Jurek zorganizował
gruz i ten wysypano pierwszą górką na podwórku, drugą tworzył
piach, trzecią wory z cementem. Wieść o wielkiej robocie rozeszła
się po wsi i wielu chciało poznać nowego członka nielicznej,
wiejskiej społeczności, inni chcieli wymienić swoją pomoc na
usługi hydrauliczne. Trzecia grupa liczyła na jedzenie i picie,
oczywiście wysokoprocentowe.
Na placu zaroiło się gęsto. Taczki jeździły po prowizorycznej desce, wiodącej do wnętrza ścian najpierw z gruzem, później z piachem. Ktoś przyturlał betoniarkę, łopaty przynosił z sobą co drugi pomocnik. Kobiety zorganizowały bufet, sklecono naprędce stół, rozpalono ognisko.
Tak minął dzień i kolejne. Betoniarka mieliła nowe porcje, którymi zalewano partie podłogi.
Jurek poznał ludzi, ludzie się w nim zakochiwali.
Nie mieli wyjścia. Nie da się nie kochać człowieka orkiestry. Był wesoły, potrafił opowiadać śmieszne historie z własnego życia, nie wywyższał się i nie gardził nikim. Sam również śmiał się z dowcipów innych, nawet tych nieudanych.
Podłoga była na poziomie, Jurek mógł działać dalej.
Trzeba było zamknąć przestrzeń oknami i znów znalazł się pomocnik.
Zbychowi natura poskąpiła, czego tylko mogła. Krzywy przez krótszą, lewą nogę, niedowład w ręce i w mowie i niestety w myśleniu.
Jurek od dziecka uczył mnie, że należy wysłuchać ludzi, którzy chcą coś (ich zdaniem) mądrego powiedzieć i sam również stosował tą zasadę. I przygarniał chore zwierzęta...
Kukta szybko wyschła, piórka wyczyściła, jadła i rosła. Po kilkunastu dniach zaczęła latać po moim pokoju, pstrząc meble radosnymi kupkami. Wtedy to waśnie dowiedziałam się, że ptaki wydalają kałomocz i jeszcze o tym, że zostaje po nim plama na pościeli. Z dostarczeniem robali nie miałam problemu, w naszym ogródku znajdował się hotel dla robali, kompostownik. Wystarczyło wbić weń patyk, by wyciągnąć tłustą dżdżownicę.
Kukta urosła i wyfrunęła przez okno, zataczając jedno tylko, pożegnalne koło nad moją głową.
Pewnie żyje szczęśliwie i mam nadzieję, że nie spoufala się zbytnio z ludźmi. Do nas nie wróciła.
Nikt nie chciał myśleć o aucie, kociaku i...
Zabolało, ale Jurek spokojnie mi to wytłumaczył, umiał tłumaczyć.
Była jeszcze hodowla nutrii i zęby tych są wstrętne. Pomarańczowe, plus futro przypominające sierść szczura. Mieszkały w specjalnych klatkach z betonowymi basenikami do momentu osiągnięcia pożądanego rozmiaru.
Wtedy jechały na rzeź i kończyły, jako kołnierze, lub czapy zimowe. Ich kwiczenia nie zapomnę nigdy.
Wprowadziła się do naszej piwnicy szczurza rodzina, może dwie i zamieszkiwały sobie z lubością piwnicę.
W tej stały na półkach słoiki z przetworami, w ciemnej komórce ziemniaki od chłopa w drewnianej skrzyni, w drugiej, przesypane piachem spały marchewki. Szczury miały darmowy sklep spożywczy i korzystały z niego namiętnie. Dałoby się z nimi żyć, gdyby nie zaczęły zwiedzać reszty pięter. Szczur w szafce kuchennej, szczur w przedpokoju, szczur na lodówce. Miarka przebrała się, gdy babcia, chcąc załatwić śmierdzącą potrzebę, udała się w wiadome miejsce, a po chwili wybiegła z wucetu z wrzaskiem i z majciorami na wysokości kolan.
Szczur wyszedł z wucetu!
Rury kanalizacyjne zaczęły przeciekać. Kupy zamiast spłynąć do kanalizacji miejskiej, tworzyły malownicze plamy na ścianach, nasączając aromatycznie piwniczne tynki. Krany zaczęły pluć powietrzem, uszczelka w lodówce zniknęła w dolnym obszarze drzwi, a wraz z nią część zawartości półek. Artykuły sypkie w kuchennej szafce były poszarpane. Gryzonie zaprowadziły terror w naszym domu, a Jurek, jako głowa domu, nie godził się na taki stan rzeczy.
