Niechaj zabawa "Takaja i świąteczne jaja" trwa, ja lecę z akcją po swojemu.
Mam małą prośbę do Was.
Ja nie powinnam, ale Wy owszem, sponiewierać i zajechać głównych bohaterów.
Poznęcajcie się nad nimi proszę.
Odwołuję te psy, co by ich nie było. Niech będą, a co tam!
To Wasze opo i róbta co chceta, byle ich zużyć!
Obiecuję, że nie będzie to miało wpływu na mój wątek.
Dowalcie do pieca!
Mam nadzieję, że ta część Was nie zawiedzie ;-)
- Myślę, że czas
wypuścić jeża – oznajmiłam uroczyście przy obiedzie. - Pan
jeż, jako spory osobnik powinien zamieszkać w lesie, czyli tam
gdzie jego miejsce.
- No i nareszcie! -
wykrzyknął na ogół spokojny Arek. - Przez tego pierdołę nie da
się spać!
- To co? -
zapytałam wesoło. - Dzisiaj zaniesiemy go gdzieś w las?
- Zawieziemy –
poprawił mnie Adam. - Jeszcze tutaj wróci, jeśli będzie miał za
blisko i zatupie nas na śmierć!
Adam zabawnie
uniósł ręce nad głowę, rozcapierzając palce i robiąc groźną
minę.
Widziałam po minach chłopaków, że ten nowy Adam im się podoba. Nie mieli dotąd kontaktu z normalnym, dorosłym mężczyzną i ten tutaj najwyraźniej intrygował ich.
Tak naprawdę niewiele potrzeba, by ich sobą zainteresować.
Nie chlać.
Nie kląć co drugie słowo.
Zauważać ich.
- Wspaniale! -
Ucieszyłam się. - Kiedy możesz? - Zwróciłam się do Adama.
- Zawsze Katarzyno.
- Uśmiechnął się drapieżnie. - Zawsze...
Zamierzony efekt
osiągnął, gdyż zaczerwieniłam się aż po cebulki włosów. Sam
Adam wydawał się być zadowolony, Tomek udawał, że nie rozumie.
- Więc jedźmy po
obiedzie. - Wstałam, by pozbierać brudne talerze po zupie i podać
drugie danie. - Przynajmniej się wyśpicie dzisiaj.
- Ja się wyspałem
– stwierdził dumnie Kacperek.- Bo ciebie toby nawet bomba nie obudziła siurku – odparł z wyższością Tomek.
- Sam jesteś siurek, siurku – odszczeknął Kacper.
Nie słuchałam ich
dłużej, zamyśliłam się. Adam zaskoczył mnie reakcją na
przypomnienie mu jego własnych słów o mojej przyszłości w
czyichś ramionach. Czyżby zaczęła go mierzić myśl o mnie w
innym łóżku?
Wysonduję go dziś
delikatnie, podczas wieczorno – nocnych odwiedzin.
Nie dane mi jednak
było znaleźć się w nocy w jego sypialni, gdyż po wypuszczeniu
zwierzaka w lesie, Kacper po powrocie do domu zaczął schizować.
- Ten jeż był
taki mały. - Smutnym głosikiem lamentował Kacperek. - A jak nie
znajdzie sobie domu i będzie na nas czekał tam, gdzie go
zostawiliśmy? I umrze z głodu! Albo z tęsknoty?!
- Kacperku. -
Podałam mu pidżamkę, przyglądając się przy okazji drobnemu
ciałku, które podczas pobytu w tym domu przestało być wątłe i
chudziutkie. - Myślę, że jeż czuje się o wiele lepiej w lesie, niż w
zamkniętym pokoju, na podłodze po której ślizgają mu się
pazurki.- A ja myślę, że on nas polubił i teraz jest samotny! - Upierał się maluch. - Teraz płacze i tęskni za nami i się boi, bo w lesie są wilki. A jak go któryś zje?!
- Pamiętaj, że jeże mają kolce do obrony – mówiłam spokojnie, przykrywając go kołdrą. - Myślisz, że wilk ze swoim delikatnym nosem chciałby go ugryźć i się ukłuć?
