Jak wcześniej obiecałam, "Takają" poprzeplatam z innym opowiadaniem i nie będzie ono krótkie.
Wiem, że Was zawiodę brakiem monoopowiadaniości, ale lubię urozmaicenie w życiu :D.
Napiszecie, że nie Wasze klimaty i nie podoba Wam się, ale obiecuję, że w końcu będziecie wyczekiwały kolejnych części "Pijawy", jak teraz "Takaji".
Może tylko zbulwersuję Was odrobinkę, ale od tego w końcu jestem.
Proszę o cierpliwość, której i ja sama się uczę. Kilka pierwszych części będzie wprowadzeniem do tu i teraz. Cierpliwość się opłaci.
Co do "Długu", to w święta, lub tuż po mam zrobić butelkę wina z główną bohaterką, Agatą.
Wraca wreszcie z... Sorry, nie mogę powiedzieć, gdyż zbyt dużo mogłabym zdradzić :-).
Uzupełnię informacje i popłyną kolejne części.
Jeśli chodzi o moje upodobania
kulinarne, to jestem tradycjonalistą. Lubię pić ludzi, młodych,
sprawnych i zdrowych. Mam jednak małe zboczenie i są nim dziewice.
Jednostki ludzkie z bez domieszek obcych płynów organicznych.
Pamiętam jedno z wydarzeń w moim
życiu, gdy dane było mi to upodobanie odkryć...
W siedemnastym
wieku trafiłem podczas swej tułaczki do Grecji.
Szukałem swojego
miejsca na ziemi, sposobu na nadanie życiu sensu. Moje ciało było
i żywe i martwe jednocześnie. Nie mogłem umrzeć całkowicie nie
jedząc nawet przez długi czas, nie groziły mi choroby.
Zarazy siały
spustoszenie, jednak dżuma, tyfus i cholera nie miały dostępu do
mojego ciała.
Nawet jeśli
musiałem karmić się chorą krwią, bakterie obumierały we mnie,
nie znajdując tkanki, którą mogłyby się pożywić.
W środkowej Grecji
natrafiłem na masyw gór Meteory, które w pierwszym momencie
przywodziły na myśl ogromne, paluchy i jęzory piaskowca,
wyrastające z ziemi wysoko w górę.
Niektóre
wyglądały, jak kamienne kloce zrzucone w to miejsce wprost z nieba
i wbite z impetem w zielone podłoże.
Stanąłem u
podnóża jednej ze skał i zapatrzyłem się w migoczące w górze
światło.
U jej stóp leżały
stare, zbutwiałe liny. Ciekawe skąd one i po co tutaj?
Wróciłem
wzrokiem ku górze i po raz pierwszy w życiu zapragnąłem czegoś
tak bardzo, musiałem dostać się na szczyt, posiąść to światło.
Pragnienie było
tak mocne, co głód krwi. Wyłączyło inne potrzeby i parło mnie w
górę.
Wspinałem się z
łatwością, bez wysiłku znamiennego ludzkim mięśniom i bez
zmęczenia płuc, wpompowujących życiodajny tlen w krążącą
krew, bez bicia serca.
Ja spalałem
pokarm, jak lampa olej i dopóki miałem w sobie zapas, mogłem się
wspinać.
Po około godzinie
dotarłem do balustrady, z której zwisało kilka lin, zbyt krótkich
by do czegoś służyły.
Musiały być początkiem tych zbutwiałych
zwojów, gnijących u podnóża.
Nasłuchiwałem
dłuższą chwilę, uczepiony obrzeża podłogi, do której
przymocowano balustradę.
Cisza wieczoru i
spokój.
Gdzie jestem i co
mnie tutaj przyciągnęło?!
Musiałem odszukać
odpowiedź.
Podciągnąłem się
ku krawędzi masywnych, drewnianych belek tworzących poręcz i
przeskoczyłem przez nie. Zamarłem i nasłuchiwałem. Nic, tylko
cisza i szum wiatru.
Zamknąłem oczy i
wystawiłem twarz na jego podmuchy. Dokąd teraz?
Po chwili
wiedziałem, czy raczej wyczułem.