Jurek zapędzał zawsze gryzonia w piwniczny kąt i tam ubijał zwierzę. Tym razem stało się inaczej.
Boss trafił na bossa, bokser na boksera.
Jurek stał z drewnem w ręku i patrzył na tłustego szczura, który... patrzył mu w oczy!
Nie uciekał, nie piszczał, jak poprzednie. On stał, wbijając spojrzenie czarnych perełek, w czarne oczy Jurka!
Trwało to ponoć kilka minut, w przeciągu których para zeszła z Jurka, opadł również sztyl od miotły.
Szczurzy wojownik nie dał się zastraszyć, zapędzić w róg, zrozumiał jednak, że w tym domostwie nie ma dla szczurów przyszłości.
Tekstem następującym:
Na placu zaroiło się gęsto. Taczki jeździły po prowizorycznej desce, wiodącej do wnętrza ścian najpierw z gruzem, później z piachem. Ktoś przyturlał betoniarkę, łopaty przynosił z sobą co drugi pomocnik. Kobiety zorganizowały bufet, sklecono naprędce stół, rozpalono ognisko.
Jurek był
zaskoczony tym poruszeniem. Nie zdążył poprosić o pomoc, nie
przygotował wiktu, ani flaszek, a ludzie bezinteresownie przyszli i
pracowali.
Część
pracowała, część imprezowała, później była wymiana i ci
zmęczeni siadali na klockach przy „stole”, a wypoczęci,
najedzeni i napojeni, łapali za łopaty i ruszali do boju.
Tak minął dzień i kolejne. Betoniarka mieliła nowe porcje, którymi zalewano partie podłogi.
Jurek poznał ludzi, ludzie się w nim zakochiwali.
Nie mieli wyjścia. Nie da się nie kochać człowieka orkiestry. Był wesoły, potrafił opowiadać śmieszne historie z własnego życia, nie wywyższał się i nie gardził nikim. Sam również śmiał się z dowcipów innych, nawet tych nieudanych.
Podłoga była na poziomie, Jurek mógł działać dalej.
Trzeba było zamknąć przestrzeń oknami i znów znalazł się pomocnik.
Zbychowi natura poskąpiła, czego tylko mogła. Krzywy przez krótszą, lewą nogę, niedowład w ręce i w mowie i niestety w myśleniu.
Jurek od dziecka uczył mnie, że należy wysłuchać ludzi, którzy chcą coś (ich zdaniem) mądrego powiedzieć i sam również stosował tą zasadę. I przygarniał chore zwierzęta...
Pierwszym moim
zwierzątkiem w dzieciństwie była... kawka.
Przyniósł takie
coś małe, przemoczone i strasznie drące dzioba do domu i mimo
protestów mamy, ptaszę to zostało. Zorganizowaliśmy temu
stworzeniu domek z pudełka po szybkowarze, a że szybkowar, jak
napis na pudle głosił, nazywał się „Kukta”, tak też
nazwaliśmy kawkę.Kukta szybko wyschła, piórka wyczyściła, jadła i rosła. Po kilkunastu dniach zaczęła latać po moim pokoju, pstrząc meble radosnymi kupkami. Wtedy to waśnie dowiedziałam się, że ptaki wydalają kałomocz i jeszcze o tym, że zostaje po nim plama na pościeli. Z dostarczeniem robali nie miałam problemu, w naszym ogródku znajdował się hotel dla robali, kompostownik. Wystarczyło wbić weń patyk, by wyciągnąć tłustą dżdżownicę.
Kukta urosła i wyfrunęła przez okno, zataczając jedno tylko, pożegnalne koło nad moją głową.
Pewnie żyje szczęśliwie i mam nadzieję, że nie spoufala się zbytnio z ludźmi. Do nas nie wróciła.
Zwierząt
przewinęło się przez naszą domową lecznicę mnóstwo, ale poza
Kuktą, w pamięć wryły mi się trzy, krótkie historie.
Kot, który na
drzewie przy bramie darł ryja przez trzy dni i gdy w końcu doszłam
do źródła kociomiauku i zdjęłam nieszczęśnika z drzewa
(zwiedzanie drzew opanowałam na poziomie Tarzana) okazało się, że
kociak ma przepuklinę wielkości własnej głowy i to ona
uniemożliwiła mu opuszczenie zielonej kryjówki. Kot został
zoperowany i posiadł serca wszystkich, dzięki kolorowi oczu. Nigdy
nie widzieliśmy tak zielonych oczu i tak wariackich zabaw kawałkiem
papieru, przywiązanym nitką do własnego ogona.