- Ale jego mama nie nauczyła się zwijać w kulkę, jak ty mnie uczysz wszystkiego! - Usteczka wygięły mu się w podkówkę.
Rozbroił mnie tym
stwierdzeniem, więc wpakowałam się w ubraniu pod kołdrę obok
niego i przytuliłam bąbla.
- Co mogę zrobić,
byś się o niego przestał martwić Kacperku?
- No nie wiem – powiedział smutno. - Może pojedziesz jutro i sprawdzisz, czy nie czeka na nas tam, gdzie go wypuściliśmy?
- I jak go tam nie będzie, to uspokoisz się? - Zdawałam sobie sprawę, że negocjowaliśmy właśnie warunki jego spokoju ducha. - I nie będziesz się już martwił?
- Obiecuję. - Szczery uśmiech i mała łapka obejmująca moją szyję. - Ale porozglądaj się trochę i zawołaj go poproszę.
- Dobrze Kacpciu – mruknęłam, całując go w czółko.
- I poleż jeszcze ze mną trochę. - Zrobił słodkiego dziubaska, który od zawsze wyłączał we mnie wszelkie protesty. - To nie będę miał złych snów o jeżu.
- Ok, spryciarzu...
Miałam iść do
Adama, ale od zawsze usypianie maluszka działało na mnie samą, jak
lek nasenny. Tak się stało i tym razem.
Obudziłam się
około trzeciej nad ranem i jedyne na co się jeszcze zdobyłam, było
poczłapanie do łazienki, by umyć zęby i zgaszenie mrugającego
telewizora. Okna Adama spały, więc i on sam również.
- Mam prośbę. -
Udało mi się złapać Adama, nim wyszedł z domu. - Chodzi o jeża.
- Nie przyszłaś.
- Słyszałam w głosie żal. - O co chodzi z jeżem?- Nie przyszłam przez Kacpra, bo tak się martwił o jeża – zaczęłam. - Obiecałam mu, że dziś sprawdzę czy jeż nie stoi i nie czeka na nas tam, gdzie go zostawiliśmy.
Patrzył na mnie jak na nieszkodliwą wariatkę.
- Ale oczywiście mogę skłamać, że tam byłam i sprawdzałam – dodałam ze złością. - Nie kłopocz się...
- Nie, w porządku. Pojedziemy. - Przerwał mi szybko z dziwnym błyskiem w oku. - Do zobaczenia po południu.
I wyszedł
uśmiechając się pod nosem.
Co ten pieron
kombinuje?...
***
Wkurzony poranek po
samotnej nocy obiecywał nerwowość w pracy i z takim nastawieniem
właśnie zbierałem się do wyjścia, gdy przy drzwiach dorwała
mnie młoda.Wolałem się nie odzywać, by nie palnąć jej czegoś mało przyjemnego.
Czekałem na nią w nocy do późna, maksymalnie napalony! Wczorajszy seks był miły, ale czułem niedosyt (;-) ).
Młoda dopadła
mnie przy drzwiach, zaskakując prośbą i w pierwszym odruchu
chciałem odmówić, ale...
No właśnie, to
ale.Ale w mojej głowie ułożył się scenariusz realizacji się jednej z najskrytszych fantazji, której dotąd nie miałem szans przeżyć.
Wszystkie moje
dotychczasowe kochanki nastawione były na wygodę, łase na
komplementy i prezenty.
Jeśli seks, to
tylko w wygodnym miejscu i ostatecznością był samochód. Może
dlatego, że wygodny i przestronny.Jeśli wyjazd, to tylko w ekskluzywne miejsca.
Obiady owszem, w drogich restauracjach.
Prezenty? Pewnie, poprosimy! Im kosztowniejsze, tym lepsze...
Młoda miała inne
priorytety, a zgrabny tyłek był w tym wszystkim tylko bonusem.
Podobało mi się jej ascetyczne wręcz podejście do życia. Być,
żyć i czuć. Nie pragnęła zbytków, nie parła na drogie ciuchy,
kosmetyki i gadżety.
