Dzień za dniem.
Niedługo osiemnastka.
Nie mam kasy na studia, mam trzech
braci i każdy z nich jest ode mnie zależny.
Mam w końcu Kacperka, który beze mnie
zgnije tutaj, wyląduje w domu dziecka, lub będzie żył w brudzie,
głodzie i wiecznym strachu.
Urodziliśmy się w bagnie i czas na
wyciągnięcie się z niego, nawet przy pomocy źdźbeł trawy, które
porastają jego obrzeża.
Starszawa sąsiadka, stwierdziła
kiedyś, że nasz los tak się potoczył, bo „takaja żyzń”.
Gówno prawda! Każdy może pokierować
swoim losem, tylko czasami trzeba mu w tym pomóc.
Od pomagania trzem moim braciom byłam
ja i nie zamierzałam się przeciwko temu buntować.
Dwie klatki dalej mieszka pani Stenia,
do której od lat chodzi się ze słoikiem po żurek.
W każdą sobotę drepcę z Kacperkiem
do sklepu po kiełbasę i ziemniaki, w drodze powrotnej po słoik
gęstego żuru. Za pięć złotych udaje mi się w ten sposób
ugotować pożywną zupę na dwa dni. Robię to o określonej
godzinie, gdy matki już nie ma, a ojca jeszcze nie ma w domu.
Później wietrzę kuchnię z zapachów gotowania i chowam gorący i
pełny zupy gar do szafy, owijam kocami i dzięki temu mamy jedzenie
na dwa dni. Na sznurku, przywiązana za uszko pływa w zupie
filiżanka i to nią popijamy żur.
Kiedyś nie zdążyłam schować zupy
przed starym, a ten pijany, przypiął się do niej, bo to jego dom i
ma do tego prawo. Gdyby nie inna sąsiadka i jej litościwe serce,
musielibyśmy wytrwać te dwa dni o chlebie z czymś, co akurat
znalazłam w markecie, na półce z przecenionymi produktami
spożywczymi.
Najmilszym dniem tygodnia jest
niedziela, gdy to po kościelnej mszy spędzamy czas we czwórkę. W
ciepłe dni chodzimy do lasu, lub nad rzekę i tam chłopaki mogą
być beztroskimi dziećmi. Gorzej jest podczas chłodnych, czy
deszczowych dni. Kiedyś poszliśmy do centrum handlowego ogrzać się
i to był jedyny raz. Nie popełniłam więcej tego błędu. Zbyt
wiele wokoło dóbr, których posiąść nie mogliśmy.
- Pani Steniu. - Zagadnęłam sąsiadkę,
odkręcając słoik i podając go, w jej zniszczone pracą ręce. -
Potrzebuję pracy, ale takiej z umową.
- Co się stało dziecko? - Poczciwe
spojrzenie szarych oczu, okolonych uśmiechniętymi zmarszczkami.
- Pani wie, jak u nas jest. - Klapnęłam
na kuchenny taborecik maleńkiej, ale słonecznej kuchni. - Muszę
się wyrwać z domu, ale nie mogę bez pracy.
- Wiem dziecko. - Patrzyła na mnie
ciepło.
- No i muszę zabrać stąd Kacpra, bo
go zniszczą.
- Jest taka jedna praca. - Pani Stenia
wycierała powoli obrzeże słoika. - Ale to ciężka praca. Wielki
dom do sprzątania, trzeba gotować, robić zakupy.
- Sprzątania się nie boję, gotować
się nauczę, a zakupy to żaden problem! - Zapaliłam się do
pomysłu.
Kacperek, siedzący w pokoiku obok
przed telewizorem, przybiegł zaciekawiony i wdrapał mi się na
kolana.
- Dowiem się, czy to jeszcze aktualne.
- Zmarszczyła w zamyśleniu brwi. - Tylko dziecko, to bardzo
wymagający człowiek i kilka gospodyń zrezygnowało już z tej
posady. Złośnik ponoć straszny i awanturnik!
- Pani Steniu. - Uśmiechnęłam się,
obejmując małego ramionami. - Ciężko mu będzie przebić w tym
naszego ojca.
