Strona przeniesiona.

Za 5 sekund zostaniesz przekierowany na nową stronę.

Jeśli nie chcesz czekać, kliknij w ten link.

wtorek, 27 maja 2014

"Takaja żyzń" cz. XXXIV

No i koniec!
Myślę, że to jedyne, rozsądne zakończenie, ale wiem, że nie wszystkim dogodzę :D.
Miłego czytania.
Obudził go zapach jedzenia.
Widziałam po minie, że noc była kolejnym prztyczkiem w nos, dla uporządkowanego życia Adama.
Sądził pewnie, że bracia będą mniej absorbowali moją uwagę i tę skoncentruję na nim.
Niestety, nie miało tak być i cieszyłam się mimo wszystko, że przyjechaliśmy tutaj w komplecie. On miał okazję zobaczyć zwyczajność codziennych obowiązków, ja natomiast po raz pierwszy znalazłam się poza granicami kraju.


Kolejne dni przyniosły multum atrakcji. Największą był dostęp do wody, w połączeniu ze słoneczną pogodą. Moczyliśmy się w niej po kilka godzin dziennie, wyławialiśmy maleńkie kraby chowające się w muszelkach i wędrujące z nimi na odwłokach, po dnie.
Nieodłącznym elementem każdego dnia były oczywiście lody i stały się najlepszym argumentem przetargowym, by młodziaków do czegoś przekonać.

W Splicie trafiliśmy na dni miasta, czy raczej festiwal letni.
Najazd piratów na miasto nocą, był jednym z elementów przedstawienia zorganizowanego przez miasto. Stylizowany, stary statek wpłynął do portu, a całość opatrzona została efektownymi wystrzałami z armat i groźnymi okrzykami aktorów. Adam chciał dobrze, więc wziął na barana Kacpra, by ten mógł zobaczyć wszystko jak najdokładniej. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę wrażenia, jakie ten spektakl zrobi na maluchu. Gdy gromko pokrzykujący piraci zeskakiwali z burty na brzeg, dzierżąc w rękach pochodnie, Kacper wystraszył się tak bardzo, że zesikał się ze strachu. Ucierpiała koszula Adama i oczywiście nosy wszystkich, gdy jechaliśmy z powrotem do domu.

Nie rozmawialiśmy w drodze powrotnej, w nocy Adam położył się w łóżku, które miało być posłaniem Kacperka.
Po trzech z rzędu nocach, gdy niepyszny musiał wędrować po ciemku przenosząc się, wolał zaakceptować oddzielne spanie. Cóż, takie życie.

Pogarszało się to coś, co tak iskrzyło między nami w domu Adama. Codzienność podlewała ten żar łzami dzieciaków, ich krzykiem i zwykłymi obowiązkami.
Ja natomiast zdumiałam się odkryciem, że tak właściwie nie czuję żalu.

- Widzę, że cię to męczy Adasiu – zagadnęłam go, gdy jak co noc zażywaliśmy kąpieli w prywatnym jeziorku, poprzedzonej seksem. - Mów szczerze.

Przyglądał mi się dłuższą chwilę milcząc.

- Co mam powiedzieć Kasiu? - pytał, lecz w głosie już kapitulował.
- Nie do tego jesteś przyzwyczajony, prawda? - Musiałam go jakoś zachęcić, ośmielić. - Dla mnie takie życie jest codziennością od wielu lat. Ty zostałeś wrzucony w trójkę dzieci, ich śpiki i siuśki – parsknęłam, przypominając sobie przyklejającą się do pleców, mokrą od moczu koszulę i minę Adama, gdy zorientował się , że to znowu siki Kacperka. - Zostały nam trzy dni pobytu, więc może powiedzmy to wreszcie głośno.
- Ty powiedz pierwsza. - Patrzył w swoje splecione dłonie.

Stchórzył.

- Myślę, że nic z tego nie będzie i ty myślisz podobnie. - Nie odrywałam od niego wzroku, by widzieć każdą reakcję. - Nie wpasowujemy się w twoje życie i tutaj doszedłeś do tego wniosku. Ja też tak uważam.
- Niestety. - Potarł nerwowo czoło. - I co teraz?

Co mu miałam powiedzieć?
Tak naprawdę, to wymyśliłam już wszystko w ciągu ostatnich nocy, gdy myślał, że śpię i tylko potrzebowałam jego pomocy.