Zaproponowałem jej kiedyś kupno telefonu, by
mieć z nią kontakt w sprawach oczywiście służbowych.
- Po co mi telefon
Adasiu. - Spokojne spojrzenie brązowych oczu. - Jeśli zechcesz się
ze mną skontaktować, to zadzwoń do domu. Nie będzie mnie akurat,
zadzwonisz później. Nie potrzebuję komórki tak długo, jak długo
mam wszystkich przy sobie.
Powaliła mnie
prostotą myślenia i zastopowała w zamyśleniu. Faktycznie, po co jej
telefon?
Ma nas wszystkich
pod ręką, w końcu kiedyś nie było takich wynalazków i ludzie
żyli.
Znów
poprzerzucałem masę obowiązków w firmie na innych, zaskakując ich
po raz kolejny.
Nawet usłyszałem czyjś szept o postępach w leczeniu z
pracoholizmu. Czy naprawdę byłem pracoholikiem?
Kiedyś coś
takiego powiedziała o mnie była żona. Fakt, miałem swój świat
składający się w głównej mierze z pracy, reszta była dodatkiem,
ona nim była również.Później zastąpiły ją kobiety, które traktowałem przedmiotowo, a te nie protestowały. Przedmioty, tym się otaczałem karmiąc złudne szczęście, bezpieczne i puste życie. Tworzenie budynków miało mi zapełnić pustkę, dać radość tworzenia, ale zrobiła to młoda i jej zgraja, niszcząc przy okazji kolekcję pięknych przedmiotów. Cóż za paradoks.
- Jestem. -
Stanąłem w drzwiach kuchni, która stała się królestwem młodej.
Mira bardzo chętnie
ustąpiła pierwszeństwa w większości obowiązków, realizując
się jako przyszywana babcia braci młodej. Obu to pasowało. Mira
syciła duszę kontaktem z młodziakami i uzupełniała braki na
półeczce wspomnień po utraconym dziecku.
Kasia chętnie
oddała część matczynych obowiązków, którymi obdarzył ją
pokręcony los.
Ja dostałem matczyne ciepło od jednej i natarczywość kobiecej natury od drugiej. Tą podstępną natarczywością zmuszała mnie do innego spojrzenia na własne życie.
Jak długo to potrwa? Nie wiem. Wiem jedynie, że podobał mi się obecny układ.
- Zjedz obiad i
jedźmy. - Postawiła na stole talerz z parującą zupą.
- Ale nie za dużo,
skoro mamy łazić po lesie. - Zapatrzyłem się na zgrabną dupcię
opiętą legginsami.Dałbym medal temu, kto ubrał w nie kobiety!
Wciągnąłem szybko danie i pogoniłem ją do samochodu.
- Gniewasz się na
mnie o to? - zapytała cicho, oglądając własne dłonie.
- O jeża? - Nie
rozumiałem pytania.- Nie – zaprzeczyła. - Że nie przyszłam w nocy.
- Odpowiem tak – zjechałem w leśną, wyboistą drogę, kątem oka obserwując podskakujące na wybojach piersi. - Byłem cholernie napalony, ale nic w tym dziwnego. Tak mam przy tobie bez przerwy.
- To dobrze. - Uśmiechnęła się szczerze. - Zaraz mi cycki odpadną na tych dziurach.
Parsknąłem. Czyli widziała, że ją obserwuję.
- Zaraz dojedziemy. - Patrzyłem na jej biust już bez skrępowania, odrywając oczy tylko po to, by ominąć większe wyboje. - Potrzymaj je może.
I tak zrobiła,
skrzyżowała ramiona, obejmując dłońmi piersi, dzięki czemu
miałem teraz widok na śliczny przedziałek w wycięciu bluzki.
Czy ona mnie
podpuszcza celowo?
- Jeżu, gdzie
jesteś?! - Kucała w miejscu, w którym wczoraj wypuściliśmy
kolczaste stworzenie. - Jeżu, jeżu! Obiecałam Kacprowi zapytać
cię o zdrowie i o to, czy za nami nie tęsknisz i nie płaczesz!