- No dobrze Kasiu, zapytam. Przyjdź w
poniedziałek popołudniu.
- Będę! - Nie umiałam ukryć
radości, przez co omal nie zrzuciłam pełnego cennego żuru słoika
ze stołu. - Dziękuję!
Położyłam zwyczajowe pięćdziesiąt
groszy, które było bardziej podziękowaniem, niż zapłatą za
gęsty zaczyn i pobiegliśmy z Kacperkiem do domu.
Musiałam zdążyć przed powrotem
starego...
Bracia czekali już przed blokiem.
Mieliśmy stały wręcz rytuał sobotniego gotowania.
Arek siedział na ławce, przy wejściu
na podwórze, z którego wchodziło się do naszej klatki.
Tomek czekał przed drzwiami klatki,
mając Arka w zasięgu wzroku. Gdyby ten pierwszy zobaczył naszego
zapijaczonego ojca, miał dać znać Tomkowi, a sam zagadywać go
jakoś, dając nam czas na szybkie wietrzenie kuchni, samemu
narażając się na bluzgi, czy nawet próby uderzenia go.
Na szczęście zachlana koordynacja
starego, wykluczała celność.
Następnego dnia siedzieliśmy nad
rzeką, na grubym, spranym ręczniku, każdy ze słoikiem żurku w ręce.
- Muszę iść do pracy chłopaki.
Wszyscy zamarli, z oczami wbitymi we
mnie.
- Skończą się pieniądze z mojego
marnego stypendium, jeść musicie, a i ubrać się na zimę. -
Ciągnęłam dalej. - Chcę też wyrwać starym Kacpra i jeśli mi
się uda, to zabrać go z tego porąbanego domu.
Arek i Tomek patrzyli na malucha, który
skupił się właśnie na biedronce, chodzącej mu po palcu.
- Masz rację Kaśka. - Starszy Tomek,
przytaknął ze spokojem. - My sobie damy radę, on nie.
I tyle było na ten temat rozmowy.
W poniedziałek czekałam na koniec
lekcji, po czym pognałam do pani Steni.
Nie było jej jeszcze, więc pobiegłam
po Kacpra, i z nim koczowałam pod drzwiami sąsiadki.
Kacperek potrafił zająć się sobą w
każdych okolicznościach, teraz bawił się kurzem na parapecie,
nucąc coś pod noskiem.
Po przeszło godzinie, pani Stenia
wdrapała się na drugie piętro rozkołysanym krokiem.
Zerwałam się, by pomóc jej z
wniesieniem ciężkich siatek z zakupami.
- Święci pańscy – wysapała,
szukając klucza w torbie na ramieniu. - Ile to teraz leki kosztują,
pół emerytury na to idzie.
- Pytała pani o pracę? - Nie
potrafiłam powstrzymać pytania. - Wie pani już coś?
- Chodźcie dzieci. - Uśmiechnęła
się ciepło. - Napijecie się herbatki, zjecie ciasteczka.
Weszliśmy za nią do środka. Czułam
rozedrganie w żołądku i miałam ochotę krzyknąć, by nie
trzymała mnie w niepewności.
W kuchni nastawiła czajnik z wodą,
sięgnęła do szafki po kubki i talerzyk, na który wysypała
herbatniki.
Usiadła przy stoliczku i z westchnieniem ulgi oparła na nim ramiona.
Usiadła przy stoliczku i z westchnieniem ulgi oparła na nim ramiona.
- Byłam i praca jest. - Patrzyła na
mnie z uśmiechem. - Widziałam się dzisiaj rano na mszy z Aldoną i
ona cię umówi z tym człowiekiem. Przyjdź jutro po szkole, a teraz
jedz ciasteczka.
Kacperek napychał właśnie buzię
ciastkami, które jadł tylko od wielkiego dzwonu, ja czułam mdłości
ze zdenerwowania i nie przełknęłabym ani kęsa.
- Będę jutro. - Głos mi się łamał.
- Dziękuję pani bardzo.
- Nie ma za co dziecko. - Wzięła
ciasteczko z talerza. - Jeszcze mnie za to przeklniesz kochaniutka...
Ale króciutko... ;c
OdpowiedzUsuń