Bezszelestnie
przemieszczałem się wzdłuż ściany, oczami podziwiając widoki,
uszami nasłuchując zagrożeń.
Za balustradami
ziała przepaść, w dole zieleń, w drodze w dół, na skałach
pojedynczo wczepione w skaliste podłoże rosły drzewa. Wychyliłem
się poza balustradę i zakręciło mi się od tego widoku w głowie.
Spojrzałem w dal i zatrzymałem wzrok na odległej skalnej górze i
zabudowaniach wzniesionych na niej. Wyglądało to nierealnie i
zmuszało do zapatrzenia.
Budynki spójnie
pokrywające pochyły szczyt, wbudowane i jakby wklejone w gładkie
podłoże, pokrywały całą powierzchnię gruntu.
Nawet ktoś nie
mający pojęcia o architekturze i budownictwie, musiał być pod
wrażeniem tych budowli i zaradności człowieka, który wpadł na
pomysł wykorzystania tak surowego miejsca do zamieszkania
Nie
widziałem żadnych schodów wiodących na szczyt. Nic, czym człowiek
nie posiadający moich umiejętności we wspinaczce mógł dostać
się na górę. Pewnie liny miały temu służyć. Jak inaczej
wnosiliby tam pożywienie i wodę?
Gdzie ja jestem?!
I wtedy usłyszałem
stłumiony szmer ludzkich strun głosowych, jakby stonowane i mówiące
wspólnie głosy.
Te głosy powtarzały coś jednocześnie i
rozpoznałem w nich modlitwę.
Skierowałem się
ku ich źródłu i stanąłem z uchem przy starych, ciężkich,
drewnianych drzwiach, okutych zaśniedziałym metalem. Zamknąłem
oczy i skupiłem się na zapachu, który zza nich pieścił moje
nozdrza i drapał w gardle.
To było tutaj, za
tymi drzwiami. Stąd dolatywał magnetyczny aromat, który zmusił
mnie do wspięcia się po pionowej skale.
Głosy ucichły,
lecz rozległy się inne szmery. Ktoś wstawał, przemieszczał się
szurając cicho.
Co najmniej kilka
osób zbliżało się ku drzwiom, za którymi stałem.
Co zrobić? Gdzie
się schować? Rozejrzałem się nerwowo.
Najlepszym
schronieniem wydały mi się bele zwisające pod sufitem dachu
biegnącego od ściany, aż do końca pomostu ograniczanego
balustradą nad przepaścią. Podciągnąłem się na ramionach i
zarzuciłem udo na poziomą belę, układając się na niej brzuchem.
Drzwi otworzyły
się i zapachy zaatakowały mnie. Głód targnął ciałem, zmuszając
do skoku w dół i zaatakowania ludzi, którzy tak cudownie
pachnieli, a smakować musieli jeszcze lepiej.
Gdyby nie
osiemdziesięcioletni żywot w wampirzym ciele, spora praktyka w
okiełznywaniu instynktów, skoczyłbym na wychodzące z
wewnątrz postaci, do ich gardeł tętniących życiodajnym płynem.
Przyglądałem się
z góry, zwisając nad nimi. Patrzyłem na zakapturzone, spuszczone i
milczące głowy, sunące w ciszy. Krok po kroku, wszystkie w jednym
kierunku, kondensując ciepły aromat upragnionego pożywienia.
Odeszły, ja zostałem, a zostałem, gdyż najdoskonalsza woń
dobiegała z pomieszczenia. Ten człowiek nie przekroczył jeszcze
drzwi, był tam.
Opuściłem się
bezszelestnie na podłogę i zajrzałem do środka. Na zewnątrz,
mimo zbliżającego się wieczoru było jeszcze jasno, przez co nie
dojrzałem zbyt wiele w komnacie. Czułem natomiast zapach i ten
zawładnął mną, usidlił i jak po nitce powiódł do środka.
Zamknąłem za sobą
drzwi, nie chcąc pozwolić ani odrobinie tej woni uciec przede mną
i zapatrzyłem się w klęczącą przed ołtarzem pochyloną osobę.
