Strona przeniesiona.

Za 5 sekund zostaniesz przekierowany na nową stronę.

Jeśli nie chcesz czekać, kliknij w ten link.

niedziela, 12 stycznia 2014

SUSHI - nie taki diabeł straszny...

Nasłuchałam się onegdaj, jak wykwintnym i trudnym to sklecenia jest danie dumnie brzmiące sushi. Dupa! Nie ma łatwiejszego, tak wykwintnego posiłku, jak właśnie tytułowy diabeł o imieniu sushi...

Oto efekt moich dzisiejszych czterdziestu minut... Jak to zrobić? Służę pomocą. Ajnfachową, ale skuteczną ;-)

STEP ONE...
Ryż, najlepiej do sushi (ten właściwy mi się dziś prawie skończy, więc pomieszałam go ze zwykłym, takim z dzikim, czarnym) zalewamy w garnku zimną wodą (nie płuczę ryżu, bo mi się nie chce, nie widzę wymiernego skutku tych celebracji). Jeśli ryżu jest dwa centymetry, to woda musi
go przykryć dwa centymetry powyżej. Jeden do jeden ponad powierzchnię ryżu. 
Ryż przykrywamy i na małym ogniu pichcimy. Jak długo? Aż będzie al dente. W środku jeszcze twardawy.

Teraz klucz do zajebiaszczego sushi! 
Sos...

STEP TWO...
W tygielku mieszamy (przepis od kumpla - kocham go za to! - dziękuję Berto!):
- 1 łyżka soli (jakiejkolwiek, byle słonej)
- 4 łyżki cukru (lubię brązowy)
- 8 łyżek octu ryżowego 
Gotujemy to, do rozpuszczenia sypkich składników.

STEP THREE...
Teraz szatkujemy cebulę drobno (ja jej kroję dużo, bo uwielbiam smak cebuli i robię to w okularach do pływania, ponieważ samo patrzenie na cebulę wyciska mi łzy i rozmazuje makijaż) i wsypujemy do miseczki.
Ryż się gotuje na małym ogniu, obok pyrka sos, który w nadmiarze łaskawości co jakiś czas mieszamy łychą, a my przygotowujemy resztę składników...

STEP FOUR...
- ogórek zielony pokrojony w cienkie paski (tak lubię i nie wykrawam pestek, ale obieram skórkę, bo jest nabłyszczana)
- paluszki krabowe (znalazłam takie, które mają długość listków nori- wersja dla leniwych, normalnie trzeba położyć dwa obok siebie)
- sałatę lodową (ale obejdzie się bez niej)
- kiełki (preferuję rzodkiewkowe, ale hepie się po nich obleśnie - obejdzie się)
- łosoś (jedni lubią świeżego, inni wędzonego, ja wolę tego drugiego ze względu na nieobecność potencjalnych pasożytów)
- listki nori (najdroższy składnik)
- sos sojowy z domieszką wasabi (mój patent dla leniwych zakłada wlanie sosu sojowego do miseczki i pomieszanie go z duuuużą ilością proszku wasabi, który jest o wiele tańszą wersją, niż pasta w tubkach dostępna w marketach. Przy spożyciu sushi w naszym domu, konsumowali byśmy jedną tubkę tygodniowo, więc proszek jest o wiele ekonomiczniejszy (dostępny na allegro)).

STEP FIVE...
Ryż jest prawie gotowy (czyli miękki), sos jest ciekły (czyli sól i cukier się rozpuściły), a składniki do zawijania leżą grzecznie na talerzu. Można przystąpić do aktywnego działania ;-).

Do fajuśnego ryżu dosypujemy cebulę z miseczki (to mój beszczeszczący właściwy przepis wynalazek) i wlewamy sos z tygielka. Oczy szczypią, a my mieszamy i wdychamy aromaty. Wyłączamy power pod garnkiem i przykrywamy go. Ma ekspress plan wchłonięcia sosu i zmiękczenia (częściowo) cebuli.

STEP SIX...
Na płatek nori nakładamy ryż i rozsmarowujemy go cienko do połowy długości (na szorstkiej stronie). (wiem, zdjęcie do d...)

 Można ryż rozprowadzić łyżką, palcami, ja to robię przy pomocy celo cukierniczego (świetny wynalazek).
Widzaałam to w marketach na dziale Fackelmanna (tak się to pisze?).
Czas na składniki. Paluszki krabowe, łosoś, sałata rzymska, kiełki, nawet pomidor (wedle fantazyji).
Część znajomych lubi smak majonezu w sushi, lub serka (np Filadelphia). Zdarzało mi się zawijać  ser żółty i omleta. Właściwie pełna dowolność.

Jak zawijać? Filmików na You tube jest zatrzęsienie. Mnie się podoba ten, szczególnie robienie omleta i jego zawijanie: http://www.youtube.com/watch?v=n-X8_EUb6Xs
(ps. takiego omleta zrobi się z palcem w nosie na okrągłej patelni).

1) nie płuczę jednak ryżu, tylko zalewam go wodą.
2) nie targam nori na pół, tylko skręcam maka z całego listka
3) nie robię małoskładnikowych rolek, tylko ładuję ile wlezie na ryż
4) nie robię wasabi osobno, tylko sypię proszek prosto do sosu sojowego i go rozbełtowuję.

Dla czego?
Bo nie chcę się napchać ryżem, tylko czuć składniki, rybę i warzywa.
I nie chce mi się celebrować czegoś tak prostego!
Zanim skończę, trzy wygłodniałe samce ociekając śliną poganiają mnie, więc sorry..
Proste i szybkie rozwiązania wygrywają :-).

STEP SEVEN...

Smacznego!
Danie imprezowe, jak ta lala ;-)

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera! Chciałam wyświetlić, a usunęłam. Znasz to :-(

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam na www.mikakamaka.pl (kontynuacja tego bloga)
Tutaj dodawanie komentarzy jest wyłączone.
Tam nie :D

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.