Uprzejmie proszę, o niezgadywanie ciągu dalszego, gdyż ponieważ będę musiała unikać odgadniętych wątków :D.
Tak, wiem przekorny babol ze mnie.
Tak, wiem, za krótko znowu. :D :D :D
Kolejne dni
przyniosły papierologię związaną z przejęciem opieki.
Prawnik
uświadomił mi prawa i obowiązki przysługujące, jako opiekunowi
braci. Obowiązki znałam i wypełniałam od lat.
Z dofinansowania
obiadów w szkole, podręczników korzystaliśmy od zawsze.
Pieniędzy ze
świadczeń rodzinnych nie powąchaliśmy nigdy. Matka inkasowała je
aż do teraz. Stałam się właśnie dumną posiadaczką pierwszego w
życiu konta bankowego, na które od dziś miały wpływać pieniądze
na braci.
Nie było tego dużo, ale nie mieliśmy też wielkich
potrzeb.
Na razie żyliśmy
wygodnie, mieszkanie, jedzenie dla naszej czwórki i wszystko w
pakiecie z moją pracą.
Głupia nie jestem
i zdaję sobie sprawę z chwilowości takiego stanu rzeczy.
Postanowiłam
odkładać każdy grosz tym bardziej, że chłopaki nie mieli
praktycznie żadnych dodatkowych potrzeb. Nie prosili o telefony,
komputer, czy nowe ciuchy.
Cieszyli się
ucieczką z syfu rodzinnego domu i tymczasowym lokum.
Ja jednak nie
zamierzałam siedzieć na przysłowiowym tyłku, czekając na to, co
los przyniesie.
Na ostatnim
spotkaniu poprosiłam prawnika o stosowne zaświadczenia dotyczące
zatrudnienia, wysokości dochodów i pojechałam do centrum, do
urzędu miasta. Zamierzałam złożyć wniosek o mieszkanie.
Wiedziałam, że trzeba na nie poczekać, odstać swoją papierową
kolejkę w kuwecie na biurku, ale nie martwiło mnie to. Dawało
natomiast nadzieję na niezależność kiedyś, samowystarczalność.
Urząd miasta,
moloch, mnóstwo ludzi i windy...
Nie cierpię wind,
w szczególności tych pudełkowatych, których drzwi zamykają się
za tobą i nie widzisz przesuwającej się przestrzeni. Czujesz
nacisk w żołądku, gdy ta rusza i wpatrujesz się w czerwone
cyferki wyświetlacza.
- Mówiłam ci, że nie masz prawa
ruszać moich kosmetyków ty małe ścierwo!
Dopiero w momencie uderzenia w
głowę, dotarło do mnie co zrobiłam. Wiedziałam przecież, że
nie wolno mi bawić się kredkami i szminkami mamy, ale ta nowa, ta w
złotej obudowie tak kusząco błyszczała i tak ładnie pachniała,
że nie potrafiłam się oprzeć.
Stałam teraz przed wściekłą
mamą, a ta klepała mnie po głowie. Nie czułam bólu, czułam
strach.
Wiedziałam, co będzie za chwilę.
- Do szafy! - wrzasnęła. -
Posiedzisz w środku, to następnym razem nie dotkniesz mojej
własności.
- Ale mamo, ja przepraszam. - Czułam
łzy wyciskające się z oczu. - Ona była taka śliczna, jak
zabawka!
- To moja szminka złodziejko.-
Płaczem zdenerwowałam ją jeszcze bardziej. - Właź do szafy!
Nie powinnam była dotykać szminki,
mogłam też nie płakać. Teraz będzie kara.
Do środka weszłam samodzielnie.
Nie lubiłam, gdy mnie do niej wpychała. Wtedy bardziej się bałam.
Śmierdzące płaszcze wiszące na wieszakach, stare, zwinięte
pościele i ręczniki i ja, wystraszona ośmiolatka między nimi.
Wiedziałam co będzie dalej.