Drewniane figury
świętych i złocenia, w których odbijały się płomienie świec,
oraz woń kadzideł nadawała temu miejscu świętości i magii, ale
nie to przebijało w moich uczuciach w tej chwili. Najważniejszy był
głód i pragnienie.
Stałem i
przyglądałem się postaci, a ta wyczuła moją obecność
najwyraźniej, gdyż wyprostowała plecy i powoli odwróciła
zakapturzoną twarz ku mnie.
Drobna i blada,
turkusowe oczy i kilka brązowych kosmyków włosów, wymykających
się spod materiału okalającego jej głowę, były wszystkim co
zarejestrowałem.
- Kim jesteś? - To
był jej szept i owo brzmienie budziło mego demona i inne
pragnienie, którego nigdy wcześniej nie znałem.
Gorące języki
smyrały mnie w brzuchu i niżej, mrużąc oczy i rozchylając usta.
Zęby zaswędziały, między nogami zawrzało.
- Mam na imię
Antoni. - Ukłoniłem się w sposób dworski, nie spuszczając z niej
wzroku.
- Co tutaj robisz.
- Jej głos był pełen ciekawości, nie niepokoju. - To klasztor dla
kobiet.
- Jestem aniołem.
- Skłamałem. - Chodź do mnie. - Wyciągnąłem do niej ramiona.
Wstała powoli, nie
odrywając ode mnie wzroku i podeszła. Jej szara szata szeleściła
przy każdym ruchu, podsycając rozkoszny zapach, który gwałcił
mój nos i gardło, wywołując drżenie w całym ciele. Smak krwi
wywoływał ekstazę, ale teraz czułem o wiele więcej. Mrowienie w
ciele i dławienie w gardle tym mocniejsze, im bliżej była ta obca
dziewczyna.
Gdy stanęła kilka
kroków przede mną, pragnąłem tylko jednego, wpić się w jej
szyję i trwać tak po wieczność.
Uczucie, które mną
targnęło, było jak cios w brzuch. Zabolało intensywnością i
docisnęło mi własne dłonie do podudzi. Zaciskałem palce na
skórzanych spodniach i czymś boleśnie nabrzmiałym w nich.
Impulsy bombardowały mózg, wywołujące westchnienie, którego nie
potrzebowałem. Przecież ja nie oddycham.
- Amonaria –
powiedziała, choć można by to raczej przyrównać do szemrzącego
strumienia. - Naprawdę jesteś aniołem?
- Jestem tu dla
ciebie. - Ująłem jej drobne ramiona, okryte szorstką tkaniną.
Czułem puls pod
opuszkami palców, słyszałem jej krew. Płyn, który przeciskał
się przez żyły, by stać się moim pokarmem. Zsunąłem z jej
głowy kaptur i wdychałem coraz intensywniejszą woń tej istotki.
Zapragnąłem rozebrać ją całą i pić nie jak zwykle z
zagłębienia szyi, ale z każdego centymetra jej ciała. Nagryzać
je, nakłuwać kłami i zlizywać pojedyncze krople.
- Czy jako anioł
nie powinieneś mieć skrzydeł? - Patrzyła mi w oczy, po jej ustach
błąkał się uśmiech.
- Takiego mnie
widocznie pragnęłaś ujrzeć. - Dotknąłem jej ust opuszkami
palców i w nie też zapragnąłem się wgryźć. - Czyż nie?
- Moje pragnienia
nie pasują do tego miejsca. - Położyła mi dłonie na piersi. -
Pewnie z tego powodu rodzina zamknęła mnie w klasztorze na szczycie
góry. Jesteś piękny.
W jej oczach
widziałem inny rodzaj pragnienia, w źrenicach pożądanie. Palcami
pieściła moją szyję i zaglądała w oczy. Przyciągnąłem jej
głowę, wpiłem się w wargi, raniąc je delikatnie i poznając
najdoskonalszy smak zawarty w jednej kropli krwi. Wstrząsnęło
każdą komórką mojego ciała, zapragnąłem więcej, wszystkiego.
Dłonie błądziły
po jej ciele, poznając krągłości przez szorstką tkaninę.
