka dezynfekującego. Setki
wieszaków, a na nich ciuchy dla naszej czwórki. Wzięłam żółty
koszyk na ramię i zaczęłam buszować między stojakami z
wieszakami.
Uczucie swobody
wyboru i jakiegoś tam luzu finansowego działał na moje zmysły
rozkosznie. Wreszcie mogłam coś kupić sama i robiłam to nie tylko
z potrzeby zakrycia szmatką dupy. Robiłam to dla siebie, by ładnie
wyglądać dla niego, by poczuć się lepiej.Miałam wyznaczoną kwotę do wydania, lecz ciężko było mi się w niej zmieścić. Kąpielówki dla chłopaków, t-shirty i spodenki. Zgarnęłam kilkanaście wieszaków z ciuchami, które do mnie mrugały nawołując i kusząc i zasunęłam zasłonkę przymierzalni. Wszystko leżało na mnie idealnie i krzyczało, bym zabrała to z sobą. Ale ja nie mogłam!
Chciałam mieć te piękne ciuszki, ale wiedziałam, że to wykracza poza moje możliwości. Każdy ciuch leżał perfekcyjnie i zakwiliła w głowie myśl, że może faktycznie jestem kształtna i dobrze wyglądam w ubraniach.
Ale nie mogłam ich kupić, to byłby zbytek.
Dostaniemy mieszkanie, trzeba je będzie wyremontować i za coś żyć.
A jeśli Adam w
międzyczasie stwierdzi, że mój młody tyłek nie jest spełnieniem
jego dojrzałych marzeń i wykopie go w dal?!
Nie mogłam sobie
folgować. To tylko chwila przyjemności, a konsekwencje mogą być
co najmniej smutne...
Zakupiłam trzy
sztuki kusych pareo, jeden strój kąpielowy i rzeczy, wcześniej
wybrane dla chłopaków.
Nie przekroczyłam stówy.
I tak byłam
szczęśliwa i dzierżyłam w ręku dużą, zielonkawą jednorazówkę,
napakowaną ubraniami, na które zarobiłam siłą własnych mięśni.Nie przekroczyłam stówy.
I dupą, podszepnął
skrzydlaty demon w mojej głowie. Nie czaruj się ślicznotko,
szeptał nadal, twój sprężysty tyłek załatwił kilka spraw i
odciążył resztę mięśni od zbędnego wysiłku.
- Spierdalaj –
warknęłam, szokując tymi słowy przechodzącą obok kobietę. -
Nie mam ochoty słuchać cię teraz.
Gnałam uśmiechnięta do domu, majtając napchaną siatką i planując ekspresowe pranie, równie szybkie suszenie i przymierzanie ciuszków.
Kilka miesięcy temu nie uwierzyłabym, że znajdę się w tak sprzyjających okolicznościach.
Gnałam uśmiechnięta do domu, majtając napchaną siatką i planując ekspresowe pranie, równie szybkie suszenie i przymierzanie ciuszków.
Kilka miesięcy temu nie uwierzyłabym, że znajdę się w tak sprzyjających okolicznościach.
Z bananem na twarzy
wparowałam do domu i pognałam do kuchni, mając nadzieję spotkać
tam Mirę. Chciałam się pochwalić zakupami.
Przy stole ze
smutnymi oczami siedziała Mira, a obok niej moja wściekła, na
zużytej twarzy matka.
- Myślałaś, że
cię nie znajdę mała wywłoko?!
Ciężki ten odcinek. :/ hmmm.... oczywiście czekam na następny; mam jednak nadzieję, że będzie trochę lżejszy, a to dzisiejsze zmierza w jakimś dobrym kierunku. ML
OdpowiedzUsuńZwykłe życie też jest ciekawe ;p,mnie się podoba i oczywiście czekam na każde następne opowiadanie:) K.
OdpowiedzUsuńDobrze, że temat matki wyszedl bo bez tego byloby nie reane. Mika, może poprostu pisz kolejne przygody a Zakończenie przyjdzie samo.
OdpowiedzUsuńReal life małego miasteczka,nareszcie!
OdpowiedzUsuń'Zużyta twarz' przed moimi oczami ukazały się usta rozciągnięte od ... (przemilczmy :D). Tak w cichej nadziei czekałam na 'matkę', niech namota! :)
OdpowiedzUsuńZnam taką mamuśkę.Wory pod oczami,jakby kartofle w nich nosiła,bruzdy wokół ust,śmierdzący nikotyną oddech,żółte zęby,wyjechana poza kontur warg szminka,teatralny makijaż oczu,mający zatuszować zmarszczki,rzadkie natapirowane włosy koloru"burgund",bluzka w "panter"i obcisłe spodnie.I pazury!Długie,pomalowane krzykliwym kolorem(do wyboru),strach rękę podać,albo po prostu się zbliżyć,bo gestykuluje po włosku i może zranić.
OdpowiedzUsuńl_b
Super nie mogę cie doczekać kolejnej części
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się strona, w którą to zmierza. Matkę Kasi i Oliwię trzeba up....dolić.
OdpowiedzUsuńnie moze byc na rozowo
OdpowiedzUsuńW życiu owszem... Ale to jest opowiadanie. I naprawdę nie w każdym opowiadaniu trzeba tragizować. Wątek słuszny, że ją znalazła, ale wnioskowałbym o happy end z hukiem. Czy naprawdę mało macie sytuacji i rzeczy w realnym życiu, które powodują smutek, złość i depresję, żeby jeszcze w opowiadaniu się dołować?
OdpowiedzUsuń