Szczęk klucza przekręcanego w
zamku, ciemność i zaduch wdychany do płuc, cisza.
Będziemy z Tomkiem sami w
mieszkaniu i jak zwykle przywołam go do szczeliny między drzwiami,
by mu coś opowiedzieć, zaśpiewać, inaczej mógłby zrobić sobie
krzywdę, lub bać się i płakać.
Nie powinien być jeszcze głodny,
bo babcia Stenia go karmiła, gdy byłam w szkole.
Wiem, że to nie jest prawdziwa
babcia, ale pomaga nam i chyba nas kocha.
Długie, ciemne godziny. Nogi
zdrętwiały i chce mi się siku, ale muszę wytrzymać...
Piąte piętro,
wydział mieszkaniowy, jak głosi wykaz na ścianie.
Wybrałam schody,
pieprzę to jeżdżące pudło.
Pokój pięćset
piętnaście, starszy mężczyzna przy biurku założonym stosami
dokumentów i komputer pośrodku. Plakietka skierowana do petentów
tytułuje go Krzysztofem, magistrem jakimś tam.
- W czym mogę
pomóc młoda damo?
Jak to ładnie
zabrzmiało...
Wyjaśniam z
uśmiechem, jego brwi zadają pytanie „co ja tu robię?”
To samo pytanie,
lecz w innej formie pada z ust. Wyjaśniam, opisuję swoją sytuację
w skrócie.
- Proszę usiąść
– mówi.
Siadam i milczymy,
pan Krzysztof skanuje mnie wzrokiem, później zadaje mnóstwo pytań.
Czy zawsze jest ich
tyle przed złożeniem wniosku?
W ciągu dalszej
wymiany pytań na odpowiedzi okazuje się, że zestaw pytań był
nietypowy. Trafiłam oto na dobrą duszę, która przejęła się
naszym losem.
- Też pochodzę z
takiej rodziny. - Podaje mi wniosek i długopis. - Doskonale panią
rozumiem. Moja starsza siostra wyrwała się z domu przy pierwszej
okazji i uciekła ze swoim chłopakiem. Ja zostałem. Szkoda, że ona
nie miała tyle odwagi co pani. Do dzisiaj nie rozmawiamy ze sobą.
Znów nie wiem, co
mu odpowiedzieć jak wtedy, gdy Mira opowiedziała mi o śmierci
swojego synka.
Pan Krzysztof nie
czeka jednak na pocieszenie. On krok po kroku wypełnia ze mną mój
wniosek, a właściwie dyktuje co i gdzie mam pisać.
- Nie obiecuję, że
będzie szybko. - Stempluje wniosek i opisuje nadając mu tym samym
bieg. - Przy dobrych wiatrach może udać się w ciągu roku dostać
przydział.
- Dziękuję panu.
- Ściskam mu dłonie, wzruszenie ściska mi gardło. - Dam radę i
przez dwa. Bóg mi pana zesłał.
Widzę, że się
cieszy bo pomaga, ale w oczach czai się również smutek. Czy
patrząc na mnie widzi swoją siostrę?
Dziękuję, żegnam
się i wychodzę. Na windę oczywiście nie czekam.
Wybiegam z urzędu
radosna, uzbrojona w pozytywne myślenie i łup! Rzeczywistość.
Przed wejściem
stoi nikt inny, tylko Oliwia. Piękna, elegancka i pachnąca słodko
na kilometr.
Mam nadzieję, że
przemknę się niezauważona. Rozmawia z równie eleganckim mężczyzną
w garniturze i ten spogląda na mnie, przechwytuję to spojrzenie, a
za jego wzrokiem podążają oczy Oliwii i te zwężają się w
żmijowe szparki.
- Kasiu... - wyraz
jej umalowanych ślepi zmienia się z wściekłego w przebiegły.
Zaplanowała coś
sucz najwyraźniej. Szybka jest!
- Pozwól, że cię
przedstawię. - Uśmiecha się obłudnie. - To jest Andrzej,
wiceprezydent miasta.