Językiem smakowałem krew pomieszaną ze śliną. Palce same
rozwiązywały troczek pod szyją, później kolejny i następne do
momentu, gdy szary, luźny łach opadł, pozostawiając Amonaria
jedynie w białej halce, przez którą przezierały kształty ciała
i sterczące sutki, unoszące się w przyspieszonym oddechu
dziewczyny. Zacisnąłem na jednym palce, ona jęknęła i przymknęła
oczy.
Sięgnąłem wyżej
i szarpnąłem za dekolt halki, rozdzierając cienki materiał.
Dziewczyna
wyglądała, jak młoda bogini. Roziskrzony wzrok, sterczące piersi
i ten uśmiech, pełen świadomości władzy nade mną.
- Chcesz tego –
stwierdziłem.
- Nieczyste myśli
mieszkają w mojej głowie od dawna – odparła mrużąc oczy. -
Chcę ich spełnienia.
Piękniejszego
zaproszenia nie mogłem usłyszeć.
Naparłem na nią
ciałem, układając na zimnej posadzce i nakryłem sobą. Rozłożyła
uda, lecz nie leżała pode mną bezwolnie. Ocierała się biodrami,
całowała, a jej dłonie błądziły po plecach i przyciągały
biodra do bioder. Ocierałem się o nie, czując wzbierające w
lędźwiach pragnienie.
Nowy rodzaj głodu
zrodził się poniżej pasa, wołał o zaspokojenie, o uwolnienie
ciała z więzienia ubrań i bliższy kontakt skóry ze skórą.
Zdejmowałem gorączkowo odzienie, starając się nie stracić
kontaktu z jej ustami i rozcięciem na wardze, czerwieniącym się
drobinami krwi.
Nagość ocierająca
się do nagość i wilgoć zapraszającą sobą. Twardość prąca
instynktownie do środka i jej krzyk, gdy wbiłem się we wnętrze.
Paznokcie rozdzierające skórę na moich plecach, drące głębokie
bruzdy w górę i moje zęby wbijające się w gładką szyję. Jej
wargi na rozdrapanych ramionach i język spijający moją krew. Mój
język smakujący życiodajny płyn, płynący wprost z tętnicy
szyjnej. Oszalały rytm w jej wnętrzu mojej nabrzmiałej męskości
i jej kwilenie, gdy zamarłem, czując na sobie skurcze części
kobiecego ciała, które właśnie odkryłem.
Ostatnie, mocne
pchnięcie i ulga w zaspokojonym ciele.
Serce Amonarii biło
bardzo wolno, oczy przymknęły się, oddech zamarł.
Umierała i ja to
uczyniłem. Ja i moja zachłanność.
Ostatnie, słabe
uderzenie serca i cisza.
Nigdy dotąd nie
czułem takiego zaspokojenia ciała i takiej pustki w sercu.
Do tej pustki
wdzierała się podstępnie rozpacz, a w gardle rodził się krzyk.
Nie chciałem jej
zabić, lecz podwójny głód, smak jej krwi i zapach oraz to, co
stało się z moim ciałem, zaślepiło mnie na tą ulotną barierę
między bezpieczeństwem przy karmieniu się człowiekiem, a
unicestwieniem go.
Uklęknąłem
między jej rozrzuconymi, martwymi udami, wbijając wzrok w
zakrwawioną część ciała dziewczyny. Część, o której
czytałem, lecz nie poznałem dotąd.
Tyle lat
zaspokajałem głód krwi, że nie było miejsca na inne pragnienia.
Dziś to pragnienie
obudziło moje ciało, męski pęd ku zespoleniu ciał i ono właśnie
powiodło mnie na zatracenie w tej niewinnej dziewczynie.
Spojrzałem w dół
na swoje przyrodzenie. Wciąż sterczące i błyszczące czerwienią i
naszymi sokami.
Morderca, tym się stałem.
Zakryłem twarz
dłońmi i krzyczałem. Krzyk rozpaczy, bezsilności i pogardy dla
samego siebie.
Drzwi za mną
otworzyły się i poczułem zapachy ludzi, usłyszałem przerażony
szept i stłumiony krzyk, a po chwili głośniejszy.
Mogą mnie zabić i
nie będę się broni. Poczuję nawet wdzięczność.
