Życzę miłego ;-)
- Pomóż mi! – krzyknęła do Neeba. – Musimy się schować!
I wtedy mnie zauważyła. Znieruchomiała, z szeroko
otwartymi oczami.
- Pomóżmy jej – zwróciłem się do Neeby i zamarłem
również.
- Kim jesteś? – Był równie przerażony, jak kobieta.
- Waszym aniołem stróżem – wypaliłem pierwsze, co mi
przyszło do głowy. – Schowajcie się tam, gdzie ta kobieta każe i słuchaj jej, a
przeżyjesz wojnę.
Podszedłem do szafy i szarpnąłem z impetem. Odsunęła się,
coś za nią cicho kliknęło i moim oczom ukazała się głęboka wnęka z jakimiś
skrzynkami.
- Bądźcie cicho – nakazałem. – Zbirami zajmę się ja.
Wcisnęli się do wnęki we trójkę, pies wlazł pod stół, ale
nie było czasu zajmować się nim teraz.
Może przeżyje chuderlak.
Pchałem szafę z całych sił do momentu, gdy usłyszałem
ciche szczęknięcie.
Dotarło do mnie, że jeśli zabiją mnie tutaj teraz, to
zabiją mnie na amen!
Adrenalina uderzyła mi do głowy. Przyczaiłem się za
drzwiami z żeliwnym nocnikiem, który porwałem z podłogi i czekałem w napięciu.
Wszystko układało mi się w głowie.
Neema wrócił do tego miejsca w czasie, gdy jeszcze go nie
opuścił w czasie wojny.
Jego mózg najwyraźniej nie był w stanie pomieścić
przyszłości i powrotu w czasie, więc to wykasował.
Cholera, ale to sprytne. Może zacznie mieć sny z
wydarzeniami z innego miejsca?
Byle nie przypomniał mu się wagon wiozący go do obozu
pracy.
- Atkryjtie! - Usłyszałem krzyki za drzwiami mieszkania i
walenie w nie. – Eta prikaz!
Uchyliłem lekko drzwi do pokoju, by wyglądało na to, że
nikogo w mieszkaniu nie ma, a już na pewno nie za drzwiami.
Kolejnym dźwiękiem, był huk wywarzonych drzwi.
Nastąpiła cisza, którą zakłócił łomot ciężkich buciorów.
Zbliżali się, ja uniosłem wyżej nocnik, zaciskając dłonie
na jego uchu.
Pierwszy z nich dostał metalowym urynałem w głowę i gdy z
jękiem padał na podłogę, drugiego kopnąłem w jaja.
- Boże moj… - stęknął i padł obok kompana.
Zabrałem im broń i podbiegłem do szafy.
- To tylko ja – powiedziałem w szczelinę za szafą. – Mam broń,
może wam się przyda. Odsunę trochę szafę, a wy ją weźcie.
Stałem nad skulonymi ścierwojadami zastanawiając się,
gdzie ich przenieść.
Do wioski nie, to jasne.
Wiedziałem już i aż się w głos zaśmiałem na kolejny,
wariacki pomysł.
- No to chłopaki macie przejebane…
W przypływie radosnego nastroju, jaki mnie ogarniał,
chwyciłem pod pachę chuderlawego psa, objąłem szmaciarzy nogami i pomyślałem o…
Heh, ja to mam pomysły.
W Warszawie było ciepło i ciemniło się. Nie aż tak
ciepło, by w samych skórzanych gatkach nie było mi zimno.
Trudno, chwilę
wytrzymam. Szczególnie, że mój strój był idealny w miejscu, do którego chciałem
wejść.
Stałem pod żelaznymi, ciężko kutymi drzwiami lokalu nocnego.
Nie był to zwykły lokal, a raczej miejsce otoczone bardzo złą sławą.
Miejsce, obok którego nie raz przechodziłem,
przyspieszając kroku.
Zastukałem metalową kołatką, była w kształcie penisa w
spoczynku.
Będę musiał później umyć tą rękę…
Wizjer w drzwiach uchylił się, a w jego otworze ukazało
się oko.
- Czego? – Głos miał najwyraźniej odstraszać, ale nie
mnie, nie tym razem.
- Przesyłka specjalna. – Z uśmiechem wskazałem w dół.
Facet nie mógł widzieć dwóch skulonych na ziemi ciał,
więc uchylił drzwi.
Chciało się uciekać na sam jego widok. Szeroki, jak szafa
trzydrzwiowa, z karkiem jak tur i facjatą recydywisty.
- Mam kolei do przemiału - Mój szept był teatralnie cichy. – Z pozdrowieniami od naczelnika więzienia.
Czytało się onegdaj o aferze, w którą była zamieszana
szycha zakładu karnego. Gościu nie dość, że lubił zabawy z chłopcami, to
jeszcze lubował się w katowaniu ich. Z usług tego tutaj przybytku korzystał również.
Miałem nadzieję, że pozyskana wiedza pozwoli mi znaleźć odpowiednie miejsce do
utylizacji śmieci u moich stóp.
- Wchodź – warknął tylko, taksując otoczenie wokół
wejścia.
Widząc nieskuteczność moich prób wniesienia odpadów
człowieczych za drzwi, schylił się i jednym ruchem wciągnął ich do środka, jak
dwa wory kartofli. Ciągnął ich dalej, nie zważając na schody w dół, po których
zsuwali się jęcząc co stopień. Szedłem za nim uspokojony świadomością, że w
każdej chwili mogę się stąd ewakuować. Obok mnie dreptała zaadoptowana
namiastka psa.
Na dole znajdowała się przestronna, lecz kompletnie
zadymiona sala, a w niej tłum. Z głośników sączyła się senna muzyka. Światło
było mroczne, przecinane pojedynczymi mignięciami flesza.