Cisza i nic
dziwnego, bo niby co mogło się wydarzyć? Przecież nie wyjdzie z
zarośli i nie odpowie, że wszystko w porządku i właśnie znalazł
tłuściutką larwę. No ale ok, młoda musiała wypełnić obietnicę
daną maluchowi i wypełniała ją w nader kuszącej pozycji.
- Rozbierz się
proszę. - Poprosiłem.
- Co? - Zaskoczyłem
ją najwyraźniej.- Poprosiłem, byś się rozebrała. - Starałem się mówić spokojnie, mimo napływu podniecenia. - Zawsze chciałem się kochać na łonie natury.
- I nigdy tego nie robiłeś?! - Przeskoczyła na kolejny, wyższy poziom zaskoczenia.
- Nie dane mi było. - Odpinałem guziki koszuli. - Mam nadzieję, że okoliczności nie przeszkadzają ci?
Nie odpowiedziała.
Wstała i energicznym ruchem zdjęła przez głowę koszulkę, drugim
pozbawiła się legginsów i majtek, butów pozbywając się wraz z
nimi. Trzeci ruch i stanik wylądował na kupce reszty ubrań. Szybka
była.
- Już. - Stała naga, wyprostowana i bezapelacyjnie piękna w świetle zachodzącego słońca. - A ty? Mam ci pomóc?
- Poproszę. - Opuściłem dłonie. - Wolę byś ty to zrobiła.
Podeszła powoli.
Wokół bzykały bzyki i śpiewały ptaki. W oddali słychać było
wściekły stukot leśnego lekarza drzew. W te dźwięki wpasował
się szelest ściółki pod jej stopami i bicie mojego serca.
Patrzyła mi
figlarnie w oczy, odpinając guziki. Wyciągnęła koszulę zza paska
spodni i zsunęła z ramion.
- Lubię twój zapach. - Przejechała nosem po mojej piersi, by po chwili zaznaczyć tą samą drogę ustami i językiem.
Spodnie były mnie
coraz pełniejsze, dłonie zaspokajały pragnienie dotyku.
Rozpinała
sprzączkę paska, nie odrywając oczu od moich źrenic. Sam odciąłem
to połączenie, gdy jej drobne palce wśliznęły się w moje
bokserki i zacisnęły na kutasie.
- Ktoś tu cieszy się na mój widok – mruknęła, zdejmując ze mnie bokserki i kucając, by pomóc mi wyplątać się z odzieży.
Widok kucającej u
moich stóp młodej, z głową tak blisko penisa, wzmógł
podniecenie.
Myślałem o jej
ciepłych ustach, ssących i pochłaniających twarde centymetry.
- Ten zapach też lubię...
Jakby usłyszała
moje myśli! Uklękła, objęła go u nasady i wąchała z
przymkniętymi powiekami.
To przedłużanie
oczekiwania na pieszczotę, było pieszczotą samą w sobie, więc
gdy zamknęła na nim wargi poczułem dygot własnych bioder i
musiałem wstrzymać jej głowę dłońmi, by nie wystrzelić od
razu.- Taki duży chłopczyk, a taki nagrzany – mruknęła, wypuszczając go z ust.
Jeździła językiem
wzdłuż, zamykając wargi na główce, to znów go uwalniając z
ciepłej wilgoci.
Pieściła palcami
jądra, dołączając do nich usta, które wracały do czubka kutasa,
by przyjąć go głęboko i ssąco.- Przerwa – jęknąłem, czując zdradzieckie mrowienie w jądrach. - Wstań!
Teraz ja
uklęknąłem, karmiąc oczy jej nagością. Widok piersi z tej
perspektywy godzien jest uwiecznienia pędzlem malarza. Ja zamknąłem
go właśnie w ulubionym klaserze wspomnień.
- Ja twój zapach
kocham. – Wciągnąłem w nozdrza woń jej kobiecości. - Jest jak
narkotyk. Smak również.