Teraz nie wypada
już się ewakuować, a jedynie grzecznie wyciągnąć łapkę i
przedstawić się.
- Miło mi.. –
Potrząsnęłam dłoń Andrzeja, potrząsając równocześnie puszkę
Pandory we własnej głowie. - Jestem Kasia, sprzątaczka posesji i
nowa kochanka jej byłego.
Szczęka opadła
jej ku ziemi. Białe, wypielęgnowane za grubą kasę ząbki Oliwki,
toczą się po chodniku.
Oliwia zamarła, Andrzej parsknął, po
czym chrząknął grzecznie.
- Zostawię panie
same...
Ukłonił się,
mrugając wcześniej do mnie zawadiacko i odszedł.
- Ty mała
zdziro... - syknęła do mnie.
- Co, zużyta
zdziro – odwarknęłam.
- Co ty sobie
myślisz?! - Zacisnęła wypielęgnowane rączęta na wysokości
piersi.
Jej usta wciągnęły
się prawie w głąb jamy ustnej ze złości, oczy wyglądały, jak
skupisko sztucznych rzęs wokół szparek oczu.
- Myślę sobie
Oliwciu – odparłam z całym spokojem, na jaki było mnie stać,
pomimo przemożnej chęci przylutowania w tą wypacykowaną
mordeczkę – że twoja dekada u boku Adasia dobiega końcowi i
będzie dla ciebie lepiej, jeśli zaakceptujesz tę smutną prawdę i
przestaniesz na mnie napierać.
- Ty mała... -
syknęła znowu.
- Może i mała –
przerwałam jej – ale zajebista! Tego nie kupisz za pieniądze i
nie nauczysz się.
- Wyszłaś z gnoju
społecznego. - Próbowała mnie wcisnąć w moralny kanał. -
Wrócisz na swoje miejsce, bo takie jak ty nie zmieniają się wraz
ze zmianą fiuta, którego w siebie wpuszczają - mówiła coraz
głośniej. - Jesteś plebs, nizina społeczna, gnojowisko!
- I uważasz
pewnie, że jestem dla niego nieodpowiednia? - Podpuszczałam ją. -
Taki zbuntowany anioł?
- Zbuntowany
anioł?! - krzyczała już prawie. - Młodociana ździra szukająca
bogatej partii! Sprzątaczka, której coś się pomyliło i myśli,
że może awansować społecznie, a nadaje się wyłącznie do
sprzątania kibli na dworcu! Adam i tak wróci do mnie, jak się
tylko tobą nasyci, bo zawsze tak robił. Nie masz mu nic do
zaoferowania na dłuższą metę - dodała ciszej, opanowując się
odrobinę.
Kiedyś zabolałoby,
teraz zaswędziało ledwie.
Nie jestem
posiadaczką dóbr niespożytych, ale jestem silna.
Wyrwałam trzech
chłopaków z gówna, zakręciłam wokół swojego tyłka dorosłego
faceta, bez większego wysiłku i odbiłam go tej bogatej i
wygładzonej zewnętrznie laluni.
Byłam wzorową
uczennicą, dbałam od zawsze o chłopaków, przeżyłam zamykanie w
szafie i inne gówna serwowane mi przez szanownych rodzicieli, więc
rzucanie jadem przez kosmetycznie wypośrodkowaną w czasowym zużyciu
jednostkę płci żeńskiej, nie mogło zburzyć postrzegania własnej
osoby.
- Wiesz co, Oliwko?
- Uśmiechnęłam się spokojnie. - Po pierwsze Adam był moim
pierwszym facetem i tego nie przebijesz. Pochodzę z bagna i w tym
bagnie nauczyłam się pływać, jak żaba. - Nie miałam zamiaru dać
jej spokoju na płaszczyźnie różnic pochodzeniowych. - W moim
gnoju utonęłabyś z pierwszym ruchem ramion. I wytrzyj buźkę, bo
się poplułaś i umów się na jakieś zastrzyki, bo z nerwów
wyskoczyła ci właśnie nowa zmarszczka.