Po miesiącu od
wydobrzenia kot znikł. Teorie zakładały kradzież futrzaka, był
piękny i ktoś go sobie zabrał. Nikt nie chciał myśleć o aucie, kociaku i...
Pewnego dnia,
znalazłam w rowie psiaka wielkości małego kota i zabrałam go do
domu.
Był stary, miał
ze dwa zęby i trząsł się, choć było lato. Zaniosłam psiaka do
piwnicy, w mieszkaniu nie potrafił sobie znaleźć miejsca, a przy
piecu centralnego ogrzewania uspokoił się i pozwolił ułożyć na
starym kocu. Zjadł, napił się i usnął spokojnie, wcześniej
wylizał moją rękę. Nie obudził się już, dałam mu miejsce na
spokojną śmierć. Zabolało, ale Jurek spokojnie mi to wytłumaczył, umiał tłumaczyć.
Była jeszcze
biała sowa, ale tej się po prostu bałam. Szczykała dziobem i
miała obrotową głowę, z wielkimi oczami. W nocy głupiała w moim
pokoju, przez co bałam się spać, a nuż wyląduje mi na głowie i
wydziobie oczy?!
Przez nią spałam przyduszona kołdrą.
Przez nią spałam przyduszona kołdrą.
Nie zliczę
wróbli, które topiły się w naszym baseniku, o ile ich wcześniej
nie wyłowiłam.
Te podtopione
tylko, suszyło się na szybko w piekarniku (oczywiście w niskiej
temperaturze) i wypuszczało z kuchni, gdy o własnych siłach
wyfrunęły już z komory suszącej i przerażone obijały się o
szyby.
Kilka gołębi,
królik miniaturka ze sklepu zoologicznego, z którego po kilku
miesiącach wyrósł gigant, który następnie powędrował do
pociotek na wieś. Jemu z koleżanką Agatką, bardzo chętnie
wiązałyśmy kokardy na uszach, ciesząc się z ekwilibrycji, które
król wyczyniał, w celu uwolnienia się. Przestałyśmy, gdy nauczyła
się franca samoobrony przy użyciu zębów.
Śmieszny język
ma swoją drogą taki królik. Różowa kulka za wielkimi
siekaczami...Była jeszcze hodowla nutrii i zęby tych są wstrętne. Pomarańczowe, plus futro przypominające sierść szczura. Mieszkały w specjalnych klatkach z betonowymi basenikami do momentu osiągnięcia pożądanego rozmiaru.
Wtedy jechały na rzeź i kończyły, jako kołnierze, lub czapy zimowe. Ich kwiczenia nie zapomnę nigdy.
Tata opowiedział
mi kiedyś swoje, traumatyczne przeżycie ze zwierzętami.
To był szczur...Wprowadziła się do naszej piwnicy szczurza rodzina, może dwie i zamieszkiwały sobie z lubością piwnicę.
W tej stały na półkach słoiki z przetworami, w ciemnej komórce ziemniaki od chłopa w drewnianej skrzyni, w drugiej, przesypane piachem spały marchewki. Szczury miały darmowy sklep spożywczy i korzystały z niego namiętnie. Dałoby się z nimi żyć, gdyby nie zaczęły zwiedzać reszty pięter. Szczur w szafce kuchennej, szczur w przedpokoju, szczur na lodówce. Miarka przebrała się, gdy babcia, chcąc załatwić śmierdzącą potrzebę, udała się w wiadome miejsce, a po chwili wybiegła z wucetu z wrzaskiem i z majciorami na wysokości kolan.
Szczur wyszedł z wucetu!
Jurek opracował
strategię wojenną i rozsypał trutkę, licząc na szybki, agonalny,
szczurzy efekt.
Nie docenił
jednak przebiegłości tych małych istot, ale dopiero w następnych
dniach miał się dowiedzieć, jak bardzo są inteligentne.