Ten smak utrwalałem
teraz zachłannymi ustami i penetrującym językiem, dociskając jej
biodra do siebie, przyciągając dłońmi.
- Adamie – jęczała,
zaciskając palce na mojej głowie.
Jej biodra drżały,
nogi odmawiały posłuszeństwa.
- Chodź. - Wstałem
i poprowadziłem ją do drzewa.
Odwróciłem
plecami do siebie, zmuszając tym samym do oparcia się dłońmi o
szorstki pień.
Zamglone, lecz
ciekawe spojrzenie, którym śledziła moje poczynania i wypięta
ufnie dupcia.
Stała na lekko rozstawionych nogach czekając na pchnięcie.
- Na co czekasz Adamie? - Przyglądała się sterczącemu fiutowi. - Wsadź mi poproszę.
- Nie tak szybko mała. - Uklęknąłem z twarzą na wysokości tyłeczka i rozsunąłem dłońmi sprężyste pośladki.
Tutaj maszynką do
golenia nie dotarła i dobrze. Tych kilka włosków przy odbycie
kusiło i na tą dziurkę naparłem językiem.
- Adamie! - To był
jej oburzony jęk. - Co robisz?!- Cicho młoda. - Ścisnąłem mocniej pośladki.
I była cicho, a ja
miałem pełen dostęp i do cipki połyskującej jej sokami i do
dziurki w pupie, którą pieściłem zachłannie. Młoda jęczała i
wypinała się coraz bardziej, ja nie chciałem dłużej czekać.
Wstałem, złapałem
ją mocno w pasie i wbiłem się jednym, szybkim ruchem, przy
akompaniamencie jej gardłowego jęku. Nie miałem już siły na
delikatność, ani cierpliwości do stopniowania przyjemności.
Patrzyłem na kutasa gładko wchodzącego między różowe wargi, to
znów połysk skóry penisa, gdy cofałem biodra. Każdy następny
ruch był szybszy i gwałtowniejszy, jęki zlewały się w jeden
głos. Palce zaciskałem tak mocno, że musiało ją to boleć, ale
nie prosiła bym przestał, wychodziła biodrami naprzeciw moim
pchnięciom, by w pewnym momencie krzyknąć, zaciskając pobielałe
palce na korze drzewa, głowa opadła jej na przedramię. Ja gnałem
dalej, nie pozwalając się oczom zamknąć i odciąć tym samym
pięknych widoków do momentu, gdy w jądrach poczułem prawie
bolesny skurcz i wbijając się w nią zastygłem, wystrzeliwując
salwę spermy w jej pulsujące wnętrze.
Opadłem na jej
spocone plecy, obejmując ramionami i wtulając twarz we włosy.
Trwaliśmy tak
dłuższą chwilę do momentu, gdy kutas sam wyśliznął się z jej
wnętrza. Oderwałem się od niej i pomogłem usiąść na trawie, w
przeciwnym razie upadłaby z wysiłku.
Podparła się
ramionami i odchyliła do tyłu, pozwalając resztkom wieczornego
słońca pieścić piersi i wnętrze rozłożonych ud. Spomiędzy
warg wypływały nasze soki, błyszcząc w świetle i dodając do
klasera w głowie cudny obrazek.
- Podobało mi się
to, co robiłeś z moją pupą – mruknęła z głową odchyloną do
tyłu, przez co głos zabrzmiał nisko i bardzo zmysłowo. - Musimy
to powtórzyć Adamie.
- Pani życzenie
jest dla mnie rozkazem. - Podobała mi się jej swoboda i brak
oporów, wstydu. - Chcesz już jechać do domu?- Posiedźmy tu jeszcze trochę. – Te słowa ledwo usłyszałem. - Jest mi teraz tak dobrze.
W koncu cos normalnego! ;D
OdpowiedzUsuńAle fajna część! Życzę wszystkiego najlepszego głównym bohaterom, a z drugiej strony chciałabym, żeby to opowiadanie się nigdy nie skończyło ;)
OdpowiedzUsuńczas cos zepsuc! sielanka nie moze trwac wiecznie
OdpowiedzUsuńA właśnie, że może! Psulibyście tylko, psujki jedne :p... Sielanka na łonie... natury :D... ekstra ;)
OdpowiedzUsuńA ponurej szarej rzeczywistości mam dość na co dzień w realu...