Rejestrowałam
każde drgnięcie mięśni twarzy, jej nerwowy oddech i brwi, które
powiedziały mi, że wygrałam.
Była bogata, zepsuta i
przyzwyczajona do łatwych zwycięstw popartych wyimaginowanym
oddziaływaniem pieniędzy.
Ja pieniędzy nie
miałam i potrafiłam sobie dać radę z ich ciągłym brakiem.
Ona wyczuła, że
nie ma na mnie haka.
Ja wyczułam, że
właśnie odpuszcza.
Odwróciłam się na pięcie, zostawiając jej napęczniałe ego za sobą.
***
Młoda wparowała
do domu, jak huragan. Rozwiane włosy, dwa halogeny zamiast oczu i
uśmiech.
- Czym się tak
cieszysz? - Mira uprzedziła mnie, pytając.
- Byłam w urzędzie
i złożyłam wniosek o przydział mieszkania!
Widać było, jak
bardzo się cieszy.
Ja poczułem coś
wręcz odwrotnego. Czego się idiota spodziewałem? Przecież taka
dziewczyna nie będzie całe życie sprzątaczką.
- Wyprowadzacie
się? - Mirze opadły ręce, łyżka rozchlapała sos.
- Mam nadzieję, że
przez najbliższy rok nie wyrzucicie nas jeszcze, bo to najkrótszy
okres oczekiwania na przydział – odparła, patrząc na mnie. - To,
że zmienię miejsce zamieszkania nie znaczy, że rzucę pracę.
Ulga i niepokój.
Rok, to sporo
czasu, ale co później?
Tak bardzo, jak
kiedyś przeszkadzał mi nadmiar ludzi w domu, wrzaski dzieciaków i
zniszczenia przez nie poczynione, tak teraz nie potrafiłem sobie
wyobrazić ich braku!
Będzie za cicho,
za pusto, za mało...
- No to chociaż
rok. - Mira wróciła do mieszania potrawy.- Chociaż rok...
- Teraz muszę
zorganizować chłopakom obóz harcerski. - Szorowała energicznie
ręce, myjąc je z chirurgiczną dokładnością.
- Kacperek też
pojedzie? - Mira znów rozchlapała sos.
- Nie Miro. - Młoda
uspokoiła ją. - Jeszcze za mały jest. Nie jestem na to gotowa.
- No właśnie. - W
głosie Miry słyszałem radość i ulgę. - No właśnie...
Wpadł mi do głowy
pomysł.
- Kasiu. -
Zwróciłem na siebie jej uwagę. - Czy masz chwilę na małą naradę w
ogrodzie?
- Mam –
uśmiechnęła się do mnie – ale może wygodniej w twoim
gabinecie?
Oho! Robimy
postępy!
Nim przyszła,
walczyłem z myślami. To co chciałem jej zaproponować wyszło ze
mnie ze środka i było kompletnie nieprzemyślane. Nie zachowywałem
się dotąd w ten sposób, ale nie pragnąłem nigdy wcześniej
uszczęśliwiać innych. Teraz tak czułem i gdybym włączył
analizę, tobym po prostu stchórzył.
- Jestem. - Stała
chwilę w drzwiach, a w końcu weszła do środka. - Co to za narada?
Mów bez wstępów, bo się denerwuję.
- Chodzi o wakacje
– wypaliłem więc. - O nasz wspólny wyjazd.
Zaskoczyłem ją.
Cholera, a może to głupia propozycja i popsuje wszystko, bo ona
wcale nie ma ochoty na to?!
- Adamie. –
Spokój w głosie i rezerwa na twarzy. - Ja nie mogę zostawić
chłopaków i tak po prostu wyjechać.
- Nie każę ci ich
zostawiać. - Ulga w duszy i nadzieja sercu. - Miałem na myśli
wspólny wyjazd.
