I dupa!
Zaczęłam opisywać moją najlepszą przyjaciółkę z "rodzinnej" ulicy i nie potrafię się od tego opisywania oderwać.
Miała ona być tylko wzorem fizycznym postaci do scenariusza niezłego dymanka, ale wychodzi COŚ..
Nie mam na takie sprawy wpływu, nie rozumiem tego, ale tak po prostu jest.
Nie wiem co z tego wyjdzie, ale na razie wspominam i to opisuję.
Jeśli ktoś wszedł tutaj, by poczytać o fajnym bzykanku, to muszę rozczarować.
Nie ma tutaj bzykanka.
Przy tytułach będę dodawać gwiazdki, w zależności od pikanterii tekstu. Przy tym gwiazdki brak :-).
Pewnie dlatego, że opowiadanie zaczyna się w wieku kilku lat rzeczonej Agatki, a w tym wieku jajniki jeszcze śpią u większości kobietek i nie ma mowy o seksualnych wybrykach.
Z drugiej strony, budzenie się seksualności, jest fascynującym czasem w życiu podlotka :-).
Agatka od dziecka była inna.
Nie biegała z innymi dzieciakami po podwórku, nie grała w
klasy i nie bawiła się w chowanego.
Ona czytała „Potop” i miało to miejsce w drugiej klasie
szkoły podstawowej, gdy reszta uczniów ledwo dukała czytanki.
To, że intelektualnie wyprzedzała rówieśników, oraz wiele
od siebie starsze dzieciaki nie było jej jedynym atutem.
Agatka była wyjątkowo
urodziwa. Już jako maleńkie dziecię, jej elfio białe włoski i wielkie błękitne
oczęta wywoływały ochy i achy u babć i ciotek.
W czwartej klasie podstawówki ochy i achy wywoływała inną
częścią siebie. Jako pierwszej w klasie zaczęły jej rosnąć piersi i nie sposób
było tego faktu ukryć.
Agatki nie cieszył ten fakt, jej kolegów owszem. Z radością zachodzili ją od tyłu i strzelali z pierwszego w klasie stanika. Doprowadzało ją to do szału, więc dała sobie z napastliwością kolegów radę w prosty sposób.
Agatki nie cieszył ten fakt, jej kolegów owszem. Z radością zachodzili ją od tyłu i strzelali z pierwszego w klasie stanika. Doprowadzało ją to do szału, więc dała sobie z napastliwością kolegów radę w prosty sposób.
Znokautowała Strzępa.
Strzęp był przedstawicielem płci brzydszej, w wyjątkowo
brzydkim i chuderlawym wydaniu. Wysoki, chudziutki i zgarbiony. Gdy się z
czegoś śmiał, a często robił za błazna klasowego, więc i często się śmiał, jego
twarz marszczyła się, oczy znikały w fałdach skóry twarzy, a wielkie zęby
wybijały się na plan pierwszy. Śmiechem nazywać dźwięki, które z siebie
wydawał, jest ogromną przesadą. Chichotał, jak pies z bajki o imieniu Bełkot,
wyglądał gorzej. A co do jego zębów, były ogromne wszystkie, z wyjątkiem lewej jedynki,
której kawałek stracił, podczas jednego z popisowych wygłupów na korytarzu
szkolnym w przerwie pomiędzy lekcjami. Jego twarz zaliczyła bliskie spotkanie z
posadzką, a kawałek zęba opuścił na stałe komplet uzębienia i tak oto zyskał
dumnie brzmiącą ksywę Strzęp. Dlaczego Strzęp? Z domu nazywał się Strzępiński,
tak więc wyszło samo. Kawałek ułamanego zęba znaleziono, lecz mimo wielu prób
przyklejenia odłamka przez miejscowego stomatologa, ten zawsze odpadał, a w
końcu został przez właściciela połknięty. Ubytek stworzył efektowny wywietrznik
i wyrzutnię śliny, która w szybkim tempie stała się sławna w całej szkole dzięki
swej celności. Strzęp potrafił splunąć na tablicę, siedząc w trzeciej ławce.
Rysowano dla niego nawet na niej tarczę i robiono zakłady, dzięki czemu miał
zawsze kilka dodatkowych, wygranych w zakładach kanapek.
Na jego posturze się one nie odbiły, może miał robaki?
Ale wracając do naszej Agatki…
Gdy po raz kolejny strzelono jej ze stanika, w grzeczną
Agatkę wstąpił demon zagłady.