Gdy weszliśmy do środka, zainteresowanie znajdujących się
tam mężczyzn skupiło się na mnie i na dwu bezwładnie leżących i postękujących
postaciach.
Musiałem się odezwać.
- Panowie! – krzyknąłem. – Z najserdeczniejszymi
pozdrowieniami od naczelnika wiadomego więzienia, przynoszę te oto dary i życzę
miłej zabawy. Dopuszczona jest każda forma dopieszczenia tych panów!
Przyjemności bez ograniczeń! – Uniosłem ramiona w górę.
- A ty słodziaku nie zabawisz się? – szepnął mi do ucha facet
w obcisłym, lateksowym kombinezonie. – Mogę ci pokazać takie sztuczki, że jaja
ci zdrętwieją…
- Następnym razem. – Jęknąłem, powstrzymując odruch
wymiotny. – Obowiązki wzywają. – Zasalutowałem, schyliłem się po psiaka i
pomyślałem o Zuri.
Zastałem wszystkich tak, jak ich zostawiłem. Mama miała
nawet tą samą, przerażoną minę.
- Jestem – wysapałem z przejęciem. – Wy też będziecie, bo
udało mi się tak, jak chciałem. I to jak cholera! – krzyknąłem radośnie
wypuszczając skulonego czworonoga spod pachy.
Ten przycupnął od razu przy moim udzie.
- Są bezpieczni?! – Mama była bliska łez.
- No pewnie! – Byłem z siebie dumny. – Neema jest z
rodziną. A wy, zostajecie tu na stałe?
- No pewnie! – Tata ze łzami w oczach patrzył to na mnie,
to na Tośkę. – Jeśli mama zechce… - dodał z miłością w oczach.
Już rozumiem, dlaczego mamuśka wybrała TAMTEN wymiar.
Tata będzie tu pasował, ma dobre podejście do kobiet.
Muszę brać ze starego przykład.
Spojrzałem w czarne, spokojne oczy Zuri…
EPILOG
Jurij chciał otworzyć oczy, ale worek na twarzy
uniemożliwiał mu to.
Chciał się ruszyć, ale był unieruchomiony.
Chciał coś powiedzieć, ale gumowa kulka w ustach uniemożliwiała
mu to.
Czyżby radziecka władza dopadła go za te drobne kradzieże
w składzie ze spirytusem do dezynfekcji masek gazowych? Przecież był tak oddany
krajowi, strzelał z rozkazu, bez wahania!
Było mu bardzo niewygodnie i chłodno. Góra tułowia leżała
na czymś płaskim, a nogi zwisały swobodnie. Dłonie miał związane pod blatem, na
którym leżał. Spróbował poruszyć nogami, z marnym skutkiem. Łydki ktoś obwiązał
sznurem, pozostawiając niewielki dystans od tego, do czego były przymocowane.
Zginę tu, pomyślał.
Gdyby było mu to dane w tej chwili, czułby się najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie.
Ale nie było…
Pod ścianą stał Gustlik. Nadano mu taką ksywę, gdyż jak
znany wszystkim bohater „Czterech pancernych”, był wielki i miał tak samo
wysuniętą szczękę do przodu. Wielki był wzrostem i w pale.
Nie miał z tego powodu zbyt wielu chętnych do obcowania z
jego sprzętem partnerów, a musiał sobie jakoś radzić.
Duże miał również
potrzeby.
Ruchem ramion odbił się od ściany, o którą się opierał i
niedbale rzucił niedopalonego papierosa na wykafelkowaną podłogę. Na środku pomieszczenia
stał stół, pod nim umieszczono kratkę ściekową.
Uśmiechnął się pod nosem zadowolony z tego, że facet na
stole odzyskuje przytomność.
Nie lubił pieprzyć kłód, wolał żywiołowe reakcje, w
szczególności te pełne bólu.
Rozpiął rozporek skórzanych spodni, czując przyjemne
swędzenie w jądrach. Wyciągnął sprzęt, pieszcząc się niedbale długimi,
posuwistymi ruchami.
Rozsunął pośladki leżącego mężczyzny i przytknął czubek
grubego penisa do ciasnej dziurki odbytu.
- Dziewica, czy co?... – mruknął i pchnął.
Senną muzykę w lokalu rozdarł stłumiony gumową blokadą
krzyk.
Nikt nie zwrócił na to uwagi.
Może ktoś poczuł ukłucie zazdrości.
KONIEC
Kupy się trzyma ale słabo :-(
OdpowiedzUsuńTrza by na spokojnie przemyśleć, podopisywać, pozmieniać.
Ale tego chyba nie lubisz. Lepiej uciekać do przodu :-)
Ukłony.
Karelu. Sprawdź pocztę pliz :-)
OdpowiedzUsuńKtórą? Nic nie dostałem. :-(
Usuńgmail, tam jest chat :-)
OdpowiedzUsuńMoja droga! Wytłumacz mi proszę co oznacza tytuł
OdpowiedzUsuńTytuł filmu i moment (w minutach i sekundach), przez który to opowiadanie się popełniło.
OdpowiedzUsuńGorąco polecam film, w dobrych słuchawkach, przez wzgląd na muzykę.
To dzieło (mówię oczywiście o filmie) to taki czasowstrzymywacz :-).
Koniec! Przeczytałam w końcu! I trochę zakończenie mnie rozczarowało. Za szybko wszystko na raz. Ale w końcu to opowiadanie. Naprawdę podziwiam Twoją kreatywność tyle rzeczy! Świat fajnie wykreowany.
OdpowiedzUsuńPs. Jesteś ze Śląska?
ja Bejbe ;-)
Usuń