Widzę jakieś przytyki co do komentarzy czytelników, ale mam nadzieję, że mi się nie oberwie, jak powiem, że pisze się "kątem oka", a nie "kontem". Już pominę sporną kwestię o nieistnienie kąta oka. Bardzo dobry rozdział, z resztą jak cała "Takaja".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dobrej nocy. :)
Dziękuję, poprawione :D (faktycznie, debilny błąd, uffff (obciach))
UsuńPo pierwsze, oczywiście podobało mi się. Po drugie mam pewne "ale" do stylistyki. Ktoś wyżej wspominał o kątach, ja wspomnę o ukłuć, a nie "ukuć". To literówka, może się zdarzyć każdemu. Kiedy jednak piszesz: " (...)leczeniu z pracoholizmu. Czy naprawdę nim byłem?", to nie treść jest zagmatwana, bo kim był? Pracoholizmem? Może mogło by być "Czy na prawdę cierpiałem?" czy jakoś tak. No nie wiem, ekspertem nie jestem. Poza tym pisanie o leśnym lekarzu drzew jedzie trochę grafomańską naiwnością. Wystarczył by dzięcioł, bo przecież nie jest to zabieg mający na celu uniknięcie powtórzenia. Nie obraź się, bo piszesz bardzo fajnie. Przewidywalnie, ale fajnie i z chęcią czytam kolejne części. Ale nad stylistyką można pracować. I życze Ci, aby ta praca szła w dobrym kierunku i żebyś pisała dalej, bo są tu ludzie, co widzę po komentarzach, którym na prawdę sprawiasz przyjemność. Jakkolwiek by to dwuznacznie nie zabrzmiało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ewelina
Ewelinko.
UsuńDwa pierwsze błędy poprawiłam dzięki Tobie. Dziękuję.
Lekarz drzew mi pasował, ponieważ dzięcioł jest trywialnym określeniem.
Najpierw napisałam dzięcioła, później go wykasowałam i takoż zastąpiłam.
Co do przewidywalności... no cóż.
Nicóż :D
Całusy!
Ja się z kolei przyczepię do osoby przyczepiającej, ponieważ trochę mnie razi, jak ktoś każe poprawiać stylistykę, a sam sadzi błędy w stylu "na prawdę". Ludzie, "naprawdę" to jest jeden wyraz. Rozumiem, że zdarzy się taki błąd i spacja się nie tu wciśnie, ale napisałaś to słowo dwukrotnie i dwukrotnie z błędem, więc to już zamierzony efekt. :) Podobnie jak końcówki -by w zdaniach piszemy łącznie z osobowymi formami czasowników, czyli nie ma takich kwiatków jak "wystarczył by", tylko "wystarczyłby". Prawda, że brzmi o wiele ładniej?
UsuńŻyczę Ewelinie powodzenia w dalszym wyłapywaniu błędów, aczkolwiek polecam poprawiać nie tylko innych, ale również siebie, bo sama też błędy popełniasz, moja droga.
Dante.
Proszsz się tak namiętnie nie całować tutaj!Dzieci czytają!
OdpowiedzUsuńDupcia???A co my tu mamy,oddział noworodkowy?
OdpowiedzUsuń"Co ten pieron kombinuje?..." Dziołcha, kaś się Ty chowała?
OdpowiedzUsuńMiko! Dopiero nie dawno "odkrylam" Twoje opowiadania. Nie mowiac wiele sa swietne! Najbardziej chyba podobala mi sie "Baraka" ale "Takaja" tez jest baaardzo interesujaca. Bede musiala czesciej zagladac na bloga Twojego. Wstyd sie przyznac, ale dopiero od kilku dni odwiedzam Twojego bloga, a juz przeczytalam prawie wszystkie opowiadania. :-). Mam nadzieje, ze kazesz mo dlugo czekac na nastepna czesc opowiadania. Zycze Ci duzo weny!
