Strona przeniesiona.

Za 5 sekund zostaniesz przekierowany na nową stronę.

Jeśli nie chcesz czekać, kliknij w ten link.

środa, 12 marca 2014

"Bokser-ka" cz. II

Bokserka miała być moim buuu do Kaśki, ale otworzyła półeczkę ze wspomnieniami. Za nimi wylazły kolejne i tak oto dopisałam trochę wspomnień o Tatuśku. Wyjątkowy facet z niego był i bardzo barwny człowiek. Poza tym, że bokser i bimber pędził specjalistyczną aparaturą :D
Jeszcze a propos boksowania...
Mój tatusiek, świeć Panie nad jego duszą, którego Bożyczek zbyt szybko do siebie powołał, był nieprzeciętnym facetem!
Boksowanie było jedynie epizodem w jego życiu. Wydaje mi się, że nadmiar energii życiowej rozrywał tego człowieka i pewnie kiedyś namaluję go sobie na ścianie wschodniej domu. Nie! Nie zmieści się ;-).
No więc to boksowanie, wgryzło się w Jurka doszczętnie i zaprogramowało jego odruchy i instynkty w ciele.
Wyobraźcie to sobie...

Siwiejący pan koło sześćdziesiątki, z brzuszkiem i w dodatku kulejący...
Kulejący, gdyż postępująca miażdżyca zaczęła mu obgniwać palce u stóp i po kolei, jeden palec po drugim były obkrawane, oczyszczane z martwiejącego mięsa.
Do dziś mam wstręt do tabletek przeciwbólowych, gdyż Jurek łykał je garściami, niszcząc sobie przy tym wątrobę i nie przynosząc ulgi obolałemu i niedospanemu ciału.
Ja wtedy studiowałam i budząc się w nocy, widziałam światło przebijające przez szybę w drzwiach, komunikującą bolesną bezsenność Jurka. Siedział na  ławie w kuchni, zawsze w siadzie skrzyżnym i czytał, w tle brzęczało radio. I tak całą noc. Zmęczony organizm wyłączał na kilka chwil świadomość, tata zapadał w kilkuminutową drzemkę i znów ból go cucił. I tak kilka lat.
Czy ja bym coś takiego wytrzymała? Nie wydaje mi się.
Jurek miał trening już od dzieciństwa. Matka pracująca na trzy zmiany w hucie, ojciec alkoholik przepijający każdą ruchomą rzecz z mieszkanka w bloku i trójka dzieci, zazwyczaj głodnych.
Na śniadanie jedli chleb polany mlekiem i posypany cukrem. Na każde z nich przypadały dwie pary butów całorocznych. Jedną z tych par zakładało się wyłącznie w niedzielę do kościoła.

Nie rozumiałam go wtedy i w TEJ właśnie chwili mnie olśniło!
Moich dzieci nie interesuje, że jestem zmęczona obowiązkami i padam na twarz.
One chcą jeść, chcą bym puściła im film, lub szła z nimi na spacer...
Cholera! Ja byłam już dorosła, ale mi teraz głupio.

Jurek – bokser!
Jurek, były bokser, jechał do kolegi autobusem. Od zawsze "kurzył" i kochał papierosy.
Wielokrotnie powtarzał, że palenia nie rzuci i do trumny życzy sobie wagon fajek dostać.
Jurek wysiadał na przystanku, w gminie Bobrowniki, za nim wysiadło trzech nastolatków. 
Jurek rozruszał obolałą po amputacji połowy palucha stopę, która po wspaniałym zabiegu chirurgicznym gnić nie przestała i ruszył w kierunku domu Wojtka.
Nastolatkowie za nim...
Jurek nie przejmował się takimi szczegółami, jak siuśki depczące mu po piętach.
- Panie. - To był piskliwie męski głos jednego z przechodzących właśnie mutację chłopaczków. - Daj pan papierosa!
Jurek dokonał chłodnej analizy. Miał paczkę fajek, ale w niej były ostatnie dwie sztuki i nie zamierzał się nimi dzielić.
- Nie mam chłopaki – odpowiedział.

Chłopaki czekały na taką właśnie odpowiedź.
Gdyby oni wiedzieli...
Jeden wyciągnął scyzoryk firmy „Ciulstwo”, drugi jakiś kawałek pręta zza pazuchy, a trzeci stanął w pozie "na ninja".
I to ostatnia scena, którą mój Św. P. Tatusiek pamięta...

Ocknął się, stojąc na szeroko rozstawionych nogach, dysząc ciężko, a wokół słał się nietrup.
Chłopaczki nie przewidziały w tym schorowanym, męskim ciele zastać wojownika.
Wezwano policję, ale Jurek nauczony przygodami z lat młodości, nie doniósł na szczyli.
Ogłosił się świadkiem ich bójki i niby przechodząc, dostał prętem od jednego z nich w skroń.
Chłoptasie nie wiedzą ile miały szczęścia, że facet, który gnie w dłoni pręty, nie zgiął w ten sam sposób ich karków. Dostali po prawym sierpowym i padli i ich szczęście!

Uwierzcie, Jurek nie zapamiętał ani sekundy zajścia od momentu ciosu, który dostał w skroń do momentu, w którym jakaś kobiecina go ocuciła z amoku!

Zastanawiam się, ile z tego killera mam w sobie ja.
Jedynaczka...

Kaśka!
Pomyśl o tym!
Nie znasz dnia, ani godziny...
Buuuuhahahahaaaaa ;-)

5 komentarzy:

  1. Jaram się, Mika, jesteś absolutnie straszna! ;3

    Cosmo

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu to piszesz takim bez obrazy ale ciulowatym językiem kurde jak to czytam to odnoszę wrażenie ze pisze to ktoś inny. No cóż takie odczucie może z powodu innych opowiadań gdzie język jest jak by to powiedzieć hmm... na wysokim poziomie.
    M

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszę pod wpływem emocyji i widocznie mam je na tak niskim poziomie :-).
    Jurka nie potrafię opisywać spokojnie.
    Umarł zbyt szybko i pozostawił wiele zakochanych w nim osób.
    Nikomu, nigdy nie był obojętny, a postacią był tak barwną, że palety CMYKa by brakło :-).
    Po czterech latach od jego śmierci, przyszedł najwyraźniej etap akceptacji.

    OdpowiedzUsuń
  4. A co z Agatą ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Gmina Bobrowniki? Można wiedzieć skąd jesteś? :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam na www.mikakamaka.pl (kontynuacja tego bloga)
Tutaj dodawanie komentarzy jest wyłączone.
Tam nie :D

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.