Błędy poprawię jutro po śniadaniu :-).
Miłego wieczonocoru!

Ostanie wspomnienie, to ona tłumacząca rodzicom swoje
szczęście i oni zrozpaczeni tym, że więcej jej nie zobaczą.
To wspomnienie
boleśnie zaciskało mi się na żołądku i podchodziło żółcią do gardła.
Jak teraz wygląda? Ile ma lat? Czy jest dużo starsza ode
mnie? A może młodsza, bo przecież czas płynie tutaj inaczej?
I znów pytania rozsadzały mi czaszkę. Nabrałem powietrze w płuca i wstrzymałem na chwilę oddech, a po chwili wypuściłem je najwolniej, jak potrafiłem.
Szedłem obok Zuri, obserwowała mnie, ale nie mówiła nic.
Dała mi czas na myślenie.
Z resztą, nie była gadatliwą kobietą, bo po co?
Mieszkańcy w wiosce rzucali nam uśmiechnięte spojrzenia.
Nic krępującego, wyrozumiałe i ciepłe oczy
rejestrowały mój nowy talizman na szyi.
- Zaczekaj w chacie. – Zuri zatrzymała mnie, splatając
swoje palce z moimi.
Wszedłem do środka, usiadłem naprzeciw wejścia i czekałem
w napięciu..
Mijały minuty, tutejsze minuty.
Wejście przysłonił cień i na czworaka do środka weszła
Tośka.
Siedziałem oniemiały. Nie zmieniła się ani na jotę. Ta
sama gówniara, ale jakże inna.
Krótkie strączki na głowie zdradzały niezbyt długi pobyt
w wiosce. Były niewiele dłuższe niż ostatnio, gdy ją widziałem w kuchni
rodzinnego domu. Natomiast oczy zmieniły się, były inne, dużo spokojniejsze.
Nie zostało nic z dawnego, szalonego spojrzenia.
- Jak długo tutaj jesteś? – Patrzyłem w oczy równie
zaskoczonej moim widokiem dziewczyny.
- Patrząc na ciebie to kilkanaście lat!- Jej głos był
nienaturalnie wysoki z targających nią najwyraźniej emocji. – Tutejszym czasem
mierzony rok i trochę.
Milczeliśmy, patrząc na siebie i konfrontując
rzeczywistość z wyobrażeniami. Ja patrzyłem na swoją starszą siostrę, która
mogła uchodzić za moją córkę i ona nie potrafiąca uwierzyć, że jestem jej
młodszym braciszkiem. Tym smarkiem, którego uspokajała w nocy, gdy przez ścianę
budził ją mój krzyk wywołany koszmarem. Miało to miejsce zazwyczaj po jakimś
strasznym , jak na moje lata filmie. Często oglądałem z nią horrory, pod nieobecność
rodziców.
Lubowała się w horrorach.
- Marcin – wyszeptała, a z oczu zaczęły jej płynąć łzy.
Wyglądało, jakby ktoś kran odkręcił. Siedziała, a z oczu
płynęły dwa strumyczki, rozmazujące staranny makijaż składający się z dzikich
wzorów ciągnący się od czoła, przez policzki aż do piersi.
Była piękna i dopiero teraz potrafiłem to ocenić jako
mężczyzna. Naprawdę była piękną kobietą.
- Tośka. – Wyciągnąłem do niej ręce, a ona niezgrabnie
podeszła do mnie na czworaka i wtuliła się, jak dziecko.
- Tosia. – Objąłem ją mocniej.
Za mocno, ale coś mnie dusiło w gardle, a w oczach
zapiekło.
- Tyle lat. – Tuliłem stracony osobno czas.
- Dla mnie nie tak wiele tutaj. – Uniosła zapłakaną
twarz, patrząc mi w oczy.
- Dla nas bardzo dużo. – Patrzyłem smutno w jej oczy. –
Za dużo.
- Rodzice… - Spuściła głowę. – Jak się mają?
Co jej miałem powiedzieć? Że cierpieli po stracie córki?
Że matka prawie oszalała szukając jej między wymiarami? Czy to, że po jej
zniknięciu sikałem ze strachu i niezrozumienia w pościel aż do dwunastego roku
życia? Miałem mieć do niej pretensje, że uciekła w poszukiwaniu szczęścia i
znalazła je, a przy okazji rozpieprzyła życie trzem osobom?!
- Tęsknią – odpowiedziałem tylko.
- Ja tam nie wrócę. – Odsunęła się, czekając na moją
reakcję.
- Wiem. – Spuściłem głowę zły na siebie, że tak dobrze ją
rozumiem. –Najbardziej na świecie chciałbym ich sprowadzić tutaj.
- Mamę można, ale taty… - urwała, głos jej się załamał.
Ukryła twarz w dłoniach, a gdy je opuściła na twarzy
miała jedną wielką plamę rozmazanego makijażu.
- Chodźmy nad rzekę – zaproponowałem.
Strumień stał się dla mnie w tym krótkim okresie pobytu
tutaj, miejscem oczyszczającym ciało i umysł.
Może również duszę.
Nic nie powiedziała, może nie była w stanie.
Szliśmy przez wioskę, oboje ze spuszczonymi głowami.
Smutni i szczęśliwi jednocześnie. Zbyt wiele uczuć, by je pomieścić w dwu
ciałach.
