Strona przeniesiona.

Za 5 sekund zostaniesz przekierowany na nową stronę.

Jeśli nie chcesz czekać, kliknij w ten link.

piątek, 6 czerwca 2014

Pieprz i słódź cz. V

Praca w restauracji zaowocowała wyjazdem za granicę. Zuza nauczyła mnie bardzo wiele.
Zawodu uczyłem się pracując, z Zuzą skupiliśmy się na innej sferze. Nocne igraszki przeniosły się do jej mieszkania i nie ograniczyły się do sypialni. Odkrywała przede mną świat seksu, ucząc  brania i dawania równocześnie i powtarzając mi, bym się nie zakochał.
Nie zakochałem się. Cieszyłem się natomiast z prezentu, jaki zafundowało mi życie, a miało się okazać nie jedynym prezentem, który na mnie czekał.
Po ponad roku stanąłem przed decyzją. Wyjazd do Włoch i praktyka w pizzerii u starego znajomego Zuzy była nie lada gratką i byłbym głupcem, nie korzystając z takiej możliwości. Nie musiałem się domyślać co łączyło Zuzę z właścicielem pizzerii, powiedziała mi.
Byli kochankami w podobnym, jak nasz kładzie. Ona była tym młodziakiem.
Oznajmiłem rodzinie swoje plany, czym nie zmartwiłem ich zbytnio. Byłem drugim z trojga rodzeństwa, starszy brat przetarł drogi swoją samodzielnością, najwięcej uwagi spadło na najmłodszą, dwunastoletnią siostrę w okresie osobistego buntu.
Spakowałem manele, wycałowałem rodzinę i w sobotni poranek pojechałem autobusem do Zuzy. Mieliśmy jechać razem, chciała odwiedzić swojego... mentora.
- Młody - zaczęła, gdy wsiedliśmy do samochodu. - Seksu ze mną już nie będzie.
- Rozumiem - odparłem, choć nie do końca rozumiałem.
Choć z drugiej strony, chciała pewnie odgrzać "stare" kartofelki i przypomnieć sobie dawne czasy.
- Jadę do Dario i zostanę u niego kilka dni i nocy. - Uśmiechnęła się promiennie. - Sam rozumiesz.
- Rozumiem -przyznałem, rozumiałem.
- Z twoją buźką nie będziesz cierpiał samotności - mówiła dalej. - Blond czupryna we Włoszech to... Sam zobaczysz.
Zobaczyłem i rację muszę przyznać.  Dziewczyny zawieszały się na moich włosach i w jasnych oczach, ciągnąc do mojego przydziałowego pokoiku i wąskiego łóżka, jak myszki w paszczę węża. Nie musiałem się nawet zbytnio wysilać. Ba, nie było potrzeby starać się o ich względy.
Po miesiącu "zaprzyjaźniłem" się z częścią żeńskiej załogi. Nie narzekałem, ale nie było w tym też nic, co poruszyłoby we mnie to coś. Czegoś mi brakowało.
We Włoszech mieszkałem prawie półtora roku. Dario traktował mnie, jak syna, może dlatego, że nie miał swojego. Nie pobłażał mi, nie było taryfy ulgowej, wręcz przeciwnie. Musiałem poznać każdy ze szczebli, od sprzątacza pokaźnych rozmiarów pizzerii i kelnerowania na zatłoczonej sali, do wypraw na targowisko o godzinie piątej rano i wybierania warzyw i dodatków. Dostawy odbierałem ja, ludzi przyjmował on, lecz zawsze musiałem być przy tym obecny. Wypłatę przelewał na moje konto, zostawiając mi na fanaberie napiwki kelnerskie, których było niewiele, gdy pracowałem na barze, bądź na kuchni.
- Dlaczego nie mogę dysponować zarobioną kasą? - zapytałem go kiedyś. - Czy dostanę te pieniądze w ogóle?
- Zuza tak kazała - oznajmił zdawkowo. - Ma wobec ciebie plany i nie chce byś przepił i przehulał wszystko. Cierpliwości młody.
Nie oponowałem, zaufałem i czekałem.
- Wracasz do kraju Igorze - oznajmiła któregoś dnia.
Nie posiadałem telefonu komórkowego, nie był mi potrzebny. Rodzina nauczyła się dzwonić na numer stacjonarny w części biurowej zaplecza i wywoływano mnie wtedy przez głośniki restauracyjne. Z początku krępowało mnie to ale dowiedziałem się, że to pomysł Dario, by pracownicy odessali się od telefonów na czas pracy. Każdy zdawał telefon po przyjściu do pracy i odbierał go po skończeniu dniówki. Praktyczne w sumie.
Nie poznałem planów Zuzy względem mojej osoby podczas rozmowy telefonicznej, dowiedziałem się wszystkiego dopiero po powrocie do kraju. Nie wiem co nią kierowało i dlaczego wybrała właśnie mnie. Może to mój anioł stróż był po prostu tak przedsiębiorczy i pomysłowy.