- Powinnam się wyprowadzić, ale jeśli pozwolisz, będę nadal u ciebie pracowała.
- Wyprowadzić? Dokąd? - Drgnął i patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
- I tu prośba do ciebie. - Starałam się wyglądać poważnie, lecz było to o tyle trudne, że wciąż byliśmy nadzy. - Mam dwa wyjścia. Wynająć mieszkanie i czekać nerwowo na przydział lokum z miasta, lub poprosić cię byś poprosił kogoś, by ten wniosek przyspieszono. Mam odłożonych trochę pieniędzy, więc jeśli zajdzie potrzeba...

Nie chciałam, by myślał, że chcę bazować na jego pieniądzach. Honoru nie zamierzałam stracić.

- Zrobię, co w mojej mocy. - Wpatrywał się we mnie intensywnie. - Powiedz, Kasiu, czy czułaś coś do mnie w ogóle?

To ostatnie wypowiedział błagalnym wręcz głosem.
Nie mogłam zaprzeczyć, nie chciałam. Skłamałabym wtedy.

- Tak Adamie. - Przysunęłam się do niego, przytuliłam i szepnęłam. - Zawsze będziesz moim pierwszym mężczyzną. No i uratowałeś mnie, wyciągnąłeś z szamba, w którym żyłam z braćmi. Zawsze będę ci za to wdzięczna.
- Sama się z szamba wyciągnęłaś. - Pogładził mnie po włosach i niżej, po plecach.
- Bez twojej pomocy nie dałabym rady. - Bawiłam się włoskami na jego piersi. - Nie musiałeś robić dla mnie tylu rzeczy, a zrobiłeś.
- Napaliłem się na ciebie, mała. - W głosie słyszałam uśmiech. - Zaczarowałaś mnie.
- Widzę, że czar nadal działa – mruknęłam, gładząc rosnące podniecenie.

Opadło skrępowanie niedopowiedzeń. Została normalność w pięknym zakątku świata.
Czułam, że zajęłam właśnie pozycję, na której dotąd była Oliwia. Dla Adama cała ta sytuacja stała się najwidoczniej łatwiejsza do zaakceptowania. Widziałam to w jego zachowaniu.
Teraz korzystał z wyjazdu. Wiedział na czym stoi.

Tak naprawdę czułam żal, gorycz w gardle, lecz odganiałam to uczucie skutecznie.
Nie miałam podstaw do okłamywania siebie.

Spotkałam na swojej drodze mężczyznę. Ten mężczyzna pomógł mi w stanięciu na nogi.
Pobrał drobną opłatę w postaci mojego ciała.
Wymiana, znana od tysięcy lat...

Powrót do domu w kraju, był o wiele spokojniejszy, niż jazda w przeciwnym kierunku.
Adam wyposażył zagłówki przednich siedzeń w monitorki, dzięki czemu dziatwa miała radochę, oglądając ulubione kanały telewizyjne.

Mira rzuciła się na nas, jakbyśmy wracali z rocznej wyprawy. Wyściskała nas, wycałowała i popłakała się przy okazji.

Rozpakowaliśmy się częściowo, Mira w tym czasie dopilnowała oblucji dzieciaków, wysłuchując cierpliwie trzech przekrzykujących się nawzajem i uzupełniających fakty, sprawozdań z podróży.

Wąchałam zapachy domu, do którego zdążyłam się przyzwyczaić. Siedziałam na krześle w kuchni, popijając ulubioną herbatę z ogromnego kubka.

- Jak ci minął czas bez nas? - Zagadnęłam Mirę, gdy ta usiadła naprzeciw mnie z podobnym trunkiem.

Dom usypiał, Adam zaszył się w zaciszu swojego pokoju. Wreszcie mógł się skutecznie odizolować.

- Tęskniło mi się za waszą czwórką. - Uśmiechnęła się z miłością.

Dotarło do mnie, że nie w Adamie się zakochałam, ale w tej kobiecie.
Kochałam ją za cierpliwość i mądrość, ale przede wszystkim za to, że starała się zastąpić mi matkę, a braciom babcię.
Miałam z nią o wiele lepszy kontakt, niż z Adamem. Niż z kimkolwiek dotąd.

- Za jakiś czas wyprowadzimy się Miro – zakomunikowałam szybko, by nie stchórzyć.

Nie było sensu w odwlekaniu tego momentu.
Uśmiech zgasł, a wraz z nim radość w jej oczach. Ramiona opadły.

- Co się stało dziecko? - spytała cicho.
- Nic się nie stało Mirusiu. - Wychyliłam się i sięgnęłam po jej spracowane dłonie, zamykając je w swoich. - Rozmawialiśmy tam z Adamem i doszliśmy do wniosku, że tak naprawdę nic nas nie łączy, a na tym co zbliżyło, nic się nie wybuduje. Kto, jak kto, ale architekt wie takie rzeczy.

