Co to miało być, to liźnięcie?
No dobra, chciała mnie sprowokować,
ale żeby tak na obcego chłoptasia, bo tym musiałem dla niej być,
wyskakiwać z językiem?!
Nie do końca to pojmowałem, ale
nakręciłem się tą jawną prowokacją i z namiotem w spodniach
leżałem sufitując.
No dobra, nie ma innego wyjścia.
Ująłem sprzęt w dłoń i sprawiłem sobie świeżą plamę na
pościeli.
Po kolejnej godzinie przewracania się z boku na bok, do
pierwszej plamy dołączyła druga, a w końcu i trzecia.
Wytarmosiłem sobie gnata do sucha i wreszcie usnąłem.
Szedłem do restauracji podekscytowany
i miało to miejsce po raz drugi, pierwszym był początek pracy.
Dniówka minęła mi jakbym był w amoku, co chwilę zerkałem na
zegarek. Nie włączałem się w rozmowy i czekałem na wieczór.
Jedna z dziewczyn, namolnie wręcz próbowała się ze mną umówić,
ale udawałem przygłupa, który nie kuma o co kamon.
Dała sobie
wreszcie spokój.
Zaplecze restauracji pustoszało
powoli, a ja po raz pierwszy cieszyłem się z roli kota którą
piastowałem, jako najmłodszy stażem.
W ekspresowym tempie zamiotłem i
umyłem podłogi. Zaplecze lśniło czystością i błyszczało
nierdzewką. Nadmiar energii i ekscytacji gotował mi krew w żyłach,
musiałem coś z tym zrobić.
Pompki! Te przyniosą mi ulgę.
Dwadzieścia, później kolejne i
trzecia tura. Przepociłem koszulkę, a nie miałem żadnej na
przebranie.
Po kiego grzyba przebierałem się do pompek?!
Idiota ze
mnie...
Nie wiedziałem, co z sobą zrobić.
Zacząłem krążyć po zapleczu, sali i znów zapleczu.
Kiedy ona przyjdzie?
A może jaja sobie ze mnie robiła i
śmieje się teraz wiedząc, że czekam tu jak palant?
Moim ulubionym miejscem tutaj od
początku, była spiżarnia. Pewnie dlatego, że jako osobnik
pochodzący z biednej rodziny zawsze pragnąłem dobrobytu, wręcz
przesytu w lodówce.
W naszej hulał wiatr, a na półkach
leżało... światło.
Wchodząc do spiżarni czułem się jak
dziecko, które wkracza do czarodziejskiej krainy.
Drewniane półki uginające się pod
ciężarem serów żółtych, pleśniowych i tych twardych.
Obok haki, na których wisiały
obciągnięte siatką szynki, lagi salami i ogromne kawały mięs
długo dojrzewających. Kuszący obrazek dopełniały warzywa i
owoce, oraz słoje i butelki wypełnione kolorami smaków. Zapach
gwałcił nozdrza, a w brzuchu momentalnie ssało z głodu.
- Co robisz młody?
Nie słyszałem, kiedy przyszła.
- A tak sobie wącham – odparłem
kretyńsko.
- Co chcesz dzisiaj robić? - zapytała
z figlarnym uśmiechem. - Jakieś życzenia?
Wyliż mnie pomyślałem, na szczęście
powstrzymałem się przed wyartykułowaniem tego na głos.
- No dobra. - Zdjęła z siebie
obszerny swetr, zostając w legginsach, o mój … i w białej bluzce
na ramiączkach.
Jeśli mnie oczy nie myliły, to nie
miała na sobie stanika. Sutki drobnych piersi sterczały,
odznaczając się pod materiałem.
Nie patrzeć na cycki! Nie patrzeć na
tyłek!
- Zaczniemy od czegoś prostego, ale w
sam raz dla ciebie. - Rzuciła sweter na blat obok. - Pizza młody!
- Pizza?! - Musiałem mieć idiotyczną
minę, bo zaśmiała się, odrzucając głowę w tył.
- Oj niedowiarku ty. - Spoważniała. -
Kawałek rozpłaszczonego ciasta drożdżowego, pokryty sosem i
dodatkami potrafi nieźle zachwycić. Pokaże ci, daj miskę. -
Nakazała.
No to się zaczęło. Skoczyłem do
szafek, których zawartość zdążyłem już poznać i wyciągnąłem
jedną.
- Letnia woda, około dwóch szklanek,
niewiele cieplejsza od temperatury twojego ciała. - Brzmiała, jak
szef kuchni.