Padło akurat na Strzępa. Pierwszy cios padł zadany
krzesłem, z którego Agatka zerwała się pobudzona stanikową stymulacją. To by
wystarczyło, ale widać tyle tłumionej złości się w tej drobnej (z wyjątkiem
piersi) dziewczynce zebrało, że przyłożyła jeszcze oszołomionym chłopakiem o
drzwi do klasy. Przyłożyła celnie i skutecznie o klamkę. Druga jedynka chłopaka
ułamała się tworząc malowniczy trójkąt przerwy w jego łopatowatych zębach.
Warga również ucierpiała.
Jaki był efekt tego wybuchu?
Strzęp, jako szkolny chachar dostał naganę, a winy Agatki
nie zauważono w całym zajściu.
Przecież to Agatka! Chluba szkoły, oczko w głowie i takie tam...
Dlaczego rodzice nie podnieśli wrzasku i nie wszczęli
postępowania karnego względem nauczycieli i sprawczyni szkód fizycznych?
To były inne czasy. Nauczyciel był święty, uczniowie nie
pyskowali, a gdy próbowali to linijka przywoływała ich do porządku. Takie razy
naprawdę bolały i zostawiały po sobie czerwone ślady we wnętrzu dłoni dyscyplinowanego
ucznia.
Agatka miała przedziwne zainteresowania. Najdziwniejszym,
było zwiedzanie miejsc zwierzęcych katastrof. Już wtedy wiedziała, że musi być
lekarzem. Dziecko miało takie parcie na skalpel, że nie odpuściło żadnemu
potrąconemu na amen psu, czy kotu.
Lecznica dla zwierząt utylizowała w tamtych czasach
truchła w jeden sposób, wyrzucała je na śmieci, dając tym samym świeży (w
miarę) materiał dla Agacinych zabiegów. Za skalpele służyły jej patyki, kawałki
puszki, szkiełka i inne części przedmiotów użytku codziennego, zbędne ogółowi populacji.
Jej koleżanka z ulicy, ta zawsze głupsza i brzydsza, nie
podzielała fascynacji Agatki, ale dotrzymywała jej mężnie towarzystwa, starając
się nie oddać otoczeniu zawartości swego żołądka, gdy Agatka grzebała w
bebechach największej jak dotąd zdobyczy i obiektu swych amatorskich badań. W
końcu nie codziennie można znaleźć martwą świnię. Cóż, że lekko uszczerbioną
zabiegami robaków i mlaszczącą przy tej sekcji zwłok? To była p r a w d z i w a świnia, a że było lato i upał…
Były wakacje, a dziewczynki, jako najlepsze przyjaciółki razem
spędzały upalne dni na wsi u babci. U babci tylko mieszkały, była zbyt zajętą
kobietą, by poświęcać swój cenny czas miastowym smarkulom. Na szczęście te
świetnie dawały sobie radę same. Ich ulubionymi rozrywkami było wałęsanie się
po lasach, wyżeranie z poszycia leśnego jagód i poziomek, oraz błogie
nicnierobienie dostępne dzieciom w tamtych czasach, nie obciążonych przez
multimedia i nadpobudliwość wywołaną nadmiarem cukru w diecie. No i jeszcze
rejestrowanie rozkładu martwej świni…
Pierwsza fascynacja seksem przyszła w połowie
podstawówki, która miała wtedy osiem klas i zaczęła się od tajemniczego „Zeszytu
więźniów”. Przekazywany ukradkiem z rąk do rąk zeszyt w kratkę, poruszył pół
szkoły. Nie trafił na szczęście w ręce nauczycieli, uświadamiając wiele młodych
istot, których rodzice nie potrafiliby nawet wypowiedzieć plugawego słowa „seks”,
a co tu dopiero mówić o pogadankach na ten temat?!
Wymiętolone kartki pokryte odręcznym pismem i czytane
ukradkiem w ubikacji podczas przerw międzylekcyjnych zostawiały młode
dziewczęta w stanie nieznanego im dotąd pobudzenia, znacząc ich młode
twarzyczki wstydliwym rumieńcem. Agatka, posiadająca zdolność szybkiego
czytania „łyknęła” tekst podczas jednej przerwy i zapragnęła pogłębić wiedzę.
Z pomącą przyszła jej najlepsza koleżanka, Magda. Ta,
miała wrodzony talent poszukiwawczo-odkrywczy. Odkrywała mianowicie wszystko,
co jej zapracowani rodzice skrzętnie przed nią ukrywali. Pewnego dnia znalazła
pomarańczową książkę, o tytule „Sztuka kochania”.