Starałam się obrócić w żart sytuację, ale z marnym skutkiem.

- Nie będę was już widywać? - Była o krok od rozpłakania się, głos jej drżał. - Kacperka...
- Oczywiście, że będziesz! - Nie pozwoliłam, by łzy wydostały się z jej oczu. Zastąpiła je nadzieja. - Będę nadal tutaj pracować i chciałabym iść na studia zaoczne, ale będę potrzebowała twojej pomocy przy opiece nad maluchem. Rozmawiałam o tym z Adamem i zgodził się.
- Z radością kochana! Z radością. - Prawie krzyknęła.
- I na noc będzie zostawał. - Gdy to usłyszała, dwie radosne iskierki rozpaliły przygasłe na chwilę spojrzenie.
- Dziękuję ci, Kasiu...

***

Miesiąc później stałam przed ogromnymi drzwiami wejściowymi do kamienicy w centrum miasta.
W ręku dzierżyłam własne klucze karteczkę z numerem otwierającym drzwi. Wstukałam go szybko i pchnęłam wysokie skrzydło, gdy zamek zabrzęczał odblokowując się.

Adam zrobił mi niespodziankę, przekazując klucze rano i informując, że podwiezie mnie do mieszkania przed pracą. Wysiadłam z auta, odprowadzona jego wzrokiem. Mieszanka radości, dumy i smutku, to widziałam w jego oczach.

Na pierwsze piętro powiodły mnie szerokie schody. Już sama klatka schodowa robiła wrażenie.
Wbiegłam po schodach, przeklinając się za klapki, które ubrałam, zamiast wygodniejszego obuwia.

Lokal numer cztery, to mój.

Białe drzwi wpuściły mnie do białego przedpokoju. Prawe drzwi wewnątrz, do przestronnej kuchni, z której wychodziło się na balkon. Kolejne drzwi, to komórka. Nie miałam cierpliwości, by przyglądać się meblom, oglądać okrągły stół, czy podziwiać obraz na ścianie.
Pobiegłam do kolejnych pomieszczeń.

Pokoik starszaków, kolejny musiał być przygotowany dla Kacperka i moja sypialnia. Bardzo kobieca i pastelowa. Z niej mogłam wyjść na taras. Ze łzami w oczach podreptałam do kolejnych drzwi i zachwyciłam się łazienką. Wanna naprzeciw okna, prysznic w rogu i reszta sanitariatów, oraz dodatki dobrane przez znawcę wystroju wnętrz rozkleiły mnie doszczętnie.

Adam musiał projektować to mieszkanie sam i ewidentnie myślał wtedy o mnie. Usiadłam pod ścianą i płakałam. Śpiki samoistnie wyłaziły mi z nosa, lecz wystarczyło sięgnąć ręką i wysmarkać się w papier toaletowy. Nie chciało mi się nawet urywać go z rolki.

Siedziałam oparta o chłodne płytki i ryczałam coraz głośniej, zanosząc się i płacząc nad szczęściem, które zesłał mi los.

- Wszystko w porządku?

Zza futryny wystawała blond głowa, męska głowa.

- Jestem sąsiadem z naprzeciwka i wychodziłem właśnie do pracy, ale usłyszałem czyjś płacz i... - Wszedł ostrożnie do łazienki, przyglądając mi się nieufnie. - Krzysiek jestem. - Wyciągnął dłoń.
- Kaśka. - Wydmuchałam głośno nos wstając z podłogi i zdając sobie sprawę, jak komicznie muszę wyglądać z papierem ciągnącym się od rozwiniętej rolki, do nosa.
- Dlaczego płaczesz? - Zainteresował się. - Mogę w czymś pomóc?
- Nie – zaprzeczyłam. - Chociaż możesz! Będę się wprowadzać w tym tygodniu i przyda się wtedy pomoc.
- Duże mieszkanie, jak na jedna osobę. - Sondował.
- Na cztery osoby – wyjaśniłam. - Ja i trzech chłopaków. Braci. - dodałam.
- Aaa – Widoczna ulga na twarzy. - Pomogę z przyjemnością.
- Dziękuję. - Dygnęłam, speszona jego bystrym wzrokiem.

Podobał mi się, ale zganiłam się w duchu. Ledwo wyszłam z łóżka jednego faceta, a już rozglądam się za innym?!