- Jest knajpa do przejęcia, pizzeria - oznajmiła, gdy już mnie wyściskała. - Dario mówił, że jesteś gotowy do jej poprowadzenia. Co ty na to?
W pierwszym momencie zatkało mnie.
- Dlaczego ja? - wydusiłem w końcu.
- Poznałam cię ja i poznał Dario - odparła z uśmiechem. - Spodobałeś się nam obojgu. Na ten lokal czekałam od dawna i wiem, jaki ma potencjał. Potrzebuję kogoś zaufanego i wybrałam ciebie.
- Czyli wyjazd był douczeniem mnie w kwestii prowadzenia lokalu? - Upewniałem się, choć znałem już odpowiedź.
- Dokładnie - przytaknęła. - Będziemy wspólnikami i wiem, że masz co zainwestować. Oczywiście, jeśli zechcesz. - Zaznaczyła z naciskiem. - Do niczego cię nie namawiam. Wiedzę masz, pieniędzmi możesz zadysponować jak chcesz. To jest moja propozycja.
- Kim w tym wszystkim będę? - Czułem radosne podniecenie zbliżającymi się zmianami.
- Wspólnikiem oczywiście - wyjaśniła. - Nie chcę się zakopać w knajpie na amen, więc potrzebuję zmiennika do prowadzenia interesu. Co ty na to?
- Czy mogę zobaczyć najpierw lokal? - spytałem nieśmiało.
- Jasne młody. - Uśmiechnęła się.
W jej oczach czaiła się czułość. Ta sama, którą widziałem dotąd tylko w oczach mamy.
Lokal, a właściwie budynek robił wrażenie. Las pod miastem, jeziorko, a przy nim i drewno połączone ze szkłem. Parterowy, rozłożysty z dużą salą konsumpcyjną. Wyjście z tej na ogromny taras, oraz kilka schodów prowadzących na trawnik przed i niewielką plażę. Wokoło zieleń, świergot ptactwa i spokój.
- Spokojnie tu - to pierwsze, co powiedziałem od momentu, gdy przyjechaliśmy. - I pięknie.
- Wiem - przyznała z uśmiechem.
- Zuza, jak mogę stać się twoim wspólnikiem z tą ilością wkładu? - Nie do końca rozumiałem swoją w  całym przedsięwzięciu, rolę. - Przecież to jest warte o wiele więcej!
- Igorze. - Ujęła moje dłonie, zmuszając tym samym do zatrzymania się i skupieniu na niej. - Będziesz miał część udziałów i wszystko spiszemy w umowie. Prowadzenie takiego biznesu wymaga zaufania, a to mam w kraju wyłącznie do ciebie. Masz wiedzę nabytą z najlepszego źródła, znam cię i wiem, że nie zepsuły cię inne biznesy. Pracujmy, zarabiajmy i jeśli będziesz chciał, wykupisz ode mnie resztę swojej połowy, a resztę czas pokaże.
Wiedziałem, że drugiej takiej szansy mogę nie mieć. Miałem dwadzieścia dwa lata i perspektywy, których sam sobie zazdrościłem
- Muszę poszukać mieszkania. - Już zacząłem planować. - I kupić jakiś pojazd, by się tutaj dostać.
Rozglądałem się wokół, coraz bardziej oszołomiony i podniecony.
- Nie musisz. - Mówiąc to, śmiała się. - Załatwiłam mieszkanie z urzędu i tylko sprawy meldunkowe trzeba będzie załatwić, a później przepisze się je na ciebie.
Stałem z rozdziawioną paszczą, nie wiedząc co powiedzieć, a ponieważ żadne mądre słowa podziękowania nie napływały mi do głowy, przygarnąłem po prostu Zuzę do siebie i przytuliłem czując, że jeszcze chwila i się rozpłaczę. Nic nie mówiła. Trwała tak i czekała, aż mi przejdzie. Wiedziała, co się ze mną dzieje, zdążyła mnie poznać w przeciągu roku naszego romansu.
- Tylko młody. - Dobiegł mnie jej zduszony uściskiem głos. - Żadnego seksu już nie będzie. Nie mieszam interesów z przyjemnościami.
- Ok - wydusiłem tylko.
Mieszkanie było kolejnym zaskoczeniem. Dwa pokoje, kuchnia i balkon. Puste, ale może to i dobrze, urządzę się po swojemu.
Rozkręcaliśmy knajpę i zajmowało to większość dnia i połowę nocy. Zatrudnianie pracowników, opracowanie receptur, konfigurowanie systemu sprzedażowego, a w końcu szkolenie ludzi i zamawianie towaru. Wszystko to było zajmujące, wyczerpujące, ale również ekscytujące. Wykorzystywałem wiedzę przekazaną mi przez Dario, Zuza natomiast zajęła się przede wszystkim sprawdzaniem mojej pracy i nagłośnieniem hucznego otwarcia poprzez media lokalne, kampanie internetowe i na tradycyjnym papierze, czyli ulotki.