Swoja drogą miałem teraz podwyższoną
temperaturę przez nią, więc nie wiem, czy to był dobry odnośnik ta temperatura ciała.
- Paczka świeżych drożdży. -
Odpakowywała złote zawiniątko. - Rozkruszasz to między palcami i
rozgniatasz je w wodzie. Możesz widelcem, bądź rózgą, ale ja
wolę dłońmi.
Uśmiechnęła się kocio i wcisnęła
mi kawałek drożdży w dłoń.
- Co ci to przypomina? - Zapytała.
- Nic znanego – odparłem zdziwiony.
- Może jakieś tworzywo, coś jak plastelina, ale krucha.
- A teraz. - Zanurzyła moją rękę w
ciepłej wodzie. - Rozgniataj to pod wodą.
To, że mnie dotykała dekoncentrowało,
choć starałem się zachowywać, jak pilny uczeń.
Ciężko mi było tym bardziej, że
czułem jej biodra przy swoich, a piersią ocierała się o moje
ramię.
- Czekaj! - Zacisnęła palce na moim
nadgarstku. - Ty jesteś brudny i tak chcesz gotować?!
Była oburzona, a ja totalnie
ogłupiały.
Po całej dniówce na zmywaku w oparach
gorącej pary wodnej, uwijaniu się w porze kolacyjnej, jak mrówka
we wrzątku i jeszcze po tych durnych pompkach, musiałem nieźle
dawać potem.
- Mam iść teraz pod prysznic?! -
Chyba żartowała.
- Wystarczy, jak się trochę umyjesz i
zdejmiesz przepoconą koszulkę. - Znów jej głos był poważny i
taki... wymagający. - Możesz tutaj nad zlewem. - Wskazała głęboką,
nierdzewną komorę.
Czułem się z jednej strony upokorzony
tym, że kobieta każe mi się umyć, bo jej śmierdzę, ale z
drugiej... Było coś seksownego w tej drobnej, ale stanowczej
osóbce. Jakiś pazur.
Zdjąłem koszulkę ciesząc się, że
jednak zrobiłem tych kilkadziesiąt pompek i pochyliłem się nad
zlewem, myjąc pachy obfitymi garściami wody. Obserwowała mnie cały
czas z lekko zmrużonymi oczami. Osuszyłem się naprędce ręcznikami
kuchennymi i stanąłem w gotowości do...
- Gotujemy? - zapytałem.
- Dobrze. - Wyglądała, jakby się
nagle ocknęła z letargu.
Mrugała szybko oczami, odetchnęła
głęboko.
- Rozgnieć dokładnie drożdże. -
Wskazała miskę, z pływającymi w niej kawałami beżowych grudek.
Znów mnie rozpraszała stojąc niby
obok, ale jednak opierając się prawie na mnie.
Nie mówiłem nic, prawie nie
oddychałem, by nie ośmieszyć się podnieceniem, spowodowanym jej
bliskością.
Z jednej strony byłem prawie peny
tego, że zamierzenie prowokowała, ale jako jej uczniak musiałem
się odpowiednio zachowywać. Trudne to było.
- Co ci to przypomina w dotyku? -
mruczała prawie.
Jej oddech ogrzewał mi ramię.
- Błoto? - Strzeliłem odpowiedzią.
- Czy ty się nigdy nie kochałeś? -
Zmarszczyła brwi, stając obok mnie i patrząc zdziwiona.
- Nie - powiedziałem najciszej, jak
potrafiłem.
Znów czerwień wypełzła gdzieś od
szyi, po brodzie na policzki i wlazła mi we włosy.
- Ile masz lat?
Widziałem rezerwę w jej oczach.
- Dziewiętnaście – mruknąłem,
wbijając wzrok w zawartość miski.
- Takie ciasteczko, a prawiczek! -
Zaśmiała się, upokarzając mnie jeszcze bardziej.
Przytkało mnie.
Piękna, dojrzała kobieta nabijała
się ze mnie. Jeszcze chwila i wyszedłbym stamtąd i nie wrócił
już nigdy do hotelu i na zaplecze tej durnej restauracji.
Obeszła mnie i stając z drugiej
strony i wzięła za rękę.
- Drożdże, które rozgniatasz w
ciepłej wodzie przypominają w dotyku to.
Jak zaczarowany obserwowałem jej dłoń,
gdy odchylała legginsy, a moją rękę wsadziła sobie do nich,
kierując między uda.
- Wsadź palce we mnie i sam zobacz. -
Oczy prawie zamknęła i oblizała usta. - Ta sama temperatura i
śliskość.