- Może wpadniesz dziś na kolację? - Był nieśmiały, a mnie się to spodobało. - Tak po sąsiedzku. Zamówię pizzę.
- Umówmy się tak, że wpadnę na kolację, ale po przeprowadzce. - Obserwowałam rumieniec, który wystąpił mu na policzki. - I warunek!
- Tak? - Przestąpił z nogi na nogę.
- Ty zapraszasz, ja gotuję. - Odrzuciłam włosy na plecy i zrobiłam to z pełną premedytacją. - Ok?
- Ok! - Przytaknął gorliwie.

Faceci...


EPILOG

Wszystko ułożyło się tak, jak nie śmiałabym wymarzyć sobie tego jeszcze kilka miesięcy temu.

Mieszkało nam się w nowym mieszkaniu wspaniale. Pracą mogłam opłacić życie, a jeszcze zawsze coś udało mi się odłożyć. Alimenty zostawały na koncie nietknięte.

Matka próbowała jeszcze dobrać się do nas i naszych pieniędzy, lecz Adam polecił swojemu prawnikowi, by zajął się sprawą, co ten wykonał skutecznie. Nie wiem co zrobił, lecz poinformował mnie, że nie muszę się już martwić tym, że kiedyś zostaniemy obarczeni długami rodziców.
Rodzice nie interesowali się już nami, bo też nie było powodu. Nie ma co doić, nie ma tematu.

Bracia w szkole, Kacper w przedszkolu. Odbierałyśmy go z Mirą na zmianę i sypiał u niej częściej, niż tylko w weekendy. Dawało jej to mnóstwo szczęścia, mi trochę luźnego czasu, który spędzałam z Krzyśkiem.

Krzysiek podobał mi się coraz bardziej, lecz nie zahaczyliśmy jeszcze nawet o pocałunek, o sprawach łóżkowych nie mówiąc nawet. Nie chciałam niczego przyspieszać, a wręcz przeciwnie.

Pierwszy związek z mężczyzną, zaczęłam od dupy strony i nic z tego nie wyszło.
Czegoś się nauczyłam i chciałam teraz po kolei.
Na wszystko przyjdzie pora.

Jak zwykle w poniedziałek, Mira jechała na zakupy, ja ogarniałam dom po niedzieli. Włączyłam muzykę, by umiliła mi ona monotonne zajęcia.

- Mówiłam ci, że do mnie wróci! - To były przeciągłe słowa, padające z ust Oliwii. - I co? Wyszło na moje!
- No wyszło Oliwciu, wyszło – przytaknęłam z uśmiechem. - Miałaś rację.
- I co? Nie żal ci cnoty? - Parsknęła , siadając przy stole ze szklanką wody w ręku. - Mogłaś zachować wianek dla przyszłego męża.

Choć starała się powiedzieć to sarkastycznie, bił z niej spokój. To nie było napawanie się zwycięstwem. Cieszyła się, że odzyskała Adama.

Odłożyłam myjkę, którą szorowałam płytę kuchenną i usiadłam obok niej.

- Jak to mówią. - Nie potrafiłam się nie uśmiechać. - Dupa nie mydło i się nie wymydli.
- Nieźle wyszłaś na tym mydleniu – parsknęła. - Nie doceniałam cię mała.
- Trzeba sobie radzić jakoś w tym bagnie – odparłam z całą powagą, jaką udało mi się przywołać. - Takaja żyzń...



KONIEC (?)


22 komentarze:

  1. słabo. juz ta oliwie moglas sobie odupuscic

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, szczerze to nie wiem co myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super zakonczylas:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Według mnie dobrze się skończyło.. Nie zawsze jest happy end, trzeba zejść na ziemię i iść dalej, zamknąć pewien rozdział żeby móc otworzyć nowy. I chociaż mi smutno trochę to przecież jest dobrze - ona ma kogoś kto do niej pasuje, on też..

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi coś tutaj nie pasuje. Chyba trochę na siłę pisane. To opowiadanie straciło swój urok..

    OdpowiedzUsuń
  6. Smutne,ale prawdziwe.Szkoda,że Adam nie zawalczył,ale spodziewałam się czegoś w tym stylu.Hasta la vista,baby!