Dowiedziałem się, ile wysiłku potrzeba, by skonstruować porządną kartę menu. Profesjonalna sesja zdjęciowa tego, co mieliśmy oferować trwała kilka dni, jej efekty przedstawiono nam miesiąc później, po obróbkach graficznych, składaniu i próbnych wydrukach.
Cały proces trwał ponad dwa miesiące i dziesięć dni przed zaplanowanym otwarciem Zuza oznajmiła:
- Niedługo się zacznie kocioł i nim minie, będziemy zmęczeni. Pora więc trochę odpocząć przed otwarciem, bo następna taka okazja szybko się nie przydarzy.
- Mamy wolne?! - Zdziwiło mnie to, ale z nas dwojga to ona znała gastronomiczne realia lepiej. - Ile?
- Pięć dni - odparła. - Później zaczynamy zamawianie towarów szybko psujących się i start.
Była podekscytowana, ja również. Byliśmy też zmęczeni i musiałem jej przyznać, że odpoczynek na naładowanie baterii, był świetnym pomysłem.
Pierwszy z pięciu dni przespałem, przerwy robiąc wyłącznie na posiłki. W lokalu tyle gotowałem, że samemu sobie nie chciało mi się już nic specjalnego przyrządzać. Makaron gotowałem, mieszałem z przyprawami i polewałem oliwą. Może gdybym miał piekarnik, chciałoby mi się więcej kombinować ze składnikami. A tam. Odpoczywałem.
Trzeciego dnia nosiło mnie już i stwierdziłem, że posiadanie materaca na podłodze, piecyka, lodówki i prowizorycznego stołu w postaci deski do prania nie starcza mi już. Pojechałem na zakupy.
Czwartego, czyli przedostatniego dnia nie wytrzymałem i stwierdziłem, że muszę jechać do pracy. Bezsensem było siedzenie w mieszkaniu. Wolałem działać.
Wychodząc z mieszkania zauważyłem, że drzwi naprzeciw są uchylone. W pierwszej chwili nie zdziwiło mnie to, gdyż od kilku tygodni trwały w nim intensywne prace. Widocznie ktoś miał się wprowadzić. Od tygodnia jednak trwała w nim cisza.
Podszedłem bliżej i nasłuchiwałem, gdyż wydawało mi się, że usłyszałem płacz. Po chwili byłem już pewny. Ktoś płakał, a właściwie lepszym określeniem było powiedzieć, że zanosił się. Raczej kobieta.
Zaniepokojony wszedłem bez pukania i kierując się odgłosami, szedłem w głąb mieszkania. Przestronne, jasne i bardzo kobiece.
Zajrzałem w ostatnie drzwi i zdębiałem.
Na posadzce, skulona z papierem toaletowym przy nosie, którego wstęga ciągnęła się do rolki w uchwycie na ścianie, siedziała drobna dziewczyna i płakała w niebogłosy.
- Wszystko w porządku? - Musiałem jakoś zwrócić jej uwagę. - Jestem sąsiadem z naprzeciwka i wychodziłem właśnie do pracy, ale usłyszałem czyjś płacz i... - Wszedłem powoli, by nie uznała mnie za intruza. - Igor jestem. - Wyciągnąłem dłoń, obserwując jej reakcje.
- Kaśka. - Wydmuchała nos wstając z posadzki.
Poza spuchniętym nosem i zaczerwienionymi oczami prezentowała się uroczo. Drobna istotka w... O bosz... Znowu te legginsy. I jak tu facet m normalnie funkcjonować, jako mężczyzna?
- Dlaczego płaczesz? Mogę w czymś pomóc? - Skupiłem się na jej nosie, by nie spoglądać w dół.
- Nie – zaprzeczyła. - Chociaż możesz! Będę się wprowadzać w tym tygodniu i przyda się wtedy pomoc.
- Duże mieszkanie, jak na jedna osobę. - Chciałem wiedzieć, czy mieszka z kimś.
- Na cztery osoby – wyjaśniła. - Ja i trzech chłopaków. Braci. - dodała.
- Aaa – Ulżyło mi. - Pomogę z przyjemnością.
Męski instynkt wygrał. Oczy same zaczęły wędrówkę po jej ciele. To pewnie przez to, że tak dawno nie miałem kobiety. Ba! W natłoku obowiązków zapomniałem nawet o waleniu konia!
- Dziękuję. - Dygnęłam.
- Może wpadniesz dziś na kolację? - Nieśmiało zaproponowałem. - Tak po sąsiedzku, zrobię pizzę.
- Umówmy się tak, że wpadnę na kolację, ale po przeprowadzce. - Już czułem nerwowe podniecenie. - I warunek!
- Tak? - Co jej chodzi po głowie?
- Ty zapraszasz, ja gotuję. - Odrzuciła włosy na plecy zamaszystym ruchem, jak gwiazda filmowa. - Ok?
- Ok!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam na www.mikakamaka.pl (kontynuacja tego bloga)
Tutaj dodawanie komentarzy jest wyłączone.
Tam nie :D

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.