Rury kanalizacyjne zaczęły przeciekać. Kupy zamiast spłynąć do kanalizacji miejskiej, tworzyły malownicze plamy na ścianach, nasączając aromatycznie piwniczne tynki. Krany zaczęły pluć powietrzem, uszczelka w lodówce zniknęła w dolnym obszarze drzwi, a wraz z nią część zawartości półek. Artykuły sypkie w kuchennej szafce były poszarpane. Gryzonie zaprowadziły terror w naszym domu, a Jurek, jako głowa domu, nie godził się na taki stan rzeczy.
Pułapki
nietknięte, trutka zakurzona, te bestie rozgryzły taktykę Jurka i
omijały zagrożenia szerokim łukiem.
Jurek rozpoczął
walkę wręcz, a narzędziem stał się sztyl od miotły. Ukatrupił
nim trzech członków ogoniastej rodziny i wtedy nadszedł dzień X.
Jurek zapędzał zawsze gryzonia w piwniczny kąt i tam ubijał zwierzę. Tym razem stało się inaczej.
Boss trafił na bossa, bokser na boksera.
Jurek stał z drewnem w ręku i patrzył na tłustego szczura, który... patrzył mu w oczy!
Nie uciekał, nie piszczał, jak poprzednie. On stał, wbijając spojrzenie czarnych perełek, w czarne oczy Jurka!
Trwało to ponoć kilka minut, w przeciągu których para zeszła z Jurka, opadł również sztyl od miotły.
Szczurzy wojownik nie dał się zastraszyć, zapędzić w róg, zrozumiał jednak, że w tym domostwie nie ma dla szczurów przyszłości.
Po tym wydarzeniu
gryzonie zniknęły z naszych pokoi, pojawiły się natomiast w domu
sąsiada.
Jurek często
opowiadał o uczuciach, jakie nim zawładnęły w chwili, gdy stał
naprzeciw tego małego, ale jakże wielkiego przeciwnika. Czuł
przede wszystkim szacunek i to, jaki on sam jest mały we wszechświecie.
Może mniejszy nawet od tego gościa, którego chciał zabić w piwnicy...
Nie zabił i
cieszył się tym.Może mniejszy nawet od tego gościa, którego chciał zabić w piwnicy...
Może to właśnie
szczur zmienił podejście Jurka do tępych i ograniczonych i Zbychu
znalazł kąt przy schorowanym człowieku.
Schorowanym, ale z wizją i
wielkim planem, mającym zaangażować weń wiele osób, w tym mnie.
Człowieku, który
kierował się tekstem Dezyderaty.
Tekstem następującym:
Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy.
O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie bądź na dobrej stopie ze wszystkimi.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoja opowieść.
Unikaj głośnych i napastliwych - są udręką ducha.
Porównując się z innymi możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.
Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla Ciebie źródłem radości.
Wykonaj swą pracę z sercem - jakakolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz
w zmiennych kolejach losu.
Bądź ostrożny w interesach, na świecie bowiem pełno oszustwa.
Niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów
i wszędzie życie pełne jest heroizmu.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia.
Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa.
Przyjmij spokojnie co Ci lata doradzają z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości.
Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu.
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.
Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.
I czy to jest dla ciebie jasne, czy nie - wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.
Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On ci się wydaje,
czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź pogodny. Dąż do szczęścia.
O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie bądź na dobrej stopie ze wszystkimi.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoja opowieść.
Unikaj głośnych i napastliwych - są udręką ducha.
Porównując się z innymi możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.
Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla Ciebie źródłem radości.
Wykonaj swą pracę z sercem - jakakolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz
w zmiennych kolejach losu.
Bądź ostrożny w interesach, na świecie bowiem pełno oszustwa.
Niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów
i wszędzie życie pełne jest heroizmu.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia.
Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa.
Przyjmij spokojnie co Ci lata doradzają z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości.
Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu.
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.
Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.
I czy to jest dla ciebie jasne, czy nie - wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.
Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On ci się wydaje,
czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź pogodny. Dąż do szczęścia.
Smark,smark,ślurp,gdzie chusteczki!
OdpowiedzUsuńTarzanica pisze sercem. Najbardziej podobała mi się zapowiedź trzech krótkich historii, po których nastąpiło ich znacznie więcej. No, nie ma skąpego pióra tutejsza Tarzanica ;-P
OdpowiedzUsuńJurko był taki fajny.
OdpowiedzUsuńAkcja ze szczurem bossem najlepsza ;D Ale i tak nie wybacze zabicia tych małych szczurzątek ;c
Ciekawe, co byś powiedziała, gdyby Ci wyszedł z wctu i w lodówce siedział i kupał w szafkach?
Usuń