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda. Ale z drugiej strony staje się to bliższe życiu.
    Aprecjator

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwołuje, że żałuję. To jest dobre, paradoksalnie, szczęśliwe zakończenie. Dwoje dorosłych ludzi rozstało się w pokoju i zgodzie. Żadne z nich nie żałuje związku, obydwoje doszło do wniosku, że formuła związku się wyczerpała.. Pomimo pozorów nie była to transakcja łóżko za miskę jedzenia - zbyt dużo włożyli uczucia w ten związek - więc żadne z nich nie musi czuć obrzydzenia do siebie. Adam wrócił do wygodnego, spokojnego ułożonego życia a Kasia zdobyła doświadczenie (jak każdy z nas), dzięki któremu, być może uda jej się stworzyć nowy trwały, bardziej normalny, związek. Czy to jest nieszczęśliwe zakończenie?
      Aprecjator

      Usuń
    2. Od wczoraj to zakończenie nie daje mi spokoju…i nie chodzi mi o to, ze finalnie nie są razem, tylko o postawę Adama, która jest nakreślona dość niekonsekwentnie, bo z jednej strony zauważa,że jego poprzednie relacje z kobietami były egoistyczne,zmienia swoje nastawienie a następnie wcale się nie angażuje i od razu odpuszcza i porzuca to , co juz sobie zdążył pozmieniać w głowie. Nigdy nie zrozumiem facetów..
      Pozdrawiam ,
      Martyna

      Usuń
    3. A ja znam podobnego "Adasia",chodziło mu o to,że cudzych dzieci wychowywał nie będzie,a własne,no cóż,jak się "przytrafią",to tak,ale nie ma ambicji,by spłodzić syna(drzewa i domy,to już ma).Potrzebna mu jest ładna i ciepła kobitka,niekoniecznie gejsza,taka,co to ma własne życie i nie siedzi mu na głowie,ale na tyle dostępna,by mieć ją na każde zawołanie.I okolice wiekowe naszego bohatera właśnie.

      Usuń
  8. Też uważam, że to mimo wszystko jest happy end, umiarkowany, normalny i życiowy, nikt z tej historii nie wyszedł potrzaskany, ale że lukru na koniec nie było? Cóż, "takaja żyzń" :) I tylko z ciekawości pytam... Co znaczy ten "?" przy magicznym słowie "koniec"?

    OdpowiedzUsuń
  9. Bogu dzięki za koniec. Tak wymęczonego opowiadania już dawno nie widziałam. I chwała! Koniec, trochę bez szału. No ale cóż. Ważne że koniec :)) :)) :)) :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bosz, jakbym wiedziała, to bym już dawno ich zabiła :D :D :D

      Usuń
  10. Było super, a zrobiło się... słabo. Nie podoba mi się, od kiedy wyjechali. Zdecydowanie za długie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Odpowiedzi
    1. Vampires suck,literally ;-)

      Usuń
    2. A właśnie,teraz Pijawa!

      Usuń
  12. Cudownie zaczęłaś, z werwą, dodając po kilka części dziennie. Potem, z biegiem czasu coraz mniej, żeby nagle jak grom z jasnego nieba skończyć.
    Tylko czy to jest dobre słowo "skończyć"?
    Moim zdaniem bardzo, ale to bardzo męczyłaś się nad tym opowiadaniem i to widać. Szkoda, na prawdę szkoda, bo polubiłam je i nie mogłam się doczekać, jak to zakończysz. Nieważne było dla mnie czy to będzie pełen lukru happy end czy też opiszesz śmierć któregoś z głównych bohaterów. Tego zakończenia nie da się nijak zakwalifikować. Może pomyślisz kiedyś nad tym, skasujesz ten znak zapytania na końcu i poprawisz to opowiadanie, tak zaczynając od środka... To moja subiektywna opinia, w żadnym wypadku nie chciałam Cię obrazić i mam nadzieję, ze tego nie zrobiłam. Tak czy inaczej, pozdrawiam i życzę miłego wieczoru. ;)

    Anonimus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Anonimusem!
      Było świetne chciało się czytać..dużo się działo..wręcz wykiwałeś co też będzie dalej..
      Widać jednak że zmęczyłaś się tym opowiadaniem niemiłosiernie i zakończenie jest poprostu słabe..a szkoda :(:(:(

      MaBella

      Usuń
  13. Błagam zmień to tło.Koszmarnie oczy się męczą!

    OdpowiedzUsuń
  14. Przejechałaś przez zakończenie jak pociąg ekspresowy. Pisząc, kocha się każde słowo swojego tekstu albo pod koniec jest się znudzonym, zmęczonym, zniechęconym... itd. Tu wyraźnie widać ten drugi wariant. Słomiany ogień zapalił się i zgasł. Jeszcze nie dorosłaś do dużych projektów czy co?

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam na www.mikakamaka.pl (kontynuacja tego bloga)
Tutaj dodawanie komentarzy jest wyłączone.
Tam nie :D

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.