Tosia klęczała w wodzie i nabierała całe jej garści
ochlapując gwałtownymi ruchami twarz.
Nie wiem, czy płakała nadal. Możliwe, musiałem wyzwolić w
jej głowie wiele wspomnień. Jak się można poczuć wiedząc, że kawał życia
bliskiej ci osoby umknął niezauważalnie? Wiem na pewno, jak się człowiek czuje,
gdy bliska ci osoba znika, pozostawiając po sobie wyrwę wielkości krateru i
głód jej obecności, a w bonusie tony dobrych wspomnień. Miałem ochotę na nią
krzyczeć, wytargać z siebie te emocje. Zarzygać ją nimi i zadać tym ból, równy
mojemu przez lata doświadczanemu, ale…
Patrząc na tą drobną dziewczynę chlustającą sobie w twarz
wodą nie potrafiłem się na nią w tej chwili złościć.
- Tośka! – Krzyknąłem, by przekrzyczeć hausty wody
oblewające jej twarz. – Daj już spokój, bo siniaki sobie zrobisz!
Zamarła, a po chwili usiadła na kamieniach przodem do
mnie.
- Dlaczego nie można mieć wszystkiego, co potrzebne do
szczęścia?! – Wydarła się. – Czemu zawsze trzeba wybierać i z czegoś
zrezygnować?! – Darła się z twarzą skierowaną ku niebu.
Komu zadawała to pytanie? Bogu?
A właściwie, czemu trzeba wybierać?
- Czy ktoś próbował tu sprowadzić kogoś spoza naszej
linii? – Zadałem cisnące mi się do głowy pytanie. – Kogoś spoza naszej
nawiedzonej linii?
- Nie – stwierdziła zdziwiona. – Chcesz spróbować
ściągnąć tu tatę?! – Zerwała się na równe nogi.
Kolorowa od farb na jej ciele woda spływała z brzucha na
uda i odpływała wraz rzeką.
- To może go zabić, zgubić gdzieś po drodze. – Rozrzuciła
ramiona na boki, twarz zastygła w wyrazie cierpienia. – Myślisz, że o tym nie
myślałam?! Jakieś miliony razy!!!
- Wyluzuj smarkulo. – Puściłem do niej oczko. – Chyba wiem,
jak to sprawdzić.
Zerwałem się z miejsca i goniony jej okrzykami, pognałem
do wioski. Nie mogłem jej nic wyjaśnić. Zrodził się w głowie gorący pomysł i
musiałem go zrealizować. Jeśli się uda…
- Zuri! – Wpadłem do
jej chaty, jak huragan.
Siedziała na posłaniu i namaszczała się jakąś miksturą,
która nabłyszczała jej skórę. Momentalnie wróciły sceny nocy. Jej gorące usta i
ciało obejmujące moje, biorące w posiadanie.
Otrząsnąłem się.
- Zuri – wydyszałem. – Muszę przejść na tamtą stronę!
- Dobrze. – Uśmiechnęła się uwodzicielsko, wcierając
olejek we wnętrze ud i wyżej, w cipkę. – Tylko wróć szybko. Szybko dla ciebie.
Pragnienie czuję. – Oblizała usta.
Wyparowałem z jej domu tak samo szybko, jak wszedłem.
Patrząc na jej piękną skórę, widziałem wcześniejszą noc i niczego tak nie
pragnąłem w tej chwili, jak zatopić się w jej wnętrzu i zapomnieć o targających
mną emocjach.
Zastąpić je innymi.
Zatrzymałem się na środku wioski, na tutejszym
dziedzińcu.
Jak sprawdzić skuteczność swojego pomysłu?!
Wiem!
Przebiegało obok mnie rozbrykane koźlątko. Tyłek mu
podskakiwał, nogi chaotycznie pląsały.
Takie koźlo dziecięce ADHD.
Złapałem je w objęcia i zapragnąłem…
Przywołałem wspomnienie maminej szarlotki i zapach kawy w
domu. Pomyślałem o mamie w wałkach na włosach i o tacie w kapciach i szlafroku
z rozespaną fryzurą i… zatęskniłem.
Ciepłe futro wierzgającego zwierzaka i chłód, który mnie
otoczył.
Stałem w kuchni rodziców. Zegar na piekarniku przede mną
wskazywał drugą w nocy, sądząc po ciemnościach za oknami.
- Mamo! – Krzyknąłem, przyciskając wyrywające się
koźlątko do piersi. – Mamooo!!!
Naprawdę niesamowita seria. Pierwsze części czytałam na pokątnych i gdy dowiedziałam się, że są kolejne po prostu musiałam je znaleźć i przeczytać. Świetnie napisane, działa na zmysły i pięści je każdym słowem. Uwielbiam czytać twoje teksty. Czekam na dalszy ciąg tej opowieści.
OdpowiedzUsuńZa..je..fA..inne!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję, kolejna część się pisze. Postaram się wrzucić dzisiaj wieczorem.
OdpowiedzUsuńA co to? Piekarnia?
OdpowiedzUsuńJa jak piec przecie!
OdpowiedzUsuńDwa następne pomysły mi łepetynę bombardują ;-).
Całkowicie ziemskie.
Pogratulować kreatywności.
OdpowiedzUsuń