- Razem w piątkę?!
- Nie wierzyła w moją propozycję. - Czy ty wiesz, co proponujesz?
- Pakujemy się,
wsiadamy w samolot i lecimy gdzieś. - Nie rozumiałem jej pytania.
- Nie zgodzę się
na takie koszty. - Opadła na oparcie krzesła. - I nie wiem, czy
jesteś gotowy na tyle dzieci w dzieciach.
- Rozumiem, że cię zaskoczyłem - musiałem zostawić ją z propozycją, musiała ją przetrawić. - Prześpij się z tym i przemyśl, wrócimy do rozmowy w najbliższych dniach. Proponuję wypad w słoneczne miejsce i ty wybierz dokąd. Miałem lecieć na wakacje z Oliwią, ale to było przedtem. Teraz jest inaczej.
I nagle zobaczyłam Milagros przez UM ;D
OdpowiedzUsuńAle się uśmiałam przy akcji z Oliwią :D oj Mika, potrafisz poprawic humor ;D
OdpowiedzUsuńNo i mnie się banan przylepił do twarzy :) Uzbrajam się wcierpliwość i czekam na... co dalej :)
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńZ potyczki słownej obśmiałam się jak norka. Kaśka się wyrabia.
Mika, dzięki za idealny opis Oliwii "kosmetycznie wypośrodkowaną w czasowym zużyciu jednostkę płci żeńskiej" - i nie wiem czemu skojarzyłam ją wizerunkowo z pozbawionymi rysów twarzy ofiarami chirurgii plastycznej.
M.G.
"kosmetycznie wypośrodkowana w czasowym zużyciu jednostka płci żeńskiej" - genialny opis! Na pewno nie zapamiętam, ale radość z czytania miałam ogromną :)
OdpowiedzUsuńA co z jeżem...? :/
OdpowiedzUsuńbedzie cos dzisiaj? :)
OdpowiedzUsuńDziś nie :)
Usuńfoch na całego, do jutra nie wytrzymamy :P a część swietna :) młoda dała czadu :D
OdpowiedzUsuńProszee dodaj dziś jeszcze jedna część. Może chociaż Twój tekst poprawi mi dzisiejszy beznadziejny humor...
OdpowiedzUsuńTeż miałam dziś nastrój z półki "CZARNA DUPA", ale moje nastoletnie dziecko puściło mi to:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=plLR2TG4iho
i polepszyło mi się. Teraz siedzę i uśmiecham się, jak czubek.
Najbardziej podobał mi się taniec kolesia w koszulce w pomarańczowe paski :D
JAK JA KOCHAM TAKIE IDIOTYZMY!!!
:D haha dobre :D
OdpowiedzUsuńno daj coś bo zaraz umre na zawał mózgu z nadmiaru wiedzy do wkucia :/ wrrr
OdpowiedzUsuńa Twoje opowiadania to taka miła chwila relaksu :D
Nie dam, bo nie mam :D
UsuńDam to:
https://www.youtube.com/watch?v=QhqsxmkAYfI
W tym najbardziej spodobał mi się CZŁOWIEK - PIANA!
I dam jeszcze tytuł zajebistego serialu (przynajmniej pierwszych pięć odcinków, bo tyle łyknęłam)
"Queer as folk"
Stanie się na bank motywem przewodnim kolejnego opo:D
Kto Ci podesłał ;-)
Usuń"Queer as folk US"powinno być!
A na rozchmurzenie totalne:
"Two Broken Girls"!
l_b
Bedzie dzisiaj cos nowego? :))
OdpowiedzUsuńMoże i to durne skoro wszyscy kibicują młodej, ale mi jest jakoś żal Oliwii. Może i ona starsza i zepsuta, ale co jeśli kochała go po swojemu, a tu sie zjawia mała seksowna dziewczynka i odbija jej faceta i w dodatku wszyscy jej kibicują ...
OdpowiedzUsuń