Drżąc z przejęcia zrobiłem, jak
kazała. Po raz pierwszy w życiu dotykałem gorącej i śliskiej
cipki.
Byłem tak zafascynowany odkryciem, że
dopiero po dłuższej chwili zauważyłem, że przygląda mi się
bacznie. Błyszczące oczy, wpatrzone w moje, rozszerzone źrenicami i
zaskoczone.
- Teraz mąka – powiedziała niskim
głosem. - Wsyp kilogram.
Jak fircyk skoczyłem ku szafce ze
składnikami suchymi i wyciągnąłem wiaderko z mąką.
Kilogram. Gdzie waga?
Rozglądałem się w oszołomieniu po
pomieszczeniu, poszukując urządzenia do ważenia.
- Spokojnie – mruknęła seksownie. -
Nie trzeba ważyć, po prostu syp do zaczynia mąkę.
- Stop! – Uniosła palec ku górze. -
Zapomniałam o jedzeniu dla drożdży. Wsyp im ze dwie łyżki cukru.
Zrobiłem, jak kazała, zamieszałem i
czekałem na dalsze instrukcje.
- Teraz dobrze byłoby dać im czas na
pobudzenie się słodyczą, – Znów wróciła do tonu czifa. -
-Masz pięć minut?
Słowo „pobudzenie” i jej koci
wzrok, gdy patrzyła na mnie spod rzęs spowodował reakcję, której
momentalnie się powstydziłem. Miałem obcisłe bokserki, lecz nawet
one nie potrafiły ukryć wypukłości. Nie panowałem nad tym, a ona
swoim zachowaniem dokładała tylko drew do ognia.
- Mam. - Przełknąłem głośno ślinę.
Zbyt głośno, jak na tak ciche
otoczenie.
Oczywiście reakcja na jej zachowanie,
afiszująca się coraz większym namiotem w białych spodniach nie
umknęła jej bystrym oczom.
- Powiedz mi – podeszła blisko,
sunąc palcem wskazującym to górę, to w dół mojej piersi –
dlaczego taki kociak nie kochał się jeszcze.
Zaglądała mi ciekawie w oczy. Poza
ciekawością widziałem coś jeszcze w jej rozszerzonych źrenicach.
- Tak jakoś wyszło... - Marzyłem, by
ją pocałować i na jej ustach właśnie skoncentrowałem wzrok.
Ona na moich.
Centymetry między nami niknęły.
Byłem o krok, od skosztowania tych drobnych warg i o niczym innym
teraz nie marzyłem.
Dłonie oparła o mój tors, a jej usta
czekały na moje.
Czy zrobię to dobrze?
Czy się nie skompromituję?!
Myśli zniknęły, gdy wilgoć jej warg
i zachłanny język natarły na moje usta.
Rejestrowałem wyrywkowo.
Dłonie na
mojej piersi, na szyi, we włosach, jej jęk i biodra przyklejone do
moich.
- Mąka – wydyszała. - Wsyp mąkę.
Oderwała się ode mnie i pchnęła w
kierunku blatu.
Sięgnąłem po chochelkę, nabierając
czubatą porcję i zamierzając wsypać ją do miski z zaczynem.
Wyszło mi kulawo. Obłok mąki opadł
na blat, część wylądowała w misce, a część na podłodze.
- Druga próba. - Zachichotała.
Nabrałem drugą porcję, tym razem
wolniej i zsuwałem ją do płynu.
- Teraz mieszaj powoli.
Chciałem to zrobić powoli, ale stan w
którym się znalazłem przeciwdziałał powolności.
Wbiłem dłoń
w miskę, unosząc mączny obłok wokół.
- Wolniej. - Znów jej koci pomruk i
kolejna porcja krwi spłynęła między moje uda.
- Daj. - Wcisnęła się między mnie, a
miskę ze składnikami. - Pokażę ci jak to zrobić.
Cholera...
Będzie się działo!Jedna uwaga-pierwszy raz palce w cipce zasługują chyba na więcej burzliwych odczuć?;-)
OdpowiedzUsuńl_b
O cholera!
OdpowiedzUsuńFantastyczny tekst. Świetna, duszna atmosfera przesycona seksem.
Wszystko co miało to mi stanęło, a wszystko co miało to zwilgotniało.
Brawo!
TeT
Świetne! Czekam na więcej! :)
OdpowiedzUsuńa ja spytam.. skad taka nazwa "mika-kamaka"??
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale to pierwsze, co mi wpadło do głowy i tak zostało.
OdpowiedzUsuńSpodobało mi się, bo takie klekoczące w wymowie.