Ręce mi opadły,
powieki zmusiłem do podniesienia się, ale nie chciałem widzieć
ich twarzy, patrzyłem na swoją ofiarę.
W pierwszej chwili
nie rozumiałem tego, co zobaczyłem. Byłem pewny, że mam omamy.
Amonaria zamrugała i
wbiła we mnie wzrok.
- Aniele mój –
zamruczała uwodzicielsko. - Jesteś tu.
Siedziałem
osłupiały. Przecież słyszałem jej ostatni oddech i zamierające
serce.
Jej zapatrzenie we
mnie trwało chwilę. Źrenice zwęziły się, oczy przeskoczyły na
stojące obok osoby.
Rozchyliła drapieżnie usta obnażając zęby.
- Krwi – syknęła
i poderwała się z posadzki.
Następnymi
dźwiękami były krzyki kobiet i pełne rozkoszy mruczenie Amonarii.
Ktoś uciekał,
próbował się bronić, lecz nie miał z nią w tej chwili szans.
Wiedziałem, że przez najbliższych kilkadziesiąt lat Amonaria będzie
jednym, wielkim głodem krwi i nic jej przed ciągłym polowaniem nie
powstrzyma.
Ja nie próbowałem
nawet, siedziałem zszokowany.
Szok, zaspokojenie
i mimo wszystko ulga, że jednak nie zabiłem.
Robiła to w tej
chwili ona...
Tak oto poznałem
swoje uwielbienie dla smaku dziewiczej krwi.
W tym dniu
przemieniłem również człowieka w wampira i stało się
to zupełnie przez przypadek.
Przez przypadek
sam straciłem dziewictwo i posmakowałem w zbliżeniu dwu
ciał.
Zaspokajanie głodu
krwi i ciała równocześnie, stało się dla mnie narkotykiem na
najbliższe lata.
Rzeczywiscie lepiej. Ale tak z ciekawosci kiedy mozna sie spodziewac kolejnej czesci Takajej?
OdpowiedzUsuńBędzie dziś takaja?
OdpowiedzUsuńA jak myślicie? :-)
Usuńze nie? :(
UsuńA jak nie dzisiaj to kiedy tak mniej wiecej?
UsuńJutro pewnie :D
UsuńBłagam, nie pytajcie o godzinę, bo nie wiem.
Ja zwykły, pracujący ludź z obowiązkami jestem :D
kurcze fajne opowiadanie :) rzeczywiscie zapowiada sie ciekawie :D
OdpowiedzUsuńale ja tesknie za takaja mimo tego :(
O, a mnie się podoba taka odskocznia :). Zapowiada się naprawdę ciekawie i całkowicie odmiennie :)
OdpowiedzUsuńJacy wy ludzie jesteście upierdliwi, że aż człowieka skręca i mdli...
OdpowiedzUsuńNapisała,że poprzeplata opowiadania?
Napisała, że zwykły ,,ludź" z niej i ma obowiązki?
A wy ciagle a kiedy będzie to? ... a kiedy dodasz tamto..?
Marudzicie zamiast się cieszyć.....
Basia
A Ty się Baśka nie podlizuj i nie umoralniaj bo nie od tego jesteś, lepiej zachowaj energię na wołanie o Takaje ;P A Ty Mika słuchaj głosu tłumu i skrob ! Pozdrawiam Was wszystkich ! Peace&Love !
OdpowiedzUsuńAni się nie podlizuję bo bym wtedy wołała ,,Mikusiu dodaj coś, pliiisssss bo nie zasnę..." ani nie umoralniam, bo rzeczywiście nie od tego jestem i Ty Anonimie też nie...
OdpowiedzUsuńA ja czekam az bedzie z 10 czesci "Pijawy" i przeczytam wszystko narazm MUAHAHAH! Chociaz nic chyba nie przebije "I stalam sie"...
OdpowiedzUsuńBasiunia, noł stres !
OdpowiedzUsuńDlaczego część druga, bo coś nie w temacie jestem?
OdpowiedzUsuńPo lewej, w spisie opowiadań jest część pierwsza, lub tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://mika-kamaka.blogspot.com/2014/03/pijawa-cz-i.html
Dziękuję;)
Usuń