Zachciała pieprzenie plus jedzenie :-)
Dla Ciebie Laid!
Technikum gastronomiczne, które ma mi
dać zawód na całe życie.
Będę pichcił i karmił, ku uciesze
karmionych.
Z takim nastawieniem opuściłem mury
szkoły, ze świstkiem w dłoni i gorącą nadzieją w sercu.
Rzeczywistość przywitała mnie ciosem
w splot słoneczny i zapakowała na zmywak restauracji. Byłem kotem
i jako kot, miałem myć gary, zamiatać podłogę i dawać sobą
pomiatać każdemu, kto pracował w restauracji choćby dzień
dłużej, niż ja.
Znosiłem to twardo. Uczono nas, że
taka jest właśnie droga.
Nowszczaki są popychadłami do czasu,
gdy przyjdą nowsze nowszczaki.
Zgarniałem więc resztki jedzenia do
dziury w blacie, w której miały niknąć odpady mokre, czyli
nie dojedzone potrawy. Myłem i układałem talerze, sztućce i resztę
zastawy w koszach wjeżdżających do wyparzarki. Zamiatałem i myłem
dziesiątki metrów powierzchni płaskiej w czasie, gdy inni szli na
papierosa, przerwę śniadaniową, lub najzwyczajniej w świecie
uskuteczniali nicnierobienie.
Ja zapierdalałem.
Taki był porządek rzeczy.
W momencie, gdy miałem już naprawdę
dosyć bycia chłopcem od brudnej roboty i chciałem z niej
zrezygnować, los postawił na mojej drodze nieoczekiwaną zachętę
do pozostania w tej restauracji, w tym hotelu, nawet na obecnym
stanowisku.
Popołudniowa zmiana kończyła mi się
o dwudziestej drugiej, ale jak to w gastronomii bywa, trzeba było
zostać dłużej i posprzątać, by zmiana poranna nie zostawiła po
sobie podobnego syfu, w akcie zemsty. Pomyłem naczynia po kolacji
dla gości hotelowych i podrzuciłem je koleżankom do poukładania
na półkach. Te uwijały się, czyszcząc blaty. Zastanawiałem się,
ile złośliwości, a ile bezmyślności było w tym, że wszystkie
okruchy i resztki produktów zamiast wrzucać do kosza, zmiatały
wprost na podłogę.
Jasne, młody przecież pozamiata! Kurwa mać,
niech już przyjdzie nowszy ode mnie...
Byłem ostatnim wychodzącym i do mnie
należało posprawdzanie, czy wszystkie urządzenia zostały
wyłączone i oczywiście umycie kafli na podłodze. Znałem już
każdy z nich na pamięć.
Jechałem właśnie na szmacie, kończąc
trzecie z kolei pomieszczenie i przepychając wiadro na kółkach do
części przygotowawczej.
Zdziwiło mnie, że nie jestem dzisiaj
sam. Zazwyczaj o tej godzinie nie było już nikogo, a dziś
najwyraźniej ktoś wrócił, tylko po co?
Szedłem cicho, skradając się prawie.
A co, jeśli ktoś przyszedł właśnie by się czymś „poczęstować”?
Przyuważę kto, bo inaczej będzie na mnie. Wyjrzałem zza winkla i
tak już zostałem. Przy centralnym, jasno oświetlonym blacie stała
drobna postać. To była kobieta w białej koszulce i białych... O w
mordę!
Faceci mają różne fetysze, moim są
legginsy na zgrabnej pupie. Wzrost, kolor włosów, wielkość biustu
nie kręcą mnie tak, jak kształtny, kobiecy tyłeczek opięty
elastycznym materiałem.
Stałem kilkanaście metrów od niej,
zaciskając palce na trzonku mopa.
- Długo jeszcze będziesz tak stać i
przyglądać się? - Usłyszałem jej głos.
Nie uniosła się nawet znad blatu,
przygotowując coś na nim najwyraźniej.
- Nie chciałem przeszkadzać –
bąknąłem. - Myję tylko podłogę.
- Już przeszkodziłeś, więc się nie
krępuj. - Rzuciła łaskawym tonem. - Tylko mi po nogach mopem nie
jeździj.