Od tego momentu zaczytywały się
razem w treści podawanej przez Panią Wisłocką, nie mogąc się nadziwić
pomysłowości ciał ludzkich w praktykach seksualnych. Magda chłonęła graficzną
stronę książki i jako samorodny talent plastyczny, przerysowywała ku uciesze
koleżanek ze szkolnych ławek, kochające się pary. Agatka podeszła do
zagadnienia naukowo i postanowiła zbadać siebie manualnie, co też uczyniła w
łazience domowej.
I tak odkryła masturbację…
Jako że była dobrą przyjaciółką, podzieliła się swoimi
odkryciami z Magdą i od tej pory wymieniały się swoimi doświadczeniami, odkrywając nowe techniki poznawania rodzącego się popędu seksualnego.
Rewolucyjnym odkryciem na miarę wynalezienia żarówki, był
dla nich pierwszy kontakt z pornografią.
Okoliczności były dosyć niezwykłe.
Rodzice Magdy, jako
pierwsi przedstawiciele kapitalistycznej części rasy w czasach komuny, postanowili
otworzyć własną wypożyczalnię kaset VHS.
Rzeczona wypożyczalnia mieściła się w piwnicy domku
jednorodzinnego, do której należało się dostać po schodkach w dół, pochylając
się wcześniej z powodu niskiego stropu piwnicznego.
Amatorom filmów nie przeszkadzało to wcale.
Dlaczego?
Oficjalna zawartość filmoteki ustawiona była we frontowej
części pomieszczenia i zawierała wyłącznie ambitne ekranizacje
dzieł polskich pisarzy. Nie po to jednak przychodzili klienci.
Bazą zarobkową było pudło ukryte w pomieszczeniu obok i
zasłonięte kotarą wykonaną z prześcieradła. To w tym pudle znajdowały się hity
kina amerykańskiego, niejednokrotnie w fatalnej jakości kopii. Miejscem
nabywania, a raczej wymiany kaset VHS, była giełda, lub cicho ciemna strefa
targowisk, gdzie wymiany dokonywało się na podstawie chodliwości danego tytułu.
Z ręki do ręki, czasami jakaś dopłata i chodu. Niejednokrotnie trafiało się na
pustą taśmę, lub całkowicie inny film od tego, którego tytuł widniał na froncie
pudełka kasety.
Większą część pudła z piracką jej zawartością stanowiły
filmy XXX.
Dziewczyny, już wtedy licealistki, nie miały problemu z
dobraniem się do interesującej je zawartości filmoteki.
Rodzice Magdy co tydzień wyjeżdżali na wieś, gdzie w
towarzystwie zaprzyjaźnionego małżeństwa mogli oddawać się urokom
wielogodzinnej gry w karty. To była fascynacja Kanastą, w czasie której ich
popielniczki przepełniały się petami, a nie raz połówka czystej dotrzymywała im
towarzystwa. Z czasem stało się to ich rytuałem.
Przezornie przewidzieli jednak zainteresowanie
nierozłącznych przyjaciółek zawartością piwnicznej wypożyczalni. Świetnym
pomysłem wydawało im się zabieranie z sobą kabla łączącego odtwarzacz kaset z
telewizorem.
Nie przewidzieli jednego…
Ich dziecko było samorodnym MC’Giverem. Obeszło brak
łącznika pomiędzy urządzeniami zwykłym kablem.
Cóż, że ucierpiała na tym jakość
dźwięku i obrazu. Było widać kutasy, cipki i było słychać odgłosy i po raz
pierwszy zobaczyły Rona Jeremy…
Oszszsz...w mordę,kiedy dalszy ciąg?Lubię takie biografioły!
OdpowiedzUsuńJeśli się uda, to dziś ;-)
OdpowiedzUsuńAleż ze mnie carpaccio z buraka! R.Jeremego musiałam sobie wyguglać i okazuje się ,ze znam go z ...teledysków.Tyle życia zmarnowałam...
OdpowiedzUsuńZapowiada się kolejna świetna seria :D
OdpowiedzUsuńDemonica
Czytam "cofając się do tyłu" jak mówi mój ojciec.Fajne.Łza się w oku...
OdpowiedzUsuńl_b
"Sztuka kochania" Wisłockiej! Książka leży do dziś! Czułam się jakbym czytała o mnie i mojej kuzynce. ;) Też przerabiałyśmy tę książkę schowane w szafie z latarką, żeby nikt nas nie nakrył. ;) Studiowałyśmy jeszcze "Listy intymne" Lwa Starowskiego czy jakoś tak on się nazywał. Przypomniałaś mi śmieszne i fajne czasy. Dziękuję! ;)
OdpowiedzUsuń