OdpowiedzUsuńYumi
Juz w kilku twoich opowiadaniach zauwazylam, ze piszesz "dla czego" a nie "dlaczego". Kochana Miko :-)
OdpowiedzUsuńBędzie dzisiaj kolejna część?
OdpowiedzUsuńUraczysz nas dzisiaj nowa czescia, Mik? :)
OdpowiedzUsuńTakajej siewodnia niet :D
UsuńWesołego jajka i mokrego Dyngusa, Miko! Buziaki!
OdpowiedzUsuńWesołego Alleluja!
OdpowiedzUsuńI wypoczynku od szaleństwa zakupów!
https://www.youtube.com/watch?v=-1-z48cJDbc
A ja świętów kurwów nienawidzę
OdpowiedzUsuńBardziej niż Legia nienawidzi Widzew
Rodzina sie obżera
Ruch na blogach zamiera
Jedyne co wkleja każdy bywalec
Obciachowe życzenia kolorowych jajec.
l_b
Kiedy kolejna cczesc? Jak nie dzis to za taka dluga przerwe jutro najlepiej daj 2 czesci :D
OdpowiedzUsuńHehe, to ja tylko obciachowych kolorowych zajęcy i jajec z nóżkami pożyczę, bo już prawie Wielkanoc :D
OdpowiedzUsuń"A czy dokonał(a/e)ś najazdu Hunów na osiedlowy sklep i zagarnął(a/e)ś cały dostepny asortyment, nie oszczędzając tak pieczywa, jak i papieru toaletoowego?
OdpowiedzUsuńA czy miał(a/e)ś mozliwie wypchany wózek dobrem wszelakim do wyrobu mazurka potrzebnym, ale też i dobrem promocyjnym nie potrzebnym ci do obchodu świąt w ogóle, ale pośpiesznie wziętym celem zaspokojenia konsumpcjonizmu?
A czy w ramach postu w koszyku twoim znalazły się litry alkoholu, który przeciez do obchodów zmartwychwstania niezbędnie konieczny jest?
A czy dostał(a/e)ś ataku histerii, lęku przed głodem i niedostatkiem, bo przecież przez dwa dni supermarkety wszystkie zamknięte będą, więc siedemset kostek masła i dwie tony ziemniaków to jedynie minimalne zabezpieczenie przed śmiercia jak w Etiopii i Somalii.
Czy ci, kurwa, tez odjebało, jak tym wszystkim pierdolnietym, których widzę wokół?
Czy od wtorku już planujesz robić może zapasy na w chuj długi weekend majowy, bo chyba to ostatnia chwila na to będzie."cytat z bloga jednego,jak kto ciekawy niech pyta.
l_b
l_b - ajlowiu, ale Ty to wiesz :D
OdpowiedzUsuńTakajej nie będzie, będzie pijawa, więc niezainteresowanych tematem proszę o grzeczne pójście spać, lub przed tiwi.
Tiwi nie posiadam na stanie, więc nic nie polecę.
Pijawa mnie wciąga powoli, toteż pisać ją będę i dziś (oby) wrażę na bloga.
Całusy zaś.
Hmm, chyba już czas kończyć ten przesłodzony epizod o kopciuszku i królewiczu i zacząć pisać o prawdziwym życiu. W końcu tytuł zobowiązuje, Moja Ulubiona Autoreczko, która schodzisz na jeże. (wyraźnie na jeże, a nie na psy, które się pchają na język, zgodnie z polską bezinteresowną życzliwością do bliźniego.)
OdpowiedzUsuńBez jaj, bo w końcu tradycja nie musi trwać wiecznie.
Fuck,jakbyś się nie odezwał,to byłby wkrótce wielki finał(bo zj... już została).A tak,to pewnie przekornik włączy :-(
OdpowiedzUsuńl_b
Sama sobie odpowiem-przepraszam Mika!-najgorsze,ze nie mozna wyedytować komentarza.
Usuńl_b