Było mi głupio. Nikt nie lubi być
przyłapany na podglądaniu. Mnie przyłapano, więc wyżywałem się
teraz na mopie, wiadrze i kaflach.
Miałem ochotę walnąć wszystko
w kąt i po prostu wyjść. Nie potrafiłem się ponadto powstrzymać
od zerkania na opięty tyłeczek, choć naprawdę próbowałem.
Gdy
dojechałem już do blatu, na którym powolnymi ruchami dłoni robiła
coś, zamarłem zachwycony jej dziełem.
Tak, to było dzieło!
Wykonywała misterne ozdoby z kilku kolorów czekolad wyciskanych z
jednorazowych worków cukierniczych. Formowała je palcami i
specjalnymi, przeznaczonymi do takich celów patyczkami. Całość
przedstawiała drzewo i miała gałęzie z brązowej czekolady,
liście z zielonej i jabłka z czerwonej. Kora czekoladowego drzewa
tak doskonale ją imitowała, że nie powstrzymałem wyrażenia
aprobaty dla jej zdolności.
- Łał! - Stałem gapiąc się i
opierając, jak cieć o sztyl mopa. - To jest coś!
- Dziękuję. - Wyprostowała się. - Co
o tej porze robi tu taki młodziak?
- No dziękuję bardzo. - Oburzyłem się.
- Jestem nowy, więc wykonuję czarną robotę i zazwyczaj po
godzinach.
Przyjrzałem jej się. Była starsza
ode mnie, na oko po trzydziestce, ale jej drobna budowa ciała, małe
usta, duże oczy i krótkie włosy sprawiały, że wyglądała
dziewczęco i zadziornie.
Tak też się uśmiechała, patrząc w górę na
mnie.
- A ty, co tutaj robisz o tej godzinie? -
Byłem ciekaw, ale chciałem też ją poznać trochę lepiej.
- Jutro w południe jest jakaś impreza
rodzinna i zamówili sobie tort z dekoracją w kształcie drzewa,
taki symbol. - Popatrzyła na swoje czekoladowe dzieło, dzięki
czemu mogłem sobie popatrzeć na jej profil.
Nos również miała mały, taki
zadarty nosek.
- Jesteś cukiernikiem? - Zadawałem
dodatkowe pytania, gdyż nie wyglądała na gadułę, która sama z
siebie zacznie o sobie opowiadać.
- Nie. – Zaśmiała się. - Już trochę
tutaj pracuję i zajmuję się bardziej... - szukała widać
odpowiedniego słowa – wykończeniówką. Ale zaczynałam tak, jak
ty.
Zapadła krępująca cisza, ale krępował najwyraźniej tylko mnie.
- Powiedz młody, co ty chcesz robić?
Jaki masz plan na karierę?
- Nie wiem. - Zaskoczyła mnie tym pytaniem. - Chcę
się nauczyć gotowania i gotować właśnie. - Takich cudów też się
chcę nauczyć - wskazałem na to, co zrobiła - ale to zdaje się
wyższa szkoła jazdy.
Patrzyła na mnie z uśmiechem
Giocondy, aż mi się głupio zrobiło i poczułem wredny rumieniec
występujący mi na policzki. Czerwieniąca się kobieta jest ok, ale
facet? Cholera jasna...
- Mogę cię uczyć, ale musisz pokazać,
czy masz jakieś zadatki, czy stracę tylko na ciebie czas.
- To znaczy? - Znów mnie zaskoczyła. - Takiego drzewa nie zrobię na pewno!
- Nie musisz głuptasie. - Podniosła z podgrzewacza jeden z rękawów. - Podpisz się
na blacie, to mi wystarczy. - Podała mi ten z ciemną czekoladą.
W życiu tego nie robiłem, ale nie
miałem zamiaru przyznawać się.
Ona była bardzo ładna i z fachem w ręku,
więc skoro może mi pokazać choćby część kucharskich sztuczek,
to zamierzałem spróbować.
Ująłem w dłonie ciepły worek i
pochyliłem się nad blatem.
