Jeszcze a propos
boksowania...
Mój tatusiek,
świeć Panie nad jego duszą, którego Bożyczek zbyt szybko do
siebie powołał, był nieprzeciętnym facetem!
Boksowanie było
jedynie epizodem w jego życiu. Wydaje mi się, że nadmiar energii
życiowej rozrywał tego człowieka i pewnie kiedyś namaluję
go sobie na ścianie wschodniej domu. Nie! Nie zmieści się ;-).
No więc to
boksowanie, wgryzło się w Jurka doszczętnie i zaprogramowało jego
odruchy i instynkty w ciele.
Wyobraźcie to
sobie...
Siwiejący pan
koło sześćdziesiątki, z brzuszkiem i w dodatku kulejący...
Kulejący, gdyż
postępująca miażdżyca zaczęła mu obgniwać palce u stóp i po
kolei, jeden palec po drugim były obkrawane, oczyszczane z
martwiejącego mięsa.
Do dziś mam wstręt do tabletek przeciwbólowych, gdyż Jurek łykał je garściami, niszcząc sobie przy tym wątrobę i nie przynosząc ulgi obolałemu i niedospanemu ciału.
Do dziś mam wstręt do tabletek przeciwbólowych, gdyż Jurek łykał je garściami, niszcząc sobie przy tym wątrobę i nie przynosząc ulgi obolałemu i niedospanemu ciału.
Ja wtedy
studiowałam i budząc się w nocy, widziałam światło
przebijające przez szybę w drzwiach, komunikującą bolesną
bezsenność Jurka. Siedział na ławie w kuchni, zawsze w siadzie skrzyżnym i czytał, w tle brzęczało radio. I tak całą noc. Zmęczony organizm wyłączał na kilka chwil świadomość, tata zapadał w kilkuminutową drzemkę i znów ból go cucił. I tak kilka lat.
Czy ja bym coś takiego wytrzymała? Nie wydaje mi się.
Jurek miał trening już od dzieciństwa. Matka pracująca na trzy zmiany w hucie, ojciec alkoholik przepijający każdą ruchomą rzecz z mieszkanka w bloku i trójka dzieci, zazwyczaj głodnych.
Na śniadanie jedli chleb polany mlekiem i posypany cukrem. Na każde z nich przypadały dwie pary butów całorocznych. Jedną z tych par zakładało się wyłącznie w niedzielę do kościoła.
Czy ja bym coś takiego wytrzymała? Nie wydaje mi się.
Jurek miał trening już od dzieciństwa. Matka pracująca na trzy zmiany w hucie, ojciec alkoholik przepijający każdą ruchomą rzecz z mieszkanka w bloku i trójka dzieci, zazwyczaj głodnych.
Na śniadanie jedli chleb polany mlekiem i posypany cukrem. Na każde z nich przypadały dwie pary butów całorocznych. Jedną z tych par zakładało się wyłącznie w niedzielę do kościoła.
Nie rozumiałam go
wtedy i w TEJ właśnie chwili mnie olśniło!
Moich dzieci nie interesuje, że jestem zmęczona obowiązkami i padam na twarz.
One chcą jeść, chcą bym puściła im film, lub szła z nimi na spacer...
One chcą jeść, chcą bym puściła im film, lub szła z nimi na spacer...
Cholera! Ja byłam już
dorosła, ale mi teraz
głupio.
Jurek – bokser!
Jurek, były
bokser, jechał do kolegi autobusem. Od zawsze "kurzył" i kochał
papierosy.
Wielokrotnie powtarzał, że palenia nie rzuci i do trumny życzy sobie wagon fajek dostać.
Wielokrotnie powtarzał, że palenia nie rzuci i do trumny życzy sobie wagon fajek dostać.
Jurek wysiadał na
przystanku, w gminie Bobrowniki, za nim wysiadło
trzech nastolatków.
Jurek rozruszał obolałą po amputacji połowy
palucha stopę, która po wspaniałym zabiegu chirurgicznym gnić nie
przestała i ruszył w kierunku domu Wojtka.
Nastolatkowie za
nim...
Jurek nie
przejmował się takimi szczegółami, jak siuśki depczące mu po
piętach.
- Panie. - To
był piskliwie męski głos jednego z przechodzących właśnie
mutację chłopaczków. - Daj pan papierosa!
Jurek dokonał
chłodnej analizy. Miał paczkę fajek, ale w niej były ostatnie dwie sztuki i nie zamierzał się nimi dzielić.
- Nie mam
chłopaki – odpowiedział.
Chłopaki czekały
na taką właśnie odpowiedź.
Gdyby oni
wiedzieli...
Jeden wyciągnął
scyzoryk firmy „Ciulstwo”, drugi jakiś kawałek pręta zza
pazuchy, a trzeci stanął w pozie "na ninja".
I to ostatnia
scena, którą mój Św. P. Tatusiek pamięta...
Ocknął się,
stojąc na szeroko rozstawionych nogach, dysząc ciężko, a wokół
słał się nietrup.
Chłopaczki nie
przewidziały w tym schorowanym, męskim ciele zastać wojownika.
Wezwano policję,
ale Jurek nauczony przygodami z lat młodości, nie doniósł na
szczyli.
Ogłosił się świadkiem ich bójki i niby przechodząc, dostał prętem od jednego z nich w skroń.
Ogłosił się świadkiem ich bójki i niby przechodząc, dostał prętem od jednego z nich w skroń.
Chłoptasie nie
wiedzą ile miały szczęścia, że facet, który gnie w dłoni
pręty, nie zgiął w ten sam sposób ich karków. Dostali po prawym
sierpowym i padli i ich szczęście!
Uwierzcie, Jurek
nie zapamiętał ani sekundy zajścia od momentu ciosu, który dostał
w skroń do momentu, w którym jakaś kobiecina go ocuciła z amoku!
Zastanawiam się,
ile z tego killera mam w sobie ja.
Jedynaczka...
Kaśka!
Pomyśl o tym!
Nie znasz dnia, ani godziny...
Buuuuhahahahaaaaa ;-)
Jaram się, Mika, jesteś absolutnie straszna! ;3
OdpowiedzUsuńCosmo
Czemu to piszesz takim bez obrazy ale ciulowatym językiem kurde jak to czytam to odnoszę wrażenie ze pisze to ktoś inny. No cóż takie odczucie może z powodu innych opowiadań gdzie język jest jak by to powiedzieć hmm... na wysokim poziomie.
OdpowiedzUsuńM
Piszę pod wpływem emocyji i widocznie mam je na tak niskim poziomie :-).
OdpowiedzUsuńJurka nie potrafię opisywać spokojnie.
Umarł zbyt szybko i pozostawił wiele zakochanych w nim osób.
Nikomu, nigdy nie był obojętny, a postacią był tak barwną, że palety CMYKa by brakło :-).
Po czterech latach od jego śmierci, przyszedł najwyraźniej etap akceptacji.
A co z Agatą ?
OdpowiedzUsuńGmina Bobrowniki? Można wiedzieć skąd jesteś? :)
OdpowiedzUsuń