Pierwszy ruch i z czubka rękawa z
głośnym pierdnięciem wyskoczył kleks czekolady. Fok!
Spróbowałem jeszcze raz i tym razem
udało mi się pociągnąć pionową, w miarę prostą linię.
Przy
kolejnych literach ręce drżały mi coraz mniej, a „r” wyszło z
fikuśnym zawijasem.
Byłem z siebie zadowolony, więc pewny siebie czekałem na werdykt.
- Masz na imię Igr? - Uniosła
pytająco brwi.
- Miało być Igor. -Mój uśmiech
zniknął, jakby go nie było.
- No dobrze Igorze. -
Wyraz jej twarzy znów był nieodgadniony, przynajmniej dla mnie. - Pouczę
cię, ale musisz sobie dopasować zmiany do moich. Pracuję zazwyczaj
późnymi wieczorami.
- Dobrze! - Nie potrafiłem powstrzymać
radosnego uśmiechu. - Dostosuję!
- I jeszcze jedno. - Nie miałem problemu
z odszyfrowaniem tej, jej miny.
- Tak? - Pomyślałem, że jednak chce
się wycofać, albo każe sobie za naukę płacić, a na to nie było mnie stać.
- Nie zabieramy jedzenia z pracy! -
Uniosła wskazujący palec i zawisła nim przed twarzą.
- No ja przecież nie kradnę. -
Wkurzyłem się na taki zarzut. - Nigdy i nie zamierzam!
Palec przed jej twarzą zmienił się z
nakazującego, na przywołujący ku sobie.
Co zaś, pomyślałem. Złodzieja ze
mnie będzie robiła?!
Ujęła moją twarz w dłonie zmuszając nimi, bym się pochylił i długim, powolnym ruchem przejechała
językiem od mojej brody, aż do oka.
- Na sobie też nie wynosimy młody –
mruknęła, wypuszczając moją twarz z dłoni.
Odwróciła się, zgasiła światło
nad blatem i ruszyła do drzwi.
Nie wiem, jak długo stałem pochylony
nie potrafiąc się ruszyć.
- Do jutra! - Usłyszałem jeszcze wesoły
głos, nim drzwi zamknęły się za nią.
Ej, to nie fair...
OdpowiedzUsuńMad.
Mad.
UsuńJa naprawdę siedzę i piszę :-).
Cierpliwości proszę.
No, Mika! Pięknie :D
UsuńNie złość się :) Wiem jak jest. Wstawiłaś po prostu malutki kawalątek, a ja spodziewałam się właśnie tego, co jest teraz :D
P.S. Jak tam z Agatką?
Mad.
Z tego, co wiem, to jest w tej chwili w Nepalu.
UsuńWróci, zrobię z nią wino i uzupełnię informacje.
Wtedy napiszę.
Za utrudnienia przepraszam :-)
Bez pośpiechu :3 Czekamy cierpliwie :D
UsuńMad.
Będzie (oby) przed północą.
UsuńChcę wrzucić dłuższy kawałek.
Dziękuję!
OdpowiedzUsuń(Ale-Krzychu???) ;-)
l_b
Witam, witam :-)
UsuńA jak Pani woli?
Proszę mi tu nie paniować ;-)
Usuńto sem ja,laid_back,tylko skracam,bo sobie "strzeliłam" paznokcie na urodziny i strasznie źle mi sie pisze ;-)
Nie zakładam konta,bo za dużo tego.
Krzychu ma na imię mój ojciec biologiczny(tak twierdzi mama) i trochę mi dziwnie...Ale imię zacne.Nie takie jak na Pokątnych,gdzie mieliśmy przegląd kroniki policyjnej w jednym opowiadanku. Myślałam o Igorze...jak już się tak rządzę,to imię dla tego opiętego milfa-Emilia?Zuzanna?
Będzie więc Igor i Emilia.
Usuńtajest!
Żal mi Agatki,ale czuję,że Krzysia tez będzie niezły numer!
OdpowiedzUsuńCo Agata robi w Nepalu?Lekarze bez granic?Dziewczyny,proszę,dokończcie serię,bo mnie coś trafi!